Rozdział dedykuję wszystkim wiernym czytelnikom i czytelniczką za to ,że wytrwale czekają aż dodam nowy rozdział ;D.
Fede
Dojechałem pod wskazany wcześniej adres. Przyznam ,że lekko się zdziwiłem. Tomas mieszka w niezłej melinie. Biorąc pod uwagę to ile kasy zdzierał z mojego ojca myślę ,że mógłby spokojnie wynająć sobie apartament zamiast mieszkać w przyczepie kempingowej. Wysiadłem z mojego auta po czym szybko ruszyłem w kierunku drzwi. Uderzyłem w nie kilka razy pięścią. Po kilku sekundach otwarł mi je Tomas. W dłoni trzymał puszkę z najtańszym piwem. Wyglądał jak menel. Chwiejąc się zaśmiał się pod nosem.
-O kogo ja tu widzę ! Mój piepszony braciszek od siedmiu boleści...-zaczął mówić na co ja przywaliłem mu w gębę. Z jego wargi i nosa zaczęła płynąć struga krew. Zdezorientowany dotknął opuszkami palców swoich ust. Zerknął na dłoń która była cała w czerwonej cieczy. Wciąż oszołomiony spojrzał na mnie wyczekując aż coś powiem.
-Kazałem Ci zostawić Ludmiłę w spokoju ale mnie nie posłuchałeś. Twój błąd. Lepiej dla ciebie żebyś więcej go nie powtórzył.-powiedziałem stojąc nad nim.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam ?-zapytał kiedy wypluł krew ze swoich ust i stanął na nogach.
- Myślałeś ,że Cię nie znajdę ? Widoczne nie wiesz na co mnie stać.-oznajmiłem po czym odszedłem zostawiając za sobą bruneta. Jestem pewny ,że Tomas nie pójdzie na policję bo zbyt bardzo się boi. Wie ,że mam tam znajomości i niczego nie ugra. Nawet jeśli odważyłby się zgłosić mnie na policję to wystarczy niewielka kaucja bym wyszedł na wolność a wtedy nie dałbym mu żyć, tak jak on nie daje mi.
Violetta
- Jja już pójdę się położyć.-powiedziałam zaskoczona kiedy oderwaliśmy się od siebie. Podniosłam się szybko z podłogi i pobiegłam do swojego pokoju. Weszłam do sypialni po czym zamknęłam za sobą drzwi. Z bezradności zsunęłam się po nich i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam czy to są łzy szczęścia czy smutku. Oba te uczucia mieszały się we mnie. Z jednej strony tak bardzo cieszyłam się ,że znów mogłam poczuć smak jego delikatnych warg za których dotykiem tęskniłam każdego dnia ,ale z drugiej strony to mogło zniszczyć naszą przyjaźń nad którą ciężko pracowaliśmy cały dzisiejszy dzień. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy jak wiele może zmienić jeden spontaniczny pocałunek. Nie wiedziałam jak mam się teraz zachować czy mam udawać ,że nic się nie stało czy może porozmawiać z nim o tym. Próbowałam wymyślić takie rozwiązanie by nie skrzywdzić nim Leona. Nie wybaczyłabym sobie gdybym go zraniła. Tak na prawdę przez cały ten czas próbowałam oszukać samą siebie ,że nie zależy mi na nim lecz Leon to jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Mogłabym wmawiać sobie ,że go nie kocham ale tak nie jest. Zawsze go kochałam i będę kochać. Nie chcę żeby myślał ,że ten pocałunek był mi obojętny. To była jedna z najbardziej magicznych chwil jaką przeżyłam po naszym zerwaniu. Niechętnie podniosłam się z podłogi by móc bezradnie rzucić się na satynową pościel i pogrążyć się we łzach.
Odkąd ja i Leon pocałowaliśmy się nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie potrafiłam zdobyć się na odwagę by z nim porozmawiać. Jest teraz pierwsza w nocy a ja wciąż nie mogę zasnąć. Cały czas myślę o naszym pocałunku. W końcu postanowiłam wyjść na zewnątrz by wszystko sobie przemyśleć i zaczerpnąć świeżego powietrza. Zarzuciłam na siebie mój stary, czarny płaszcz po czym wyszłam wyszłam z domu. Na zewnątrz zobaczyłam ,że na murku siedzi Leon. Patrzył skupiony w ziemie paląc przy tym papierosa. Nie pewnym krokiem podeszłam do niego.
-Cześć.-oznajmiłam zdenerwowana kiedy stanęłam obok niego.
-Hej.-odpowiedział z nieśmiałym uśmiechem po czym zaciągnął się dymem z papierosa i wrzucił go do kałuży.
-Od dawna palisz?-zapytałam siadając obok niego.
-Tak od jakiś...dwóch lat.-powiedział nieśmiało na mnie spoglądając. Dopiero teraz przekalkulowałam sobie w głowie ,że rozstałam się z nim dwa lata temu i ,że wyjechałam też dwa lata temu. Więc teoretycznie to może być moja wina. Zanim zdążył się cokolwiek odezwać ja już prawiłam sobie w myślach kazanie.
-Zacząłem kiedy Diego...- tłumaczył ledwo słyszalny głosem lecz po chwili przestał mówić. Widać było jak ciężko mu jest o tym myśleć a co dopiero mówić. Sama wiem jak ciężko to przeżywał. Śmierć najlepszego przyjaciela to ogromny cios w serce. Mimo ,że wtedy już nie byliśmy razem to było mi go bardzo żal. Kiedy ostatni raz widziałam go na pogrzebie był całkowicie nie obecny.
-Wiem. Tak mi przykro. To był twój najlepszy przyjaciel.-powiedziałam i bez namysłu go przytuliłam. On wtulił się we mnie.
-Tęskniłem za Tobą.-powiedział wtulając się w moje włosy. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Ja za Tobą też. Nawet nie wiesz jak bardzo .-odpowiedziałam pocierając dłonią jego plecy .
-Mogę Cię gdzieś zabrać ?-zapytał po chwili.
-Pewnie. A gdzie chcesz iść ?-zapytałam z uśmiechem i oderwałam się od niego.
-To niespodzianka.-powiedział i podciągnął mnie za rękę.
-Mogę już otworzyć oczy?-pytałam po raz setny. W końcu zatrzymaliśmy się w miejscu. Leon powolnie zdjął dłoń z mojej twarzy i nieznacznie się ode mnie odsunął.
- Teraz już możesz.-powiedział i spojrzał na mnie wyczekując jakiejś reakcji. W jego oczach pojawił się ten charakterystyczny blask. Iskierka która miała w sobie tyle miłości i nadzieji ,że mogłaby zbawić cały świat. Kiedy zatopiłam się w jego pistacjowych tęczówkach wszystkie najpiękniejsze wspomnienia wróciły do mnie jak bumerang. Większość tych chwil miała miejsce właśnie tutaj- w uroczym parku z widokiem na morze . Pierwszy pocałunek, randki, niekończące się rozmowy i zwierzenia. Każda drobnostka dzięki której staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi a potem parą.
-Tęskniłam za tym miejsce.-powiedziałam ze łzami w oczach.
-Ja też. Dawno nas tu nie było.- powiedział i położył swoją głowę na moim ramieniu. Po chwili delikatnie odwróciłam się w jego stronę i pocałowałam go. Oderwaliśmy się od siebie nieznacznie by za moment ponownie wbić się w swoje usta. Oboje byliśmy spragnieni siebie. Każdy dotyk,pocałunek wyrażał nasze uczucia. Tęsknota, ból, pożądanie i bezgraniczna miłość zmieszały się by stworzyć jedność. Jedność która doskonale ze sobą współgrała. Po kilku minutach namiętnych pocałunków zrzuciliśmy z siebie naszą garderobę i położyliśmy się na mokrej od rosy trawie.. Kiedy zmęczeni opadliśmy z sił ubraliśmy się w nasze ubrania i położyliśmy się obok siebie. Leon splótł nasze dłonie razem poczym zaczął je gładzić swoim kciukiem. Uśmiechnięta zaczęłam obserwować gwiazdy.
-O czym teraz myślisz?-zapytał również obserwując gwieździste niebo.
-O tym co by było gdybym nie poszła na tą cholerną imprezę.-odpowiedziałam i zerknęłam na niego smutna. On również spojrzał na mnie i pocałował czule moje czoło.
-Nie obwiniaj się o to. Jedyną osobą która tutaj zawiniła jestem ja.- powiedział i spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem.
-Kocham Cię. -dodał po chwili i pocałował mnie czule. Kiedy oderwaliśmy się od siebie po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Ejjj , co się stało?-zmartwił się szatyn i starł kciukiem słoną krople z mojego policzka.
-Bo... wszystko spieprzyłam. Gdyby nie to ,że wtedy tak na Ciebie naskoczyłam teraz pewnie bylibyśmy razem, szczęśliwi... -powiedziałam i rozpłakałam się dobre. Leon tylko przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno przytulił.
-Przecież jesteśmy teraz razem, szczęśliwi nie mozesz wciąż obwiniać się o to co było kiedyś. Najlepiej będzie jak o tym wszystkim zapomnimy. Niech pozostaną nam tylko te dobre wspomnienia. Dobrze ?-zapytał zerkając mi w oczy. Ja tylko lekko się uśmiechnęłam i przytaknęłam.
-Jesteś wspaniały.-powiedziałam i pocałowałam go czule w usta. Po chwili zaczął padać obfity deszcz któremu towarzyszyły białe przebłyski na niebie szybko poderwaliśmy się z miejsc i zaczęliśmy biec w stronę domu. Nagle stanęłam w miejscu bo poczułam mocne ukłucie w głowę. Leon stanął obok mnie i przerażony zaczął pytać co mi jest. Ja przez promieniujący ból nie byłam w stanie mu odpowiedzieć.
Ludmiła
Odkąd wróciłam z firmy Federica nie mogę znaleźć sobie miejsca. Chodzę po całym domu wciąż nie przestając myśleć o dzisiejszym dniu. W głowie cały czas słyszę echo słów Tomasa. Jego szyderczy uśmieszek i żądne zemsty oczy wciąż są jedynym obrazem jaki widzę. Nie potrafię zrozumieć po co on to wszystko robi. Postanowiłam napisać do niego wiadomość.
Do: Tomas
Spotkajmy się w Resto za 20 min.
Po kilku minutach dostałam od niego odpowiedź. Tak jak się spodziewałam zgodził się. Nie pytał nawet dlaczego chyba spodziewał się tego prędzej czy później to tego dojdzie. Nałożyłam na siebie swój beżowy płaszcz który sięgał moich kolan, wzięłam do ręki pikowaną kopertówkę w tym samym kolorze po czym opuściłam swój dom. Zakluczyłam drzwi po czym zeszłam po schodkach po kilku sekundach wsiadłam do czekającej na mnie taryfy. Podałam kierowcy adres. Mężczyzna przytaknął z uśmiechem po czym ruszył w kierunku Resto. Mimo ,że boję się tego spotkania to wiem ,że muszę to zrobić dla mojej rodziny. Mam dosyć tych wszystkich problemów i kłótni. Nie chcę żeby moi bliscy cierpieli przez moją przeszłość. Nim się obejrzałam dotarłam na miejsce. Dałam kierowcy jak zwykle studolarowy banknot po czym wysiadłam z samochodu. Weszłam do knajpki i usiadłam przy jednym z dwuosobowych stolików. Po kilku minutach pojawił się Tomas. Usiadł na przeciwko mnie bacznie mi się przyglądając. Zerknęłam na niego niepewnie. Miał rozcięta wargę i lekko zaczerwieniony nos. Kiedy spostrzegł ,że mu się przyglądam od razu przyłożył sobie dłoń do twarzy by zakryć skaleczone usta.
-Czemu chciałaś się ze mną spotkać?- zapytał znudzonym głosem wystukując przy tym niesforny rytm. Spojrzałam wtedy na jego dłoń dając mu przy tym do zrozumienia aby przestał uderzać palcami o stolik. Chłopak westchnął głośno po czym teatralnie wywrócił oczami. Skrzyżował ręce na klatce po czym ponaglił mnie.
-Nie mam zbyt wiele czasu. Mozesz sie streszczać?-
-Mogę. Mam tylko jedno pytanie.-powiedziałam na co on przytaknął wyczekując mojej dalszej wypowiedzi.- Dlaczego nękasz moja rodzinę?!-
-Ojj nie przesadzaj. Po co używać tak ostrych słowa. Powiedziałbym raczej ...uprzykrzać.-oznajmił żartując ze mnie. Ja spojrzałam na niego wymownie.
-Czy Ciebie to bawi ?!-
-Posłuchaj kotku...ja w przeciwieństwie do mojego braciszka nie miałem życia usłanego różami. Nie miałem domu, rodziny, rodziców byłem sam. Za to nasz Feduś miał wszystko kochającą rodzinkę, firmę tatusia, dziecko do tego moją byłą. Ale to już nie potrwa długo.-oznajmił z uśmieszkiem.
-To ty pieprzyłeś się z Larą i zrobiłeś z nią dziecko nie ja. Nikt Ci jej nie wpychał do łóżka...chociaż to może i dobrze ,że w porę się opamiętałam.-powiedziałam zła.
-A ty pewna jesteś ,że Diana to jego córka ?-zapytał spoglądając na mnie. Wtedy przez głowę przeszły mi urywki wspomnień z gwałtu. W oczach stanęły mi świeczki. Widziałam siebie jak próbowałam się wyrwać z jego objęć. Leżałam cała zapłakana na zimnym betonie a on bestialsko zrywał moje ubrania.
-Ciekawe czy braciszek byłby szczęśliwy?-
-Diana to córka Fede i moja. Nawet na to nie licz !-powiedziałam ledwo powstrzymując łzy. On uśmiechnął się szyderczo po czym podniósł z krzesła.
-Zapłać za mnie.-powiedział i jak zwykle uśmiechnięty opuścił lokal. Wtedy dałam upust łzą. Nawet przez myśl by mi nie przeszło ,że Diana to może być córka Tomasa.
***
Oto przed wami 19^^^
Już tak blisko do przekroczenia magicznej dwudziestki ;D Jak przeczytałam Wasze komentarze to nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się cieszyłam:$
Postanowiłam zostać na blogu i dodawać częściej rozdziały w miarę możliwości. W tym tygodniu będzie trochę ciężko bo mam 5 testów :'(( Ale jeszcze zobaczę. Mam nadzieję ,że rozdział wam się spodobał. Czekam na wasze opinię i DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze <3<3<3
Buziaki :***
poniedziałek, 3 listopada 2014
czwartek, 23 października 2014
Rozdział XVIII: O niebo lepiej.
Leon
Właśnie wyszliśmy z zakładu ślusarskiego. Znalezienie tego miejsca wcale nie było takie proste. Zajęło nam to grubo ponad dwie godziny. Postanowiliśmy z Vilu ,że ją odprowadzę a potem pójdę do siebie. Cały ten dzień nieźle dał nam obojgu w kość.
-Oh co za ulga. Nareszcie czuje ,że mam prawą dłoń.-powiedziała Violetta masując swój nadgarstek.
-Witaj w klubie. Też dopiero odzyskuję czucie w ręce.- zażartowałem i delikatnie się uśmiechnąłem. W końcu zatrzymaliśmy się koło domu szatynki. Wtedy usłyszeliśmy odgłos tłuczonego szkła. Violetta złapała mnie kurczowo za rękaw i zerknęła na mnie przerażona. Sam lekko się wystraszyłem.
-Leon co to było?- zapytała trzymając mnie za rękę. Ja wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem od razu na policje. Po kilku minutach byli już na miejscu.
-Dzień dobry czy to państwo zgłaszali włamanie ?-zapytał mężczyzna w niebieskim uniformie.
-Tak to my. Przyszliśmy tutaj kilka minut temu i usłyszeliśmy nagle dźwięk tłuczonej szyby lub czego takiego. Zaniepokoiliśmy się ,że to może być włamywacz.-wyjaśniłem szybko podczas kiedy dwójka pozostałych policjantów przeszukiwała mieszkanie. Po chwili wyszli na zewnątrz.
-Nikogo nie ma.-krzyknęła kobieta. Funkcjonariuszy który spisywał nasze zeznania przytaknął lekko głową.
-Możemy zabrać jakieś ubrania ? -zapytałem kiedy skończyłem odpowiadać na pytania.
-Niestety to nie jest możliwe. Teren musi zostać zabezpieczony.-powiedział mężczyzna. Violetta się rozpłakała, widać było ,że nie daje już sobie rady z tym wszystkim. Cały dzisiejszy dzień nie należał chyba do jej najlepszych.
-Ciii. Nie płacz wszystko będzie dobrze .-powiedziałem kiedy dziewczyna przytuliła się do mnie.
-Leon nic nie będzie dobrze. Odkąd tu jest mam same problemy, kłopoty. Jestem chodzącym fatum.-oznajmiła wciąż się we mnie wtulając.
-Nie mów tak. Pójdziemy teraz do mnie ,są tam twoje ubrania które zapomniałaś zabrać i zamieszkasz u mnie do wyjaśnienia sprawy. Dobrze ?-zapytałem delikatnie głaszcząc jej włosy.
-Jesteś pewny ?-zapytała. Ja tylko przytaknąłem. Po rozmowie z komisarzem zabrałem ją do siebie.
-Nic się tu nie zmieniło.-powiedziała kiedy weszliśmy do środka. Ja lekko się uśmiechnąłem.
-Pewnie chcesz się przebrać ?-
- Wiesz trochę dziwnie jest chodzić cały dzień w obcisłej miniówce.-oznajmiła po czym się zaśmiała.
-Wszystkie twoje rzeczy są w tym samym miejscu. Reczniki są w łazience jakbyś chciała wziąć prysznic.-powiedziałem z uśmiechem. Violetta odpowiedziała mi tym samym. Kiedy dziewczyna poszła na górę ja udałem się do kuchni by przygotować nad coś do jedzenia. Po kilkunastu minutach Viola zeszła na dół.
-O niebo lepiej.-powiedziała z szerokim uśmiechem.
-Pamiętam tą bluzkę. Kiedyś jak byliśmy w parku to ptak Ci na nią narobił.-powiedziałem i głośno się roześmiałem dziewczyna spojrzała na mnie oburzona.
-Nie prawda.-
-Prawda, prawda. Później jak to zobaczyłaś zaczęłaś piszczeć " Aaa, zdejmij to ! Zaraz zwymiotuje !"-powiedziałem śmiejąc się do rozpuku. Zdenerwowana Violetta zaczęła mnie ganiać po całym domu. Po kilku minutach schowałem się za drzwiami by za chwilę wystraszyć Viole. Kiedy wyskoczyłem zza nich szatynka potknęła się i pociągnęła mnie ze sobą ba podłogę. Pod wpływem emocji zaczęliśmy się całować.
Fede
Jak ja mam to wszystko odkręcić. Nie chciałem jej niczego mówić by jej nie zranić a wyszło jeszcze gorzej. Liczyłem się z tym ,że nie utrzymam tego w tajemnicy ale nigdy nie miałem okazji jej o tym powiedzieć. Teraz Ludmiła nie chce nawet na mnie patrzeć. Postanowiłem dać jej trochę czasu i nie wydzwaniać do jej przynajmniej na razie. Wiem,że ciężko jej będzie oswoić się z tym faktem. Sam wciąż nie mogę uwierzyć ,że Tomas to mój brat. To jedna z najbardziej obrzydliwych myśli jaka krąży mi po głowie ,że taki sukinsyn, zboczeniec i prostak jest moją rodziną. Nigdy nie wybaczę mojemu ojcu tego co zrobił mnie i matce. Swoją bezmyślnością przekreślił wszystko. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Przez niego moje małżeństwo wisi teraz na włosku. Jeśli Ludmiła mnie zostawi nie daruję im tego.
-Harriett ,połącz mnie z moim prawnikiem.-powiedziałem do mojej sekretarki po czym odłożyłem słuchawkę. Po mój telefon oddzwonił. Podniosłem szarą słuchawkę i przyłożyłem ją sobie do ucha.
-Witaj Frank, mam do Ciebie sprawę.-
-Cześć. O co chodzi ?-
-Mógłbyś dla mnie kogoś namierzyć ?-
-Pewnie. Masz może jego numer telefonu?-
-Tak, zaraz Ci go wyśle mailem. Mam nadzieję ,że to pozostanie między nami.-oznajmiłem.
-Naturalnie. Postaram się to załatwić jak najszybciej.-
-Dzięki. Na razie.-odpowiedziałem po czym się rozłączyłem. " No to teraz mi się nie wywiniesz" pomyślałem i wysłałem wiadomość z numerem telefonu Tomasa do Franka. Już po kilkunastu minutach dostałem maila z jego adresem. Wyszedłem z firmy po czym wsiadłem do mojego samochodu i pojechałem pod wskazany adres.
Fran
Wciąż wyczekuję na telefon od Ludmiły. Miała zaraz do mnie zadzwonić by mi wszystko wyjaśnić a minęło już kilka godzin. Violetta też się nie odzywa. Wydaje mi się ,że domyśliła się ,że próbujemy zeswatać ją z Leonem , ale mimo wszystko postanowiłam im nie przeszkadzać i zadzwonić dopiero jutro. Z nerwów nie mogłam znaleźć sobie miejsce więc poszłam do kuchni by coś ugotować. Gotowanie to moja druga pasja. Jest dla mnie jak taniec pomaga mi się uspokoić i zrelaksować. Postanowiłam nie robić żadnych wypieków bo dość się już dzisiaj ich najadłam w cukierni. Lepiej zrobić coś lekkiego np. jakąś sałatkę. Sięgnęłam więc do lodówki po potrzebne składniki. Kiedy zabrałam się za cięcie warzyw zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam mając nadzieję ,że to któraś z moich przyjaciółek. Pociągnęłam za klamkę i ujrzałam Marco.
-O hej, ale niespodzianka.-powiedziałam z szerokim uśmiechem i pocałowałam go czule w usta.
-Mmm, uwielbiam takie powitania. Pomyślałem ,że może przyda Ci się towarzystwo więc mam ze sobą wino i flim.-oznajmił wchodząc do środka. Uśmiechnęłam się wesoło.
-Przyda mi się pomoc w kuchni.- powiedziałam całując jego policzek. Szatyn zdjął swoją kurtkę po czym ruszył za mną.
-Ty będziesz ciąć warzywa ,a ja zrobie sos.-oznajmiła kiedy byliśmy już w kuchni.
-Robi się szefie.- ja się tylko zaśmiałam po czym dałam mu nóż. Bawiliśmy się przy tym jak małe dzieci. Nagle Marco rozciągał sobie palec.
-Masz jakiś plaster bo leci mi krew.-powiedział trzymając palec w buzi by zatamować krew.
-Pokaż to.-
-Daj spokój przecież to nic takiego. Trochę krwi i tyle.-oznajmił a ja złapałam jego dłoń. Z palca krew ciekła ciurkiem. Wyciągnęłam z szafki apteczkę. Wzięłam wodę utlenioną i polałam nią ranę. Woda zaczęła się pienić więc poczekałam chwilę po czym wytarłam ja delikatnie gazą. Zakleiłam palec plastrem po czym szeroko się uśmiechnęłam.
-Spokojnie. Przeżyjesz.-oznajmiłam widząc jego skwaszoną minę spowodowaną widokiem krwi.
-Dziękuję. Co ja bym bez Ciebie zrobił?-zapytał tuląc mnie do siebie.
-Chyba byś się nie wykrwawił.-powiedziałam gładząc dłonią jego plecy. On lekko pocałował mnie w głowę.
-Kocham Cię.-dodał szeptem a ja lekko się do siebie uśmiechnęłam.
-Ja Ciebie też.-powiedziałam i delikatnie musnęłam jego usta.
-Ty mnie też, co ?-zapytał udając ,że nie wie o co mi chodzi.
-Ja Ciebie też kocham, głuptasie.-oznajmiłam słodko po czym zmierzwiłam dłonią jego gęste włosy. On z uśmiechem na twarzy pocałował mnie czule w usta.
-Pójdziesz włączyć film, a ja to dokończę?-zapytałam wskazując wzrokiem pocięte warzywa. W odpowiedzi Marco lekko przytaknął po czym skradł mi kolejnego buziaka. Kiedy już skończyłam przyrządzać sałatkę postanowiłam umyć naczynia. Napełniłam zlew ciepłą wodą i zaczęłam myć w nim talerzyki. Nagle poczułam dłonie Marco na moich biodrach. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem co nie uległo uwadze szatyna. Chłopak odgarnął moje kruczoczarne włosy na prawe ramię po czym przyłożył usta do mojej szyi i delikatnie zaczął ją całować. Odchyliłam głowę by miał do niej lepszy dostęp.
-Pomóc Ci ?-zapytał szeptem kiedy oderwał się od mojej szyi.
-Nie, już skończyłam, ale dziękuję jesteś kochany.-odpowiedziałam i cmoknęłam jego policzek.
-Taki jestem. Gentelman w każdym calu.-zażartował po czym zaczął mnie całować. Kiedy zmierzaliśmy do salonu oderwał się ode mnie na chwilę żeby szybkim ruchem podnieść mnie na ręce. Wystraszona pisnęłam ,lecz chłopak od razu uciszył mnie pocałunkiem. Na nogach postawił mnie dopiero w mojej sypialni. Wciąż nie przestając się całować położyliśmy się na łóżku.
***
Tak prezentuję się 18 ^^
Mam do was pytanie:Czy chcecie żebym nadal prowadziła tego bloga ? Jeśli tak napiszcie to w komentarzu. Ciekawi mnie czy ktoś w ogóle chce to czytać. Jeśli będzie chociaż kilka komentarzy zostanę.
Buziaki:***
Właśnie wyszliśmy z zakładu ślusarskiego. Znalezienie tego miejsca wcale nie było takie proste. Zajęło nam to grubo ponad dwie godziny. Postanowiliśmy z Vilu ,że ją odprowadzę a potem pójdę do siebie. Cały ten dzień nieźle dał nam obojgu w kość.
-Oh co za ulga. Nareszcie czuje ,że mam prawą dłoń.-powiedziała Violetta masując swój nadgarstek.
-Witaj w klubie. Też dopiero odzyskuję czucie w ręce.- zażartowałem i delikatnie się uśmiechnąłem. W końcu zatrzymaliśmy się koło domu szatynki. Wtedy usłyszeliśmy odgłos tłuczonego szkła. Violetta złapała mnie kurczowo za rękaw i zerknęła na mnie przerażona. Sam lekko się wystraszyłem.
-Leon co to było?- zapytała trzymając mnie za rękę. Ja wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem od razu na policje. Po kilku minutach byli już na miejscu.
-Dzień dobry czy to państwo zgłaszali włamanie ?-zapytał mężczyzna w niebieskim uniformie.
-Tak to my. Przyszliśmy tutaj kilka minut temu i usłyszeliśmy nagle dźwięk tłuczonej szyby lub czego takiego. Zaniepokoiliśmy się ,że to może być włamywacz.-wyjaśniłem szybko podczas kiedy dwójka pozostałych policjantów przeszukiwała mieszkanie. Po chwili wyszli na zewnątrz.
-Nikogo nie ma.-krzyknęła kobieta. Funkcjonariuszy który spisywał nasze zeznania przytaknął lekko głową.
-Możemy zabrać jakieś ubrania ? -zapytałem kiedy skończyłem odpowiadać na pytania.
-Niestety to nie jest możliwe. Teren musi zostać zabezpieczony.-powiedział mężczyzna. Violetta się rozpłakała, widać było ,że nie daje już sobie rady z tym wszystkim. Cały dzisiejszy dzień nie należał chyba do jej najlepszych.
-Ciii. Nie płacz wszystko będzie dobrze .-powiedziałem kiedy dziewczyna przytuliła się do mnie.
-Leon nic nie będzie dobrze. Odkąd tu jest mam same problemy, kłopoty. Jestem chodzącym fatum.-oznajmiła wciąż się we mnie wtulając.
-Nie mów tak. Pójdziemy teraz do mnie ,są tam twoje ubrania które zapomniałaś zabrać i zamieszkasz u mnie do wyjaśnienia sprawy. Dobrze ?-zapytałem delikatnie głaszcząc jej włosy.
-Jesteś pewny ?-zapytała. Ja tylko przytaknąłem. Po rozmowie z komisarzem zabrałem ją do siebie.
-Nic się tu nie zmieniło.-powiedziała kiedy weszliśmy do środka. Ja lekko się uśmiechnąłem.
-Pewnie chcesz się przebrać ?-
- Wiesz trochę dziwnie jest chodzić cały dzień w obcisłej miniówce.-oznajmiła po czym się zaśmiała.
-Wszystkie twoje rzeczy są w tym samym miejscu. Reczniki są w łazience jakbyś chciała wziąć prysznic.-powiedziałem z uśmiechem. Violetta odpowiedziała mi tym samym. Kiedy dziewczyna poszła na górę ja udałem się do kuchni by przygotować nad coś do jedzenia. Po kilkunastu minutach Viola zeszła na dół.
-O niebo lepiej.-powiedziała z szerokim uśmiechem.
-Pamiętam tą bluzkę. Kiedyś jak byliśmy w parku to ptak Ci na nią narobił.-powiedziałem i głośno się roześmiałem dziewczyna spojrzała na mnie oburzona.
-Nie prawda.-
-Prawda, prawda. Później jak to zobaczyłaś zaczęłaś piszczeć " Aaa, zdejmij to ! Zaraz zwymiotuje !"-powiedziałem śmiejąc się do rozpuku. Zdenerwowana Violetta zaczęła mnie ganiać po całym domu. Po kilku minutach schowałem się za drzwiami by za chwilę wystraszyć Viole. Kiedy wyskoczyłem zza nich szatynka potknęła się i pociągnęła mnie ze sobą ba podłogę. Pod wpływem emocji zaczęliśmy się całować.
Fede
Jak ja mam to wszystko odkręcić. Nie chciałem jej niczego mówić by jej nie zranić a wyszło jeszcze gorzej. Liczyłem się z tym ,że nie utrzymam tego w tajemnicy ale nigdy nie miałem okazji jej o tym powiedzieć. Teraz Ludmiła nie chce nawet na mnie patrzeć. Postanowiłem dać jej trochę czasu i nie wydzwaniać do jej przynajmniej na razie. Wiem,że ciężko jej będzie oswoić się z tym faktem. Sam wciąż nie mogę uwierzyć ,że Tomas to mój brat. To jedna z najbardziej obrzydliwych myśli jaka krąży mi po głowie ,że taki sukinsyn, zboczeniec i prostak jest moją rodziną. Nigdy nie wybaczę mojemu ojcu tego co zrobił mnie i matce. Swoją bezmyślnością przekreślił wszystko. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Przez niego moje małżeństwo wisi teraz na włosku. Jeśli Ludmiła mnie zostawi nie daruję im tego.
-Harriett ,połącz mnie z moim prawnikiem.-powiedziałem do mojej sekretarki po czym odłożyłem słuchawkę. Po mój telefon oddzwonił. Podniosłem szarą słuchawkę i przyłożyłem ją sobie do ucha.
-Witaj Frank, mam do Ciebie sprawę.-
-Cześć. O co chodzi ?-
-Mógłbyś dla mnie kogoś namierzyć ?-
-Pewnie. Masz może jego numer telefonu?-
-Tak, zaraz Ci go wyśle mailem. Mam nadzieję ,że to pozostanie między nami.-oznajmiłem.
-Naturalnie. Postaram się to załatwić jak najszybciej.-
-Dzięki. Na razie.-odpowiedziałem po czym się rozłączyłem. " No to teraz mi się nie wywiniesz" pomyślałem i wysłałem wiadomość z numerem telefonu Tomasa do Franka. Już po kilkunastu minutach dostałem maila z jego adresem. Wyszedłem z firmy po czym wsiadłem do mojego samochodu i pojechałem pod wskazany adres.
Fran
Wciąż wyczekuję na telefon od Ludmiły. Miała zaraz do mnie zadzwonić by mi wszystko wyjaśnić a minęło już kilka godzin. Violetta też się nie odzywa. Wydaje mi się ,że domyśliła się ,że próbujemy zeswatać ją z Leonem , ale mimo wszystko postanowiłam im nie przeszkadzać i zadzwonić dopiero jutro. Z nerwów nie mogłam znaleźć sobie miejsce więc poszłam do kuchni by coś ugotować. Gotowanie to moja druga pasja. Jest dla mnie jak taniec pomaga mi się uspokoić i zrelaksować. Postanowiłam nie robić żadnych wypieków bo dość się już dzisiaj ich najadłam w cukierni. Lepiej zrobić coś lekkiego np. jakąś sałatkę. Sięgnęłam więc do lodówki po potrzebne składniki. Kiedy zabrałam się za cięcie warzyw zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam mając nadzieję ,że to któraś z moich przyjaciółek. Pociągnęłam za klamkę i ujrzałam Marco.
-O hej, ale niespodzianka.-powiedziałam z szerokim uśmiechem i pocałowałam go czule w usta.
-Mmm, uwielbiam takie powitania. Pomyślałem ,że może przyda Ci się towarzystwo więc mam ze sobą wino i flim.-oznajmił wchodząc do środka. Uśmiechnęłam się wesoło.
-Przyda mi się pomoc w kuchni.- powiedziałam całując jego policzek. Szatyn zdjął swoją kurtkę po czym ruszył za mną.
-Ty będziesz ciąć warzywa ,a ja zrobie sos.-oznajmiła kiedy byliśmy już w kuchni.
-Robi się szefie.- ja się tylko zaśmiałam po czym dałam mu nóż. Bawiliśmy się przy tym jak małe dzieci. Nagle Marco rozciągał sobie palec.
-Masz jakiś plaster bo leci mi krew.-powiedział trzymając palec w buzi by zatamować krew.
-Pokaż to.-
-Daj spokój przecież to nic takiego. Trochę krwi i tyle.-oznajmił a ja złapałam jego dłoń. Z palca krew ciekła ciurkiem. Wyciągnęłam z szafki apteczkę. Wzięłam wodę utlenioną i polałam nią ranę. Woda zaczęła się pienić więc poczekałam chwilę po czym wytarłam ja delikatnie gazą. Zakleiłam palec plastrem po czym szeroko się uśmiechnęłam.
-Spokojnie. Przeżyjesz.-oznajmiłam widząc jego skwaszoną minę spowodowaną widokiem krwi.
-Dziękuję. Co ja bym bez Ciebie zrobił?-zapytał tuląc mnie do siebie.
-Chyba byś się nie wykrwawił.-powiedziałam gładząc dłonią jego plecy. On lekko pocałował mnie w głowę.
-Kocham Cię.-dodał szeptem a ja lekko się do siebie uśmiechnęłam.
-Ja Ciebie też.-powiedziałam i delikatnie musnęłam jego usta.
-Ty mnie też, co ?-zapytał udając ,że nie wie o co mi chodzi.
-Ja Ciebie też kocham, głuptasie.-oznajmiłam słodko po czym zmierzwiłam dłonią jego gęste włosy. On z uśmiechem na twarzy pocałował mnie czule w usta.
-Pójdziesz włączyć film, a ja to dokończę?-zapytałam wskazując wzrokiem pocięte warzywa. W odpowiedzi Marco lekko przytaknął po czym skradł mi kolejnego buziaka. Kiedy już skończyłam przyrządzać sałatkę postanowiłam umyć naczynia. Napełniłam zlew ciepłą wodą i zaczęłam myć w nim talerzyki. Nagle poczułam dłonie Marco na moich biodrach. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem co nie uległo uwadze szatyna. Chłopak odgarnął moje kruczoczarne włosy na prawe ramię po czym przyłożył usta do mojej szyi i delikatnie zaczął ją całować. Odchyliłam głowę by miał do niej lepszy dostęp.
-Pomóc Ci ?-zapytał szeptem kiedy oderwał się od mojej szyi.
-Nie, już skończyłam, ale dziękuję jesteś kochany.-odpowiedziałam i cmoknęłam jego policzek.
-Taki jestem. Gentelman w każdym calu.-zażartował po czym zaczął mnie całować. Kiedy zmierzaliśmy do salonu oderwał się ode mnie na chwilę żeby szybkim ruchem podnieść mnie na ręce. Wystraszona pisnęłam ,lecz chłopak od razu uciszył mnie pocałunkiem. Na nogach postawił mnie dopiero w mojej sypialni. Wciąż nie przestając się całować położyliśmy się na łóżku.
***
Tak prezentuję się 18 ^^
Mam do was pytanie:Czy chcecie żebym nadal prowadziła tego bloga ? Jeśli tak napiszcie to w komentarzu. Ciekawi mnie czy ktoś w ogóle chce to czytać. Jeśli będzie chociaż kilka komentarzy zostanę.
Buziaki:***
środa, 22 października 2014
Pożegnalne Info :(
Cześć Kochani, przychodzę do was z pożegnalnym postem. Postanowiłam usunąć bloga bo mało kto go czyta, komentuje albo chociaż obserwuje. Wiem ,że to po części wina rzadko dodawanych rozdziałów ale myślę ,że chodzi też o to ,że wam się po prostu nie podoba. W internecie jest wiele interesujących i ciekawych blogów mój niestety do nich nie należy :'(. Jest mi strasznie przykro ale dokładnie za tydzień mój blog przestanie istnieć.
***
Napisałam jeszcze jeden rozdział który pojawi się jutro. To jest ostatni rozdział który dodam lecz to nie jest epilog.
Buziaki :***
***
Napisałam jeszcze jeden rozdział który pojawi się jutro. To jest ostatni rozdział który dodam lecz to nie jest epilog.
Buziaki :***
poniedziałek, 20 października 2014
Rozdział XVII: Od tego mnie masz
Violetta
-Ccześć, wejdźcie.- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Mia.-powiedziała radosna brunetka i wyciągnęłam dłoń w moją stronę.
-Violetta.-odpowiedziałam i odwzajemniłam jej gest.
-To ty jesteś byłą dziewczyną Leona ?-zapytała z zaciekawieniem.
-Tak to ja.-próbowałam ją zbyć i zakończyć drażliwy dla mnie temat.
-Dużo o Tobie słyszałam.-oznajmiła z uśmiechem Mia.
-Tak ? A co mianowicie?-zapytałam bez ogródek.
-Byłaś pierwszą miłością Leona... Strasznie zawróciłaś mu w głowie.-oznajmiła szczęśliwa. Leon dyskretnie szturchnął Mie w ramię i szepnął coś przez zęby. Zdziwiło mnie jej zachowanie przecież mówiła o swoim własnym chłopaku ! Gdybym była na jej miejscu to bym chyba wybuchła ,a ona opowiada to wszystko z uśmiechem na twarzy. Kiedy już szykowałam sobie w głowie zgryźliwą odpowiedź przyszła Lu i zniszczyła mój szatański plan.
-O hej. Już się znacie ?-spytała zerkając na mnie i Mie. Miałam powiedzieć "Niestety"ale ugryzłam się w ten nie wyparzony jęzor. Dosłownie. Cud ,że go sobie nie odgryzłam. Uznałam to za podświadomy znak by jednak pilnować swoich wypowiedzi .
-Miałyśmy przyjemność.-oznajmiłam z najbardziej zgryźliwym uśmiechem jaki posiadałam w szufladce "na zdziry".
-Wchodźcie do środka.-oznajmiła z uśmiechem Lu i wskazała im kierunek w którym zaraz podążyli. Kiedy zniknęli za progiem głośno spuściłam powietrze z płuc i zmazałam sztuczny uśmiech z twarzy.
-Jak się trzymasz ?-spytała z politowaniem w głosie.
-Tak jak wyglądam.-powiedziałam i wymownie na nią spojrzałam.
-Czyli fatalnie.-oznajmiła z udawanym smutkiem po czym roześmiała się w głos widząc moją oburzoną minę.
-Małpa. Miałaś powiedzieć świetnie.- odpowiedziałam i lekko ją szturchnęłam. Nie tracąc czasu poszłyśmy na górę by przygotować się na imprezę. Po kwadransie byłyśmy już gotowe.
-No laski , wyglądamy bosko.- powiedziała Fran poprawiając dekolt swojej srebrnej sukienki.
-Jak dawno nie byłyśmy w takim składzie.-powiedziałam do dziewczyn .
-No właśnie. Powinnaś częściej przyjeżdżać
-Masz to jak w banku.-zaśmiałam się i pociągnęłam je za ręce. One zerknęły na mnie badawczo. I po chwili wszystko ze mnie wyciągnęły.
-Jak mogłaś nam nie powiedzieć przecież to wspaniała wiadomość ! My knujemy cały dzień jak Cię zatrzymać a ty tak po prostu zostajesz.-powiedziała zbulwersowana Lu na co ja tylko promiennie się uśmiechnęłam.
-Powiedziałam wam ,że nie jestem jeszcze pewna a po za tym wszystko zależy co powie na to mój szef. To nie takie proste... Tak przy okazji to było straszne słodkie z waszej strony.-
-Nawet nie wiesz jakie słodkie jesteśmy.-powiedziała Fran i spojrzała na blondynkę ta spiorunowała ją wzrokiem po czym sztucznie się uśmiechnęła.
-Chyba wole nie wiedzieć.-oznajmiłam wyczuwając kłopoty.
-Chyba masz rację.-dodała Fran.
*dzień później
Przedzierające się przez zasłony promienie słońca wybudziły mnie ze snu. Pomrugałam kilka razy powiekami by przyzwyczaić oczy do rażącego światła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po chwili spostrzegłam się ,że nie jestem w moim pokoju. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej co spowodowało ogromny ból głowy. Kiedy próbowałam przyłożyć sobie prawą dłoń do czoła poczułam jak coś zaciska się na mojej ręce. Spojrzałam więc na mój nadgarstek. Okazało się ,że to kajdanki mało tego byłam nimi przypięta do ręki jakiegoś mężczyzny. Starałam sobie przypomnieć przebieg wczorajszego wieczoru ale w głowie miałam totalną pustkę. Postanowiłam odkryć kołdrę z twarzy mężczyzny by zobaczyć kim on jest. Delikatnie uniosła pościel i zesztywniałam. Z jednej strony dziękowałam Bogu ,że to on a nie jakiś stary napaleniec lecz z drugiej strony przeklinałam w myślach ,że wczoraj się tak upiłam. Cholera! Chyba już gorzej nie mogłam trafić.
-LEON!-krzyknęłam zła próbując go wybudzić. -Wstawaj do cholery !- szturchnęłam go w nagie ramię i zobaczyłam ,że ma na nim tatuaż z napisem " Violetta 4ever". Zdziwiłam się ,że dla był gotowy zrobić sobie tatuaż. Odkąd pamiętam bał się igieł. Kiedy szedł na badanie krwi zawsze mdlał a dla mnie był w stanie zrobić sobie tatuaż. Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
- Gdzie my jesteśmy ?-zapytał sycząc z bólu.
-Nie mam zielonego pojęcia. Co my wczoraj robiliśmy ?-spytałam zła i podniosłam nasze ręce pokazując mu kajdanki.
- Niczego nie pamiętam.-powiedział i zerknął na nasze nadgarstki z równie zaskoczoną miną jak moja.
-Musimy szybko znaleźć klucze.- oznajmiłam a on przytaknął. Chcąc wstać ,oboje podciągnęliśmy się z powrotem na łóżko.
-To może chodź z tej strony?-zapytał leżą obok mnie.
-Nie mów mi co mam robić. -powiedziałam i przekręciłam się w tą samą stronę co on.
-Na trzy...Raz,dwa,trzy.- zaczęliśmy liczyć po czym w tym samym momencie poderwaliśmy się do góry.
-Dobra to zobaczmy pod łóżkiem.-oznajmił pół nagi szatyn. Schylając się zderzyłam się z nim głową. Syknęłam czując promieniujący ból.
-O kurwa. Co ty tam kamienie nosisz ?-zapytałam zwijając się z bólu na podłodze.
-Jakbyś się tak nie ochlała to by tak nie bolało.-oznajmił i sam złapał się za głowę.
-Która godzina ?-zapytałam po chwili wciąż leżąc na wyblakłej wykładzinie.
On zerknął na swój nadgarstek.
-O cholera ! Gdzie mój zegarek ?-zapytał i nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju. Ja wybuchłam głośnym śmiechem.
-Z czego rżysz? Dostałem go na prezent od rodziców Mii. Jest cholernie drogi.-oznajmił wciąż rozglądając się po pomieszczeniu.
-Prezent od teściów. Och jak mi przykro teraz Cię pewnie wydziedziczą.-oznajmiłam zażenowana a on spojrzał na mnie jak na kretynkę.
-Jakich teściów ? Co ty pieprzysz ? Mia to moja kuzynka...co ty myślałaś ,że my jesteśmy parą??-zapytał zdziwiony i kiedy zobaczył mój wyraz twarzy roześmiał się jak głupi.
-Dobra, bo Ci żyłka pęknie.-
-Zazdrośnica.-teraz to mi się głupio zrobiło. Wczoraj byłam dla niej tak nie miła. Chyba faktycznie byłam trochę zazdrosna.
-Chciałbyś.- zakpiłam.
- Tam masz zegarek.-powiedział po chwili i wskazał na wiszący na ścianie zegar z kukułką. Delikatnie podniosłam się na łokciach.
-Cholera jasna ! Za czterdzieści minut mam być w szpitalu!-krzyknęłam zdenerwowana i pędem poderwałam się do pozycji siedzącej.
-W szpitalu ?-
-Mam zobaczyć się z moim tatą.-
-Tatą? Czemu mi niczego nie powiedziałaś?-jego twarz w momencie wysztywniła i przybrała troskliwy wyraz. Mimo ,że doceniałam jego troskę to nie byłam w stanie otworzyć się przed nim.
-Leon, chce żeby było jasne. Ja nie mam zamiaru udawać ,że wszystko pomiędzy nami jest w porządku.-powiedziałam i spojrzałam na podłogę gdzie leżały nasze ubrania. Owinięta w prześcieradło zebrałam części swojej garderoby i razem z Leonem ruszyłam do łazienki.
-Teraz mnie posłuchaj. Nawet nie próbuj mnie podglądać bo obiecuję ,że Cię zabiję.-powiedziałam stanowczo po czym obróciliśmy się do siebie tyłem. Miałam już na sobie bieliznę więc to mi trochę ułatwiło cały proces ubierania. Założyłam na siebie moją sukienkę która dzięki Bogu nie miała ramiączek.
-Pomożesz mi z suwakiem?-zapytałam zmęczona nieudanymi próbami zasunięcia sukienki.
-Pewnie.- odpowiedział i stanął przede mną . Delikatnie przełożył moje włosy na lewe ramię. Co spowodowało gęsią skórkę na moim ciele. Wychylił swoją głowę za moje prawe ramię i powoli zasuwał moją sukienkę. Pod wpływem jego delikatnego dotyku przymknęłam lekko oczy. Kiedy skończył odsunął się ode mnie. Ja otrząsnęłam się i otwarłam oczy.
-Dziękuję.-powiedziałam z krzywym uśmiechem. On w odpowiedzi lekko przytaknął.
***
Po kilku minutach oboje byliśmy gotowi. Zabraliśmy swoje rzeczy których nie było zbyt wiele i opuściliśmy niewielki pokoik. Poszliśmy do recepcji aby oddać klucze i zapłacić za pobyt.
-I jak udała się noc poślubna ?-zapytała starsza kobieta która była recepcjonistką w hotelu. Widać było ,że zna te miejsce od podszewki i jest dla niej jak drugi dom. Nie zachowywała się jak typowy pracownik była bardziej wyluzowana.
-NOC POŚLUBNA??-spytaliśmy na równi. Po czym zerknęliśmy na siebie zdziwieni.
-Myślałam ,że jesteście nowożeńcami. Tak przynajmniej wczoraj mówiliście. Wy młodzi i już macie sklerozę a co ja mam powiedzieć ?-zaczęła mówić sama do siebie po czym wyszła z niewielkiego pomieszczenia.
-Nigdy więcej się tak nie upiję.-powiedziałam i walnęłam się ręką w czoło.
-Chodź już bo się spóźnisz.-powiedział i pociągnął mnie za dłoń. Po drodze do szpitala wtajemniczyłam go w mój plan. Kiedy doszliśmy na miejsce poprawiłam swoją czerwoną sukienkę i lekko przeczesałam włosy. Razem z Leonem podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry. Ja nazywam się Violetta Castilo i zostałam powiadomiona ,że w tym szpitalu przebywa mój tata Germanem Castilo.-powiedziałam zestresowana.
-Castilo? Tak?-zapytała pisząc coś na klawiaturze komputera.
- sala numer 605 piętro 5.-oznajmiła z uśmiechem.
-Dziękuję bardzo. -
-Proszę.-odpowiedziała śledząc nas wzrokiem po czym delikatnie się uśmiechnęła. Zdenerwowana weszłam do windy i nacisnęłam przycisk z numerem 5.
-Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie w porządku.-powiedział Leon czym wyrwał mnie z zamyślenia.
-To nie jest takie proste. Mam spotkać się z moim ojcem którego nie widziałam ponad dwa lata. O czym mam z nim rozmawiać? Jak się zachować?-zaczęłam panikować. Leon bez namysłu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Ciiii. Nie denerwuj się jestem przy Tobie. Jeżeli źle się poczujesz tylko mi powiedź i wyjdziemy. Dobrze?-zapytał głaszcząc moje włosy.
-Dobrze, dzięki ,że przy mnie jesteś.-powiedziałam i oderwałam się od niego.
-Wiesz raczej nie mam wyboru.-oznajmił ze śmiechem i podniósł nasze skute kajdankami dłonie.
-W zasadzie masz racje. Musimy to załatwić zaraz po wizycie.-powiedziałam i poprawiłam swoje włosy. Wtedy drzwi windy się otwarły na drugim piętrze.
-Żartowałem. Wcale nie jest tak źle.-
-Mów za siebie. Już od godziny musze do toalety.- powiedziałam i zrobiłam kwaśną minę.
-Czemu nie powiedziałaś? Na dole przy recepcji widziałem jedną.-spytał a ja zerknęłam na niego zniesmaczona.
-Chyba cię pogięło?-
-O co Ci chodzi ? Chyba się mnie nie wstydzisz?-zapytał i nachylił się nade mną. Zrobiłam krok w tył i plecami dotknęłam jednej ze ścian. Leon mimo wszystko podszedł bliżej mnie. Był na tyle blisko ,że czułam jego oddech na swojej szyi. Spojrzałam na jego twarz i przybliżyłam się do niego.
-Nie zawstydzasz mnie ale chyba ja Ciebie tak bo twój koleżka się troszkę rozpycha.-powiedziałam i złapałam go za czułe miejsce poczym odsunęłam się od niego. W tym momencie zatrzymała się winda. Wyszliśmy z jej wnętrza i skierowaliśmy się w stronę sali 605. Po chwili znaleźliśmy odpowiedni pokój. Przed drzwiami sali stało dwóch funkcjonariuszy. Zdenerwowana stanęłam w miejscu.
-Co się dzieje ?-spytał Leon i stanął przede mną.
-Ja nie dam rady.-
-Viola już o tym rozmawialiśmy jeśli będziesz chciała wyjść to od razu to zrobimy. Pamiętasz?-zapytał i podniósł mój podbródek tak bym spojrzała na jego twarz.
-Pamiętam.-powiedziałam zniechęcona po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Po chwili doszliśmy do drzwi.
-Dzień dobry. Nazywam się Violetta Castilo przyszłam zobaczyć się z Germanem Castilo.-
-Ma pani swój dowód osobisty ?-zapytał jeden z policjantów otwarłam wtedy malutką torebeczkę którą miałam ze sobą na imprezie. Całe wnętrze kopertówki było po brzegi wypchane prezerwatywami, było ich może ze dwadzieścia. Zdziwiona wywaliłam oczy. Dyskretnie szturchnęłam Leona w ramię on również zerknął do torby i zaczął się krztusić. Otrząsnęłam się i wyciągnęłam plastikowy dokument. Pokazałam go mężczyźnie ten kiwnął głową do swojego partnera i po chwili drzwi zostały otwarte. Spuściłam głośno powietrze a Leon chcąc dodać mi otuchy ścisnął moją dłoń za którą musiał mnie trzymać cały dzisiejszy dzień. Małym kroczkiem przekroczyłam próg sali. Delikatnie wychyliłam głowę za futrynę. Tam na łóżku leżał mój tata. Był podłączony do wielu maszyn których nazw nawet nie znam. W moich oczach pojawiły się tysiące łez. Jedne były ze szczęścia ,że mój tata w końcu się odnalazłam a inne ze smutku ,że leży tu teraz i walczy o swoje życie. Podeszłam bliżej łóżka i złapałam jego dłoń.
-...Tato wszystko będzie w porządku. Obiecuję Ci to.-powiedziałam i ścisnęłam jego dłoń. W tym momencie do sali weszła pielęgniarka.
-Proszę Pani ja byłam na dziś umówiona na spotkanie z moim tatą miałam z nim porozmawiać. Nikt mnie nie poinformował ,że jego stan jest tak poważny. Czemu jest w nieprzytomny?- zapytałam na jednym tchu. Kobieta tylko nerwowo się rozejrzała.
-Nie jestem upoważniona do przekazywania takich informacji. juz wyjść. Pacjent musi odpoczywać.- powiedziała i pośpiesznie wygoniła nas z sali.
-Leon co tu do cholery jest grane ?-zapytałam
-Nie mam zielonego pojęcia ale obiecuję ,że wszystkiego się dowiemy.-szepnął w moje włosy poczym złożył na nich soczysty pocałunek.
-Dziękuję. Za wszystko.-odpowiedziałam łamiącym się głosem po czym musnęłam jego policzek. Na co szeroko się uśmiechnął.
-Jeszcze nie ma za co. Na razie chodźmy rozwiązać inny problem.-powiedział i zerknął porozumiewawczo na nasze dłonie.
-Tak masz racje.-oznajmiłam z niewielkimi uśmiechem. Już po chwili znaleźliśmy się w windzie gdzie ponownie nacisnęłam jeden z przycisków na panelu sterowania. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz z ulgą spuściłam powietrze z ust.
-Nie stresuj się tak wszystko się ułoży.-
-Wiem, ale wolałabym żeby to był zły sen z którego się wybudzę i wszystko będzie jak kiedyś.-
-Ja też bym tego chciał nawet nie wiesz jak bardzo ,ale tak nie jest a my musimy zmagać się z rzeczywistością.-powiedział a ja się uśmiechnęłam.
-To już trzeci raz dzisiaj kiedy musisz mnie pocieszać.-
-Od tego mnie masz.-oznajmił z szerokim uśmiechem po czym puścił mi oczko. Śmiejąc się ruszyliśmy w poszukiwaniu zakładu ślusarskiego.
Fran
Razem z Ludmiłą siedziałyśmy w cukierni zajadając się ciastkami. Zawsze kiedy miałyśmy wyrzuty sumienia lub jakieś problemy pochłaniałyśmy mnóstwo słodyczy.
-Ona nas znienawidzi.-powiedziałam zdenerwowana i ponownie zjadłam kawałek karpatki.
-Mogłyśmy to lepiej zaplanować też bym się wściekła gdyby ktoś próbował mnie zeswatać z moim byłym.-
- Niby masz racje choć mimo wszystko zrobilibyśmy to dla ich dobra.-
-Miejmy nadzieję, że to docenią.-podsumowałam i postawiłam przed sobą fiołkowy talerzyk z kawałkiem szarlotki. Zaciągnęłam się jej cynamonowym zapachem po czym łyżeczką odkroiłam sobie kawałek.
-Mmm pyszne.-zachwycałam się ciastkiem. Kiedy zerknęłam na Ludmiłę i zobaczyłam jej wyraz twarzy lekko się zdenerwowałam.
-Cco jest ?-zapytałam odkładając łyżeczkę na talerzyk. Nadal nic nie powiedziała w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. Zaniepokojona zerknęłam za okno cukierni. Tam ujrzałam największą mende jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi.
-Wierzysz w karmę ?- zapytała wystraszona blondynka wciąż nie odrywając wzroku od Tomasa.
-Od teraz tak.-powiedziałam i złapałam ją za rękę. Wciąż oszołomiona Ludmiła ledwo stała na nogach. Bałam się ,że brunet na zauważy a co gorsza rozpozna. Razem z blondynką podeszłam do kelnerki.
-Przepraszam Panią jest tu może wyjście awaryjne ?-zapytałam z nadzieją lecz dziewczyna pokręciła głową.
-Przykro mi ale to są jedyne drzwi wyjściowe.-
-Dobrze. Dziękuję.-powiedziałam zrezygnowana i zerknęłam na miejsce w którym przed chwilą znajdował się Tomas. Już go tam nie było. Przeczuwałam najgorsze. Wyciągnęłam z torebki swojego iPhona po czym wybrałam numer do Federica. Jak zwykle nie odbierał. Zrezygnowana postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zadzwoniłam po taksówkę która po kilkunastu minutach zaparkowała po drugiej stronie ulicy. Razem z Ludmiłą szybko opuściłam cukiernie. Kiedy drzwi się zamknęły zza rogu wyłoniła się postać bruneta jak zawsze ze swoim szyderczym uśmieszkiem na twarzy podszedł do nas.
-Oh czemu się tak śpieszyć czyżbyś nie miała ochoty ze mną rozmawiać ? Przecież tak wiele nas łączy ?- zapytał po czym podszedł jeszcze bliżej. Widziałam. ,że Ludmi nie jest w stanie powiedzieć ani słowa.
- Nic was nie łączy. A jak podejdziesz jeszcze bliżej to zadzwonię na policję i nie już nie będzie tak miło.-wysyczałam na co chłopak się roześmiał. Po chwili taksówkarz zaczął krzyczeć i trąbić abyśmy się pospieszyły. Razem z blondynką pobiegłam do samochodu.
-A byłbym zapomniał, pozdrów mojego braciszka.-krzyknął uśmiechnięty brunet po czym żółty pojazd ruszył.
-Ludmiła czym on mówił ?-zapytałam ale Ludmiła nawet nie zauważyła ,że coś do niej mówię. Po chwili otrząsnęła się i krzyknęła:
-Proszę jechać pod PasquelliCorporation®.- W ciszy dojechaliśmy pod firmę. Nie zdarzyłam wydusić z siebie słowa bo Ludmiła mnie uprzedziła.
-Dziękuję Ci za wszystko. Bez Ciebie nie dałabym sobie rady. Jedz teraz do domu ja muszę porozmawiać z Fede. Wszystko Ci później wyjaśnię, obiecuję.-powiedziała na jednym tchu po czym mocno mnie przytuliła. Wręczyła kierowcy stu dolarowy banknot po czym prędko wyszła. Rozradowany kierowca zawiózł mnie pod wskazany wcześniej adres. Oszołomiona weszłam do domu wyczekując telefonu od Ludmiły.
Ludmiła
Zdenerwowana wbiegłam do windy. Przycisnęła przycisk i po chwili znalazłam się na szczycie wieżowca. Przeszłam obok sekretarki która krzyczała coś do mnie ale nie zwracałam na nią najmniejszej uwagi. Zła szarpnęłam za szklane drzwi sali konferencyjnej po czym szeroko je otwarłam. Wzrok dwudziestu zdziwionych pracowników mojego męża spoczął na mojej osobie ale miałam to gdzieś. Federico przeprosił wszystkich po czym wyszedł ze mną na korytarz.
-Co ty tu wyprawiasz ?-zapytał szeptem.
- Lepiej to ty zacznij się tłumaczyć !-krzyknęłam wściekła.
-Nie krzycz tak bo wszyscy Cię słyszą.-szepnął zły chłopak.
-Nie mów co mam robić!-
-Chodź do mojego biura.-zarządził chłopak po czym pociągnął mnie za rękę.
-Spotkałam dzisiaj Tomasa.-powiedział kiedy weszliśmy do biura moje męża. Szatyn od razu zmartwił się a jego twarz przybrała poważny wyraz.
-Nic Ci nie jest ? Niczego Ci nie zrobił ?-zapytał oglądając moje ręce w poszukiwaniu siniaków.
-Nie, wszystko w porządku byłam z Fran. Gdyby nie ona nie dałabym sobie rady lecz jedna rzecz nie daje,mi spokoju...-zaczęłam a Fede spojrzał na mnie ze współczuciem i kiwnął głową.- kiedy wsiadałam do taksówki kazał mi pozdrowić "braciszka". Przypomniało mi się wtedy jak kiedyś nazwał Cię swoim bratem...Czy ty i Tomas jesteście rodzeństwem ?- zapytałam kiedy lekko się uspokoiłam. Frederico kucnął przed mną i złapał mnie za dłonie ze łzami w oczach lekko przytaknął. Wtedy poczułam ogromne ukłucie w sercu. Jeszcze żadna osoba którą kocham mnie tak nie skrzywdziła. Z moich oczu kolejny już dzisiaj raz poleciał strumień łez.
-Jjjak mogłeś mi to ..zrobić?-spytałam ledwo słyszalnym głosem. Chłopak mocniej ścisnął moje dłonie po czym sam zaczął płakać. Pierwszy raz widziałam go w tak złym stanie.
-Jjja sam o tym nie wiedziałem. Niedawno okazało się ,że mój ojciec zdradzał moją mamę. Dlatego się rozwodzą. Przepraszam.-powiedział a ja cofnęłam się do tyłu.
-Okłamywałeś mnie przez ten cały czas.-krzyknęłam a on lekko podskoczył po czym próbował do mnie podejść. Ja mimo wszystko cofnęłam się o kolejny krok w tył.
-To nie tak jak...-zaczął ale mu przerwałam. Złość kipiła się we mnie tak bardzo ,że nie byłam w stanie opanować emocji.
-Od kiedy o tym wiesz?-zapytałam a Fede spuścił głowę na dół po czym położył sobie dłoń na karku.
-Odpowiedź!-ponagliłam go wciąż wyczekując jego odpowiedzi.
-Od trzech lat.-oznajmił zerkając na mnie. Ja zażenowana poderwałam się z miejsca i skierowałam się do wyjścia.
-Zaczekaj, porozmawiajmy.-
-Nie mamy o czym rozmawiać.-powiedziałam zanim opuściłam biuro. Federico próbował mnie zatrzymać ale bez skutku. Miałam dosyć kłamstw i intryg facetów na których mi zależy. Zaczynając na moim ojcu który totalnie ma mnie gdzieś i ciągle mnie oszukuję dla "mojego dobra" a kończąc na moim mężu który skrywał przed mną to ,że ma brata który próbował mnie zgwałcić. To jest nie wyobrażalne. Mam ochotę się odciąć od tego wszystkiego i zapomnieć o tym co było i jest teraz, zacząć całkiem nowy rozdział mojego życia.
***
Ten rozdział miał być wcześniej niż ten który ostatnio dodałam a jest chyba później :X
Ten rozdział miałam już dawno praktycznie skończony ale doznałam olśnienia i napisałam go od nowa tylko ,że z całkowicie innym wątkiem. Koniec końców wybrałam pierwszy a ten drugi pojawi się później.
Mam nadzieję ,że rozdział się wam spodobał. Staram się otwierać inne wątki jak : tajemnica ojca Vilu czy brat Fede ale nie wiem jak to będzie... Nie będę się rozpisywać.
Do następnego ;)
Buziaki:***
-Ccześć, wejdźcie.- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Mia.-powiedziała radosna brunetka i wyciągnęłam dłoń w moją stronę.
-Violetta.-odpowiedziałam i odwzajemniłam jej gest.
-To ty jesteś byłą dziewczyną Leona ?-zapytała z zaciekawieniem.
-Tak to ja.-próbowałam ją zbyć i zakończyć drażliwy dla mnie temat.
-Dużo o Tobie słyszałam.-oznajmiła z uśmiechem Mia.
-Tak ? A co mianowicie?-zapytałam bez ogródek.
-Byłaś pierwszą miłością Leona... Strasznie zawróciłaś mu w głowie.-oznajmiła szczęśliwa. Leon dyskretnie szturchnął Mie w ramię i szepnął coś przez zęby. Zdziwiło mnie jej zachowanie przecież mówiła o swoim własnym chłopaku ! Gdybym była na jej miejscu to bym chyba wybuchła ,a ona opowiada to wszystko z uśmiechem na twarzy. Kiedy już szykowałam sobie w głowie zgryźliwą odpowiedź przyszła Lu i zniszczyła mój szatański plan.
-O hej. Już się znacie ?-spytała zerkając na mnie i Mie. Miałam powiedzieć "Niestety"ale ugryzłam się w ten nie wyparzony jęzor. Dosłownie. Cud ,że go sobie nie odgryzłam. Uznałam to za podświadomy znak by jednak pilnować swoich wypowiedzi .
-Miałyśmy przyjemność.-oznajmiłam z najbardziej zgryźliwym uśmiechem jaki posiadałam w szufladce "na zdziry".
-Wchodźcie do środka.-oznajmiła z uśmiechem Lu i wskazała im kierunek w którym zaraz podążyli. Kiedy zniknęli za progiem głośno spuściłam powietrze z płuc i zmazałam sztuczny uśmiech z twarzy.
-Jak się trzymasz ?-spytała z politowaniem w głosie.
-Tak jak wyglądam.-powiedziałam i wymownie na nią spojrzałam.
-Czyli fatalnie.-oznajmiła z udawanym smutkiem po czym roześmiała się w głos widząc moją oburzoną minę.
-Małpa. Miałaś powiedzieć świetnie.- odpowiedziałam i lekko ją szturchnęłam. Nie tracąc czasu poszłyśmy na górę by przygotować się na imprezę. Po kwadransie byłyśmy już gotowe.
-No laski , wyglądamy bosko.- powiedziała Fran poprawiając dekolt swojej srebrnej sukienki.
-Jak dawno nie byłyśmy w takim składzie.-powiedziałam do dziewczyn .
-No właśnie. Powinnaś częściej przyjeżdżać
-Masz to jak w banku.-zaśmiałam się i pociągnęłam je za ręce. One zerknęły na mnie badawczo. I po chwili wszystko ze mnie wyciągnęły.
-Jak mogłaś nam nie powiedzieć przecież to wspaniała wiadomość ! My knujemy cały dzień jak Cię zatrzymać a ty tak po prostu zostajesz.-powiedziała zbulwersowana Lu na co ja tylko promiennie się uśmiechnęłam.
-Powiedziałam wam ,że nie jestem jeszcze pewna a po za tym wszystko zależy co powie na to mój szef. To nie takie proste... Tak przy okazji to było straszne słodkie z waszej strony.-
-Nawet nie wiesz jakie słodkie jesteśmy.-powiedziała Fran i spojrzała na blondynkę ta spiorunowała ją wzrokiem po czym sztucznie się uśmiechnęła.
-Chyba wole nie wiedzieć.-oznajmiłam wyczuwając kłopoty.
-Chyba masz rację.-dodała Fran.
*dzień później
Przedzierające się przez zasłony promienie słońca wybudziły mnie ze snu. Pomrugałam kilka razy powiekami by przyzwyczaić oczy do rażącego światła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po chwili spostrzegłam się ,że nie jestem w moim pokoju. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej co spowodowało ogromny ból głowy. Kiedy próbowałam przyłożyć sobie prawą dłoń do czoła poczułam jak coś zaciska się na mojej ręce. Spojrzałam więc na mój nadgarstek. Okazało się ,że to kajdanki mało tego byłam nimi przypięta do ręki jakiegoś mężczyzny. Starałam sobie przypomnieć przebieg wczorajszego wieczoru ale w głowie miałam totalną pustkę. Postanowiłam odkryć kołdrę z twarzy mężczyzny by zobaczyć kim on jest. Delikatnie uniosła pościel i zesztywniałam. Z jednej strony dziękowałam Bogu ,że to on a nie jakiś stary napaleniec lecz z drugiej strony przeklinałam w myślach ,że wczoraj się tak upiłam. Cholera! Chyba już gorzej nie mogłam trafić.
-LEON!-krzyknęłam zła próbując go wybudzić. -Wstawaj do cholery !- szturchnęłam go w nagie ramię i zobaczyłam ,że ma na nim tatuaż z napisem " Violetta 4ever". Zdziwiłam się ,że dla był gotowy zrobić sobie tatuaż. Odkąd pamiętam bał się igieł. Kiedy szedł na badanie krwi zawsze mdlał a dla mnie był w stanie zrobić sobie tatuaż. Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
- Gdzie my jesteśmy ?-zapytał sycząc z bólu.
-Nie mam zielonego pojęcia. Co my wczoraj robiliśmy ?-spytałam zła i podniosłam nasze ręce pokazując mu kajdanki.
- Niczego nie pamiętam.-powiedział i zerknął na nasze nadgarstki z równie zaskoczoną miną jak moja.
-Musimy szybko znaleźć klucze.- oznajmiłam a on przytaknął. Chcąc wstać ,oboje podciągnęliśmy się z powrotem na łóżko.
-To może chodź z tej strony?-zapytał leżą obok mnie.
-Nie mów mi co mam robić. -powiedziałam i przekręciłam się w tą samą stronę co on.
-Na trzy...Raz,dwa,trzy.- zaczęliśmy liczyć po czym w tym samym momencie poderwaliśmy się do góry.
-Dobra to zobaczmy pod łóżkiem.-oznajmił pół nagi szatyn. Schylając się zderzyłam się z nim głową. Syknęłam czując promieniujący ból.
-O kurwa. Co ty tam kamienie nosisz ?-zapytałam zwijając się z bólu na podłodze.
-Jakbyś się tak nie ochlała to by tak nie bolało.-oznajmił i sam złapał się za głowę.
-Która godzina ?-zapytałam po chwili wciąż leżąc na wyblakłej wykładzinie.
On zerknął na swój nadgarstek.
-O cholera ! Gdzie mój zegarek ?-zapytał i nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju. Ja wybuchłam głośnym śmiechem.
-Z czego rżysz? Dostałem go na prezent od rodziców Mii. Jest cholernie drogi.-oznajmił wciąż rozglądając się po pomieszczeniu.
-Prezent od teściów. Och jak mi przykro teraz Cię pewnie wydziedziczą.-oznajmiłam zażenowana a on spojrzał na mnie jak na kretynkę.
-Jakich teściów ? Co ty pieprzysz ? Mia to moja kuzynka...co ty myślałaś ,że my jesteśmy parą??-zapytał zdziwiony i kiedy zobaczył mój wyraz twarzy roześmiał się jak głupi.
-Dobra, bo Ci żyłka pęknie.-
-Zazdrośnica.-teraz to mi się głupio zrobiło. Wczoraj byłam dla niej tak nie miła. Chyba faktycznie byłam trochę zazdrosna.
-Chciałbyś.- zakpiłam.
- Tam masz zegarek.-powiedział po chwili i wskazał na wiszący na ścianie zegar z kukułką. Delikatnie podniosłam się na łokciach.
-Cholera jasna ! Za czterdzieści minut mam być w szpitalu!-krzyknęłam zdenerwowana i pędem poderwałam się do pozycji siedzącej.
-W szpitalu ?-
-Mam zobaczyć się z moim tatą.-
-Tatą? Czemu mi niczego nie powiedziałaś?-jego twarz w momencie wysztywniła i przybrała troskliwy wyraz. Mimo ,że doceniałam jego troskę to nie byłam w stanie otworzyć się przed nim.
-Leon, chce żeby było jasne. Ja nie mam zamiaru udawać ,że wszystko pomiędzy nami jest w porządku.-powiedziałam i spojrzałam na podłogę gdzie leżały nasze ubrania. Owinięta w prześcieradło zebrałam części swojej garderoby i razem z Leonem ruszyłam do łazienki.
-Teraz mnie posłuchaj. Nawet nie próbuj mnie podglądać bo obiecuję ,że Cię zabiję.-powiedziałam stanowczo po czym obróciliśmy się do siebie tyłem. Miałam już na sobie bieliznę więc to mi trochę ułatwiło cały proces ubierania. Założyłam na siebie moją sukienkę która dzięki Bogu nie miała ramiączek.
-Pomożesz mi z suwakiem?-zapytałam zmęczona nieudanymi próbami zasunięcia sukienki.
-Pewnie.- odpowiedział i stanął przede mną . Delikatnie przełożył moje włosy na lewe ramię. Co spowodowało gęsią skórkę na moim ciele. Wychylił swoją głowę za moje prawe ramię i powoli zasuwał moją sukienkę. Pod wpływem jego delikatnego dotyku przymknęłam lekko oczy. Kiedy skończył odsunął się ode mnie. Ja otrząsnęłam się i otwarłam oczy.
-Dziękuję.-powiedziałam z krzywym uśmiechem. On w odpowiedzi lekko przytaknął.
***
Po kilku minutach oboje byliśmy gotowi. Zabraliśmy swoje rzeczy których nie było zbyt wiele i opuściliśmy niewielki pokoik. Poszliśmy do recepcji aby oddać klucze i zapłacić za pobyt.
-I jak udała się noc poślubna ?-zapytała starsza kobieta która była recepcjonistką w hotelu. Widać było ,że zna te miejsce od podszewki i jest dla niej jak drugi dom. Nie zachowywała się jak typowy pracownik była bardziej wyluzowana.
-NOC POŚLUBNA??-spytaliśmy na równi. Po czym zerknęliśmy na siebie zdziwieni.
-Myślałam ,że jesteście nowożeńcami. Tak przynajmniej wczoraj mówiliście. Wy młodzi i już macie sklerozę a co ja mam powiedzieć ?-zaczęła mówić sama do siebie po czym wyszła z niewielkiego pomieszczenia.
-Nigdy więcej się tak nie upiję.-powiedziałam i walnęłam się ręką w czoło.
-Chodź już bo się spóźnisz.-powiedział i pociągnął mnie za dłoń. Po drodze do szpitala wtajemniczyłam go w mój plan. Kiedy doszliśmy na miejsce poprawiłam swoją czerwoną sukienkę i lekko przeczesałam włosy. Razem z Leonem podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry. Ja nazywam się Violetta Castilo i zostałam powiadomiona ,że w tym szpitalu przebywa mój tata Germanem Castilo.-powiedziałam zestresowana.
-Castilo? Tak?-zapytała pisząc coś na klawiaturze komputera.
- sala numer 605 piętro 5.-oznajmiła z uśmiechem.
-Dziękuję bardzo. -
-Proszę.-odpowiedziała śledząc nas wzrokiem po czym delikatnie się uśmiechnęła. Zdenerwowana weszłam do windy i nacisnęłam przycisk z numerem 5.
-Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie w porządku.-powiedział Leon czym wyrwał mnie z zamyślenia.
-To nie jest takie proste. Mam spotkać się z moim ojcem którego nie widziałam ponad dwa lata. O czym mam z nim rozmawiać? Jak się zachować?-zaczęłam panikować. Leon bez namysłu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Ciiii. Nie denerwuj się jestem przy Tobie. Jeżeli źle się poczujesz tylko mi powiedź i wyjdziemy. Dobrze?-zapytał głaszcząc moje włosy.
-Dobrze, dzięki ,że przy mnie jesteś.-powiedziałam i oderwałam się od niego.
-Wiesz raczej nie mam wyboru.-oznajmił ze śmiechem i podniósł nasze skute kajdankami dłonie.
-W zasadzie masz racje. Musimy to załatwić zaraz po wizycie.-powiedziałam i poprawiłam swoje włosy. Wtedy drzwi windy się otwarły na drugim piętrze.
-Żartowałem. Wcale nie jest tak źle.-
-Mów za siebie. Już od godziny musze do toalety.- powiedziałam i zrobiłam kwaśną minę.
-Czemu nie powiedziałaś? Na dole przy recepcji widziałem jedną.-spytał a ja zerknęłam na niego zniesmaczona.
-Chyba cię pogięło?-
-O co Ci chodzi ? Chyba się mnie nie wstydzisz?-zapytał i nachylił się nade mną. Zrobiłam krok w tył i plecami dotknęłam jednej ze ścian. Leon mimo wszystko podszedł bliżej mnie. Był na tyle blisko ,że czułam jego oddech na swojej szyi. Spojrzałam na jego twarz i przybliżyłam się do niego.
-Nie zawstydzasz mnie ale chyba ja Ciebie tak bo twój koleżka się troszkę rozpycha.-powiedziałam i złapałam go za czułe miejsce poczym odsunęłam się od niego. W tym momencie zatrzymała się winda. Wyszliśmy z jej wnętrza i skierowaliśmy się w stronę sali 605. Po chwili znaleźliśmy odpowiedni pokój. Przed drzwiami sali stało dwóch funkcjonariuszy. Zdenerwowana stanęłam w miejscu.
-Co się dzieje ?-spytał Leon i stanął przede mną.
-Ja nie dam rady.-
-Viola już o tym rozmawialiśmy jeśli będziesz chciała wyjść to od razu to zrobimy. Pamiętasz?-zapytał i podniósł mój podbródek tak bym spojrzała na jego twarz.
-Pamiętam.-powiedziałam zniechęcona po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Po chwili doszliśmy do drzwi.
-Dzień dobry. Nazywam się Violetta Castilo przyszłam zobaczyć się z Germanem Castilo.-
-Ma pani swój dowód osobisty ?-zapytał jeden z policjantów otwarłam wtedy malutką torebeczkę którą miałam ze sobą na imprezie. Całe wnętrze kopertówki było po brzegi wypchane prezerwatywami, było ich może ze dwadzieścia. Zdziwiona wywaliłam oczy. Dyskretnie szturchnęłam Leona w ramię on również zerknął do torby i zaczął się krztusić. Otrząsnęłam się i wyciągnęłam plastikowy dokument. Pokazałam go mężczyźnie ten kiwnął głową do swojego partnera i po chwili drzwi zostały otwarte. Spuściłam głośno powietrze a Leon chcąc dodać mi otuchy ścisnął moją dłoń za którą musiał mnie trzymać cały dzisiejszy dzień. Małym kroczkiem przekroczyłam próg sali. Delikatnie wychyliłam głowę za futrynę. Tam na łóżku leżał mój tata. Był podłączony do wielu maszyn których nazw nawet nie znam. W moich oczach pojawiły się tysiące łez. Jedne były ze szczęścia ,że mój tata w końcu się odnalazłam a inne ze smutku ,że leży tu teraz i walczy o swoje życie. Podeszłam bliżej łóżka i złapałam jego dłoń.
-...Tato wszystko będzie w porządku. Obiecuję Ci to.-powiedziałam i ścisnęłam jego dłoń. W tym momencie do sali weszła pielęgniarka.
-Proszę Pani ja byłam na dziś umówiona na spotkanie z moim tatą miałam z nim porozmawiać. Nikt mnie nie poinformował ,że jego stan jest tak poważny. Czemu jest w nieprzytomny?- zapytałam na jednym tchu. Kobieta tylko nerwowo się rozejrzała.
-Nie jestem upoważniona do przekazywania takich informacji. juz wyjść. Pacjent musi odpoczywać.- powiedziała i pośpiesznie wygoniła nas z sali.
-Leon co tu do cholery jest grane ?-zapytałam
-Nie mam zielonego pojęcia ale obiecuję ,że wszystkiego się dowiemy.-szepnął w moje włosy poczym złożył na nich soczysty pocałunek.
-Dziękuję. Za wszystko.-odpowiedziałam łamiącym się głosem po czym musnęłam jego policzek. Na co szeroko się uśmiechnął.
-Jeszcze nie ma za co. Na razie chodźmy rozwiązać inny problem.-powiedział i zerknął porozumiewawczo na nasze dłonie.
-Tak masz racje.-oznajmiłam z niewielkimi uśmiechem. Już po chwili znaleźliśmy się w windzie gdzie ponownie nacisnęłam jeden z przycisków na panelu sterowania. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz z ulgą spuściłam powietrze z ust.
-Nie stresuj się tak wszystko się ułoży.-
-Wiem, ale wolałabym żeby to był zły sen z którego się wybudzę i wszystko będzie jak kiedyś.-
-Ja też bym tego chciał nawet nie wiesz jak bardzo ,ale tak nie jest a my musimy zmagać się z rzeczywistością.-powiedział a ja się uśmiechnęłam.
-To już trzeci raz dzisiaj kiedy musisz mnie pocieszać.-
-Od tego mnie masz.-oznajmił z szerokim uśmiechem po czym puścił mi oczko. Śmiejąc się ruszyliśmy w poszukiwaniu zakładu ślusarskiego.
Fran
Razem z Ludmiłą siedziałyśmy w cukierni zajadając się ciastkami. Zawsze kiedy miałyśmy wyrzuty sumienia lub jakieś problemy pochłaniałyśmy mnóstwo słodyczy.
-Ona nas znienawidzi.-powiedziałam zdenerwowana i ponownie zjadłam kawałek karpatki.
-Mogłyśmy to lepiej zaplanować też bym się wściekła gdyby ktoś próbował mnie zeswatać z moim byłym.-
- Niby masz racje choć mimo wszystko zrobilibyśmy to dla ich dobra.-
-Miejmy nadzieję, że to docenią.-podsumowałam i postawiłam przed sobą fiołkowy talerzyk z kawałkiem szarlotki. Zaciągnęłam się jej cynamonowym zapachem po czym łyżeczką odkroiłam sobie kawałek.
-Mmm pyszne.-zachwycałam się ciastkiem. Kiedy zerknęłam na Ludmiłę i zobaczyłam jej wyraz twarzy lekko się zdenerwowałam.
-Cco jest ?-zapytałam odkładając łyżeczkę na talerzyk. Nadal nic nie powiedziała w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. Zaniepokojona zerknęłam za okno cukierni. Tam ujrzałam największą mende jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi.
-Wierzysz w karmę ?- zapytała wystraszona blondynka wciąż nie odrywając wzroku od Tomasa.
-Od teraz tak.-powiedziałam i złapałam ją za rękę. Wciąż oszołomiona Ludmiła ledwo stała na nogach. Bałam się ,że brunet na zauważy a co gorsza rozpozna. Razem z blondynką podeszłam do kelnerki.
-Przepraszam Panią jest tu może wyjście awaryjne ?-zapytałam z nadzieją lecz dziewczyna pokręciła głową.
-Przykro mi ale to są jedyne drzwi wyjściowe.-
-Dobrze. Dziękuję.-powiedziałam zrezygnowana i zerknęłam na miejsce w którym przed chwilą znajdował się Tomas. Już go tam nie było. Przeczuwałam najgorsze. Wyciągnęłam z torebki swojego iPhona po czym wybrałam numer do Federica. Jak zwykle nie odbierał. Zrezygnowana postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zadzwoniłam po taksówkę która po kilkunastu minutach zaparkowała po drugiej stronie ulicy. Razem z Ludmiłą szybko opuściłam cukiernie. Kiedy drzwi się zamknęły zza rogu wyłoniła się postać bruneta jak zawsze ze swoim szyderczym uśmieszkiem na twarzy podszedł do nas.
-Oh czemu się tak śpieszyć czyżbyś nie miała ochoty ze mną rozmawiać ? Przecież tak wiele nas łączy ?- zapytał po czym podszedł jeszcze bliżej. Widziałam. ,że Ludmi nie jest w stanie powiedzieć ani słowa.
- Nic was nie łączy. A jak podejdziesz jeszcze bliżej to zadzwonię na policję i nie już nie będzie tak miło.-wysyczałam na co chłopak się roześmiał. Po chwili taksówkarz zaczął krzyczeć i trąbić abyśmy się pospieszyły. Razem z blondynką pobiegłam do samochodu.
-A byłbym zapomniał, pozdrów mojego braciszka.-krzyknął uśmiechnięty brunet po czym żółty pojazd ruszył.
-Ludmiła czym on mówił ?-zapytałam ale Ludmiła nawet nie zauważyła ,że coś do niej mówię. Po chwili otrząsnęła się i krzyknęła:
-Proszę jechać pod PasquelliCorporation®.- W ciszy dojechaliśmy pod firmę. Nie zdarzyłam wydusić z siebie słowa bo Ludmiła mnie uprzedziła.
-Dziękuję Ci za wszystko. Bez Ciebie nie dałabym sobie rady. Jedz teraz do domu ja muszę porozmawiać z Fede. Wszystko Ci później wyjaśnię, obiecuję.-powiedziała na jednym tchu po czym mocno mnie przytuliła. Wręczyła kierowcy stu dolarowy banknot po czym prędko wyszła. Rozradowany kierowca zawiózł mnie pod wskazany wcześniej adres. Oszołomiona weszłam do domu wyczekując telefonu od Ludmiły.
Ludmiła
Zdenerwowana wbiegłam do windy. Przycisnęła przycisk i po chwili znalazłam się na szczycie wieżowca. Przeszłam obok sekretarki która krzyczała coś do mnie ale nie zwracałam na nią najmniejszej uwagi. Zła szarpnęłam za szklane drzwi sali konferencyjnej po czym szeroko je otwarłam. Wzrok dwudziestu zdziwionych pracowników mojego męża spoczął na mojej osobie ale miałam to gdzieś. Federico przeprosił wszystkich po czym wyszedł ze mną na korytarz.
-Co ty tu wyprawiasz ?-zapytał szeptem.
- Lepiej to ty zacznij się tłumaczyć !-krzyknęłam wściekła.
-Nie krzycz tak bo wszyscy Cię słyszą.-szepnął zły chłopak.
-Nie mów co mam robić!-
-Chodź do mojego biura.-zarządził chłopak po czym pociągnął mnie za rękę.
-Spotkałam dzisiaj Tomasa.-powiedział kiedy weszliśmy do biura moje męża. Szatyn od razu zmartwił się a jego twarz przybrała poważny wyraz.
-Nic Ci nie jest ? Niczego Ci nie zrobił ?-zapytał oglądając moje ręce w poszukiwaniu siniaków.
-Nie, wszystko w porządku byłam z Fran. Gdyby nie ona nie dałabym sobie rady lecz jedna rzecz nie daje,mi spokoju...-zaczęłam a Fede spojrzał na mnie ze współczuciem i kiwnął głową.- kiedy wsiadałam do taksówki kazał mi pozdrowić "braciszka". Przypomniało mi się wtedy jak kiedyś nazwał Cię swoim bratem...Czy ty i Tomas jesteście rodzeństwem ?- zapytałam kiedy lekko się uspokoiłam. Frederico kucnął przed mną i złapał mnie za dłonie ze łzami w oczach lekko przytaknął. Wtedy poczułam ogromne ukłucie w sercu. Jeszcze żadna osoba którą kocham mnie tak nie skrzywdziła. Z moich oczu kolejny już dzisiaj raz poleciał strumień łez.
-Jjjak mogłeś mi to ..zrobić?-spytałam ledwo słyszalnym głosem. Chłopak mocniej ścisnął moje dłonie po czym sam zaczął płakać. Pierwszy raz widziałam go w tak złym stanie.
-Jjja sam o tym nie wiedziałem. Niedawno okazało się ,że mój ojciec zdradzał moją mamę. Dlatego się rozwodzą. Przepraszam.-powiedział a ja cofnęłam się do tyłu.
-Okłamywałeś mnie przez ten cały czas.-krzyknęłam a on lekko podskoczył po czym próbował do mnie podejść. Ja mimo wszystko cofnęłam się o kolejny krok w tył.
-To nie tak jak...-zaczął ale mu przerwałam. Złość kipiła się we mnie tak bardzo ,że nie byłam w stanie opanować emocji.
-Od kiedy o tym wiesz?-zapytałam a Fede spuścił głowę na dół po czym położył sobie dłoń na karku.
-Odpowiedź!-ponagliłam go wciąż wyczekując jego odpowiedzi.
-Od trzech lat.-oznajmił zerkając na mnie. Ja zażenowana poderwałam się z miejsca i skierowałam się do wyjścia.
-Zaczekaj, porozmawiajmy.-
-Nie mamy o czym rozmawiać.-powiedziałam zanim opuściłam biuro. Federico próbował mnie zatrzymać ale bez skutku. Miałam dosyć kłamstw i intryg facetów na których mi zależy. Zaczynając na moim ojcu który totalnie ma mnie gdzieś i ciągle mnie oszukuję dla "mojego dobra" a kończąc na moim mężu który skrywał przed mną to ,że ma brata który próbował mnie zgwałcić. To jest nie wyobrażalne. Mam ochotę się odciąć od tego wszystkiego i zapomnieć o tym co było i jest teraz, zacząć całkiem nowy rozdział mojego życia.
***
Ten rozdział miał być wcześniej niż ten który ostatnio dodałam a jest chyba później :X
Ten rozdział miałam już dawno praktycznie skończony ale doznałam olśnienia i napisałam go od nowa tylko ,że z całkowicie innym wątkiem. Koniec końców wybrałam pierwszy a ten drugi pojawi się później.
Mam nadzieję ,że rozdział się wam spodobał. Staram się otwierać inne wątki jak : tajemnica ojca Vilu czy brat Fede ale nie wiem jak to będzie... Nie będę się rozpisywać.
Do następnego ;)
Buziaki:***
poniedziałek, 22 września 2014
Rodział XVI:Niespodzian...
*dwa lata później...
Violetta
Dostałam list ,że odnaleziono mojego ojca. Czym prędzej spakowałam swoje rzeczy i wyleciałam do BA. Od dwóch lat mieszkam w Hiszpanii gdzie spotkałam się z Camilą. Wynajmujemy wspólne mieszkanie w Barcelonie. To mój pierwszy lot do Argentyny od czasu wyprowadzki. Nie utrzymuję z nikim kontaktu po za Fran i Ludmiłą. Nie wiem jeszcze jak długo pozostanę w Buenos Aires ale już nie mogę się doczekać aż zobaczę moich dawnych przyjaciół. Jestem teraz na lotnisku i czekam na dziewczyny. Po kilku minutach zauważyłam je przy wejściu. Kiedy nasze spojrzenia spotkały się i zaczęłyśmy biec w swoje strony.
-Jak ja za wami tęskniłam.-powiedziałam kiedy ściskałyśmy się.
-My za tobą jeszcze bardziej.-odpowiedziały na równi po czym roześmiałyśmy się.
-Idziemy na ciacho, jestem strasznie głodna.-
-Pewnie chodźmy.-
Fran
Jesteśmy w cukierni i zajadamy się pysznymi kremówkami.
-Jak Ci się mieszka w Hiszpanii ?-zapytałam zaciekawiona.
-To cudowne miejsce. Takie magiczne i urokliwe. Po prostu kiedy tam jesteś przenosisz się w czasie.-
-Wiesz u nas BA też jest pięknie...-zaczęła Ludmi.
-Wiem do czego zmierzasz ale tam jest mi dobrze.-
-Próbować zawsze można.-powiedziałam i objęła ramieniem Ludmiłę.
-Mówcie co u was słychać jak tam z Marco ?-
-To długa i nie kończąca się historia. Najpierw byliśmy ze sobą potem zerwaliśmy i znowu razem i znowu osobną. Kiedy wracamy do siebie nie widzimy świata po za sobą ale kiedy zaczynamy się spierać nikt nie umie ustąpić i kończy się to jak zwykle. Szkoda gadać ... lepiej powiedź czy spotkałaś już jakiegoś przystojnego hiszpana który zawrócił Ci w głowie ?-
-Mam za sobą kilka przelotnych "romansów" ale każdy jak szybko się zaczął tak szybko się skończył.-
-Czemu ?-
-Nie wiem. Zastanawia mnie to ,że każdego z nich porównywałam z...Leonem. Wiem ,że to dziwne ale wszystkim czegoś brakowało.-powiedziała zamyślona.
- Wciąż go kochasz ?-zapytałam spoglądając na nią ze współczuciem.
-...Nie, już się z tego wyleczyłam. Wyprowadzka dobrze mi zrobiła.-powiedziała i sztucznie się uśmiechnęła. Po czym szybko zmieniła temat.
-Co u Diany ?-zapytała upijając łyk gorącej kawy.
-Rośnie jak na drożdżach. Nie długo będzie miała pierwsze urodzinki a po nich chcemy wyprawić chrzciny.-
-To świetnie. Kim będą rodzice chrzestni?-zaciekawiona zajadała się ciastem.
-No właśnie tu pytanie do Ciebie. Ty byłaś z nami od początku ciąży przez co bardzo bym chciała żebyś to ty została mamą chrzestną Diany... Co o tym myślisz?-
-Naprawdę?-zapytała szczęśliwa. Ludmi szybko pokiwała głową.
-No pewnie ,że tak.-odpowiedziała z uśmiechem i rzuciła się na nas.
-Ale się cieszę.-powiedziała Ludmi i puściła do mnie oczko. Ja tylko uśmiechnęłam się szeroko. Jak zawsze kombinuje.
- Violu a co z twoim tatą?-zapytałam po chwili.
-Jutro będziemy mogli się zobaczyć. Dziś ma zostać jeszcze w szpitalu na obserwacji.-
-Czyli cały dzisiejszy dzień masz dla nas ?-
-Yhm.-
-Imprezka .-powiedziała kusząca Ludmiła a my roześmiałyśmy się.
-To idziemy.-
-Zadzwonię po wszystkich i powiem ,że mam dla nich niespodziankę.-powiedziała Lu z szatańskim śmiechem.
-Nic się nie zmieniłaś.-powiedziała Viola wywracając oczami.
*wieczór
Ludmiła
Violetta poszła położyć Dianę spać. A my z Fran przebieramy się w sukienki.
-Myślisz ,że się zdenerwuję?-szepnęła Fran.
-Myślę ,że tak ale będzie udawała ,że wszystko jest w porządku.-
-Trochę nie zręczna sytuacja. Może lepiej jak jej powiemy ?-
-Nie sądzę żeby to był dobry pomysł bo wtedy pójdzie do domu.-
-Masz racje.-oznajmiła zmieszana. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To pewnie Naty ja otworzę.-powiedziała Violetta wychylając się zza futryny drzwi z promiennym uśmiechem.
Violetta
Szybko podbiegłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę.
-Niespodzian...-zaczęłam mówić kiedy nagle mnie zatkało. Staliśmy tak kilka sekund wpatrując się w siebie. To uczucie było nie do opisania. Wszystko w środku zaczęło przyspieszać swoje bicie. Zrobiło mi się gorąco i słabo. Mózg jakby przestał pracować a serce,kazało się na niego rzucić. Z jednej strony chciałam powiedzieć mu ,że jest wielkim, podłym bydlakiem a z drugiej strony powiedzieć jak bardzo tęskniła. Wtedy spostrzegłam się ,że nie jest sam. Obok niego stała drobna brunetka.
***
Właśnie na to musieliście czekać miesiąc ^^
Widać ,że warto . Nie?
Takiego gniota to tylko ja potrafię:))
Ale pociesze was ,że następny w drodze. Jest już na finiszu:*
Buziaczki:***
Violetta
Dostałam list ,że odnaleziono mojego ojca. Czym prędzej spakowałam swoje rzeczy i wyleciałam do BA. Od dwóch lat mieszkam w Hiszpanii gdzie spotkałam się z Camilą. Wynajmujemy wspólne mieszkanie w Barcelonie. To mój pierwszy lot do Argentyny od czasu wyprowadzki. Nie utrzymuję z nikim kontaktu po za Fran i Ludmiłą. Nie wiem jeszcze jak długo pozostanę w Buenos Aires ale już nie mogę się doczekać aż zobaczę moich dawnych przyjaciół. Jestem teraz na lotnisku i czekam na dziewczyny. Po kilku minutach zauważyłam je przy wejściu. Kiedy nasze spojrzenia spotkały się i zaczęłyśmy biec w swoje strony.
-Jak ja za wami tęskniłam.-powiedziałam kiedy ściskałyśmy się.
-My za tobą jeszcze bardziej.-odpowiedziały na równi po czym roześmiałyśmy się.
-Idziemy na ciacho, jestem strasznie głodna.-
-Pewnie chodźmy.-
Fran
Jesteśmy w cukierni i zajadamy się pysznymi kremówkami.
-Jak Ci się mieszka w Hiszpanii ?-zapytałam zaciekawiona.
-To cudowne miejsce. Takie magiczne i urokliwe. Po prostu kiedy tam jesteś przenosisz się w czasie.-
-Wiesz u nas BA też jest pięknie...-zaczęła Ludmi.
-Wiem do czego zmierzasz ale tam jest mi dobrze.-
-Próbować zawsze można.-powiedziałam i objęła ramieniem Ludmiłę.
-Mówcie co u was słychać jak tam z Marco ?-
-To długa i nie kończąca się historia. Najpierw byliśmy ze sobą potem zerwaliśmy i znowu razem i znowu osobną. Kiedy wracamy do siebie nie widzimy świata po za sobą ale kiedy zaczynamy się spierać nikt nie umie ustąpić i kończy się to jak zwykle. Szkoda gadać ... lepiej powiedź czy spotkałaś już jakiegoś przystojnego hiszpana który zawrócił Ci w głowie ?-
-Mam za sobą kilka przelotnych "romansów" ale każdy jak szybko się zaczął tak szybko się skończył.-
-Czemu ?-
-Nie wiem. Zastanawia mnie to ,że każdego z nich porównywałam z...Leonem. Wiem ,że to dziwne ale wszystkim czegoś brakowało.-powiedziała zamyślona.
- Wciąż go kochasz ?-zapytałam spoglądając na nią ze współczuciem.
-...Nie, już się z tego wyleczyłam. Wyprowadzka dobrze mi zrobiła.-powiedziała i sztucznie się uśmiechnęła. Po czym szybko zmieniła temat.
-Co u Diany ?-zapytała upijając łyk gorącej kawy.
-Rośnie jak na drożdżach. Nie długo będzie miała pierwsze urodzinki a po nich chcemy wyprawić chrzciny.-
-To świetnie. Kim będą rodzice chrzestni?-zaciekawiona zajadała się ciastem.
-No właśnie tu pytanie do Ciebie. Ty byłaś z nami od początku ciąży przez co bardzo bym chciała żebyś to ty została mamą chrzestną Diany... Co o tym myślisz?-
-Naprawdę?-zapytała szczęśliwa. Ludmi szybko pokiwała głową.
-No pewnie ,że tak.-odpowiedziała z uśmiechem i rzuciła się na nas.
-Ale się cieszę.-powiedziała Ludmi i puściła do mnie oczko. Ja tylko uśmiechnęłam się szeroko. Jak zawsze kombinuje.
- Violu a co z twoim tatą?-zapytałam po chwili.
-Jutro będziemy mogli się zobaczyć. Dziś ma zostać jeszcze w szpitalu na obserwacji.-
-Czyli cały dzisiejszy dzień masz dla nas ?-
-Yhm.-
-Imprezka .-powiedziała kusząca Ludmiła a my roześmiałyśmy się.
-To idziemy.-
-Zadzwonię po wszystkich i powiem ,że mam dla nich niespodziankę.-powiedziała Lu z szatańskim śmiechem.
-Nic się nie zmieniłaś.-powiedziała Viola wywracając oczami.
*wieczór
Ludmiła
Violetta poszła położyć Dianę spać. A my z Fran przebieramy się w sukienki.
-Myślisz ,że się zdenerwuję?-szepnęła Fran.
-Myślę ,że tak ale będzie udawała ,że wszystko jest w porządku.-
-Trochę nie zręczna sytuacja. Może lepiej jak jej powiemy ?-
-Nie sądzę żeby to był dobry pomysł bo wtedy pójdzie do domu.-
-Masz racje.-oznajmiła zmieszana. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To pewnie Naty ja otworzę.-powiedziała Violetta wychylając się zza futryny drzwi z promiennym uśmiechem.
Violetta
Szybko podbiegłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę.
-Niespodzian...-zaczęłam mówić kiedy nagle mnie zatkało. Staliśmy tak kilka sekund wpatrując się w siebie. To uczucie było nie do opisania. Wszystko w środku zaczęło przyspieszać swoje bicie. Zrobiło mi się gorąco i słabo. Mózg jakby przestał pracować a serce,kazało się na niego rzucić. Z jednej strony chciałam powiedzieć mu ,że jest wielkim, podłym bydlakiem a z drugiej strony powiedzieć jak bardzo tęskniła. Wtedy spostrzegłam się ,że nie jest sam. Obok niego stała drobna brunetka.
***
Właśnie na to musieliście czekać miesiąc ^^
Widać ,że warto . Nie?
Takiego gniota to tylko ja potrafię:))
Ale pociesze was ,że następny w drodze. Jest już na finiszu:*
Buziaczki:***
środa, 20 sierpnia 2014
Rozdział XV: Leon?!
Fran
W górach jesteśmy juz prawie tydzień. Wszyscy bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Ostatnie dwa dni spędziłam w domu po tym jak skręciłam kostkę. Moi przyjaciele chcieli zostać ze mną w domu ale nie zgodziłam się na to bo nie chce żeby przeze mnie marnowali swój czas. Jedyną osobą która ze mną zostaje jest Marco który uparł się ,że nie zostawi mnie samej. Dzisiaj jest ostatni dzień który spędzimy w domu. Jutro znów poczuję zapach leśnych drzew, usłyszę piękny ptasi śpiew i będę podziwiać piękne górskie widoki.
-Masz może ochotę na herbatkę ?-wyrwał mnie z zamyślenia Marco który stał oparty o futrynę i trzymał w ręku dwa kubki gorącego napoju.
-Chętnie.-odpowiedziałam z uśmiechem i odłożyłam mojego laptopa na bok. Chłopak usiadł obok mnie i wręczył mi czerwony kubek.
-Co chciałabyś dziś robić?-
-Może obejrzymy jakiś film ?-
-Ale ja wybieram.-
-Wolnego. Chyba miałeś mnie na myśli.-zażartowałam.
-Nie mam zamiaru oglądać przerysowanej sielanki z happy endem.-
-Czyli uważasz ,że kiedy ktoś jest szczęśliwy to...udaje ?-
-Myślę ,że coś takiego nie istnieje.-
-Dobrze wiedzieć.-powiedziałam i wstałam z sofy.
-Ale o co Ci chodzi ?-
-Prymitywny tok rozumowania mężczyzny.-burknęłam pod nosem i ubrałam swoje kapcie. Otuliłam ramiona kocem i wyszłam z pokoju. Kiedy byłam w moim pokoju to skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i zaczęłam szukać mojego telefonu. Wybrałam numer i zadzwoniłam do Violi.
-Cześć Fran. Co słychać?-
-Hej Vilu. Mam pewną propozycje...-
-Propozycje? Jaką?- zapytała zaciekawiona szatynka.
-Co ty na dyskotekę?-
-No w sumie... czemu nie? Zaraz zapytam Leona.-
-Ale bez chłopaków. Same dziewczyny. Taki...detoks od ich prymitywnego zachowania.-
- Detoks ?-zaśmiała się.
-No coś w tym stylu.-
-Dobra. Zaraz będziemy w domu.-
-To czekam. Pa.-
-Pa.-
Violetta
Jesteśmy już w domu. Szybka kąpiel jest jak zastrzyk energii . Idę właśnie do pokoju Fran z moimi sukienkami. Z pomieszczenia słychać głośne śmiechy na pewno są z nią już dziewczyny.
-Hej laseczki. Mam świeżą dostawę sukienek.- weszłam do pokoju i machnęłam im przed oczami wieszakami.
-O nareszcie.-powiedziała Naty i podbiegła do mnie.
-A gdzie Lu?-
-Ludmi nie idzie z nami.-
-Czemu ?-zdziwiłam się.
- Fede nie pozwolił jej iść ponieważ kobiety w ciąży muszą dbać nie tylko o siebie ale też o maleństwo które noszą w brzuchu.-
-Aha za to on też nie powinien chodzić z chłopakami na piwo bo dba już nie tylko o siebie ale o kobietę która nosi w brzuchu jego dziecko. -powiedziała Fran na co wszystkie się roześmiałyśmy.
*30 minut później
Jesteśmy już prawie gotowe. Ostatnie poprawki i ruszamy na miasto. Fran ubrała się w obcisłą, małą czarną z długim rękawem do tego szpilki w tym samym kolorze, włosy zakręciła w delikatne falę, Naty ubrała się w srebrną prześwitująca bluzkę do tego krótką, czarną miniówkę i szpilki w kolorze spódnicy, włosy wyprostowała i lekko je natapirowała, ja ubrałam się w obcisłą czerwoną sukienkę z rękawem trzy czwarte oraz z głębokim wcięciem na plecach,założyłam do niej czerwone szpilki, włosy zakręciłam lokówką. Każda z nas wzięła niewielkie kopertówki. Kiedy schodziłyśmy po schodach chłopcy od razu przybiegli do nas.
-Nawet sobie nie żartuj. Natychmiast idź sie przebrać !-krzyknął Maxi. Oburzona Naty zaczęła się z nim kłócić.
-Może jednak pójdę z tobą?-zapytał Leon kiedy zostaliśmy sami.
-Nie ufasz mi ?- zapytałam poważna
-Ufam Ci bezgranicznie ale nie ufam tym napalonym bandziorom którzy czekają tylko aż pojawi się jakaś biedna, krucha dziewczyna...-
-Kotku nie smuć się. Wszystko Ci wynagrodzę jak wrócę.-szepnęłam mu do ucha a potem lekko musnęłam jego usta. W odpowiedzi Leon złapał mnie w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Pocałował mnie bardzo namiętnie. Tak jak to robi bardzo żadko. Widziałam ,że jest mu bardzo przykro. Najchętniej nie odpuściłby mnie na krok.
-W takim razie będę czekać.-odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.
-Dobra muszę lecieć bo taxi czeka.-powiedziałam jak usłyszałam klakson samochodu.
-Misiu uważaj na siebie.-
-Dobrze Skarbie. Kocham Cię.-
-Ja Ciebie bardziej.-odpowiedział i pocałował mnie czule na pożegnanie.
Leon
Viola wyszła kilka minut temu ale ja wciąż nie jestem przekonany do tej dyskoteki. Po głowie chodzą mi różne scenariusze nie są zbyt optymistyczne. Zerknąłem na komodę tam leżały kluczyki od mojego auta. Złapałem je szybko i wciągnąłem na plecy kurtkę. Postanowiłem ,że pojadę za nimi i będę obserwować dziewczyny z daleka a wrazie czego będę mógł zareagować. Kiedy dojeżdżałem na miejsce dziewczyny stały przed wejściem czekając w kolejce. Ja postanowiłem zaczekać w aucie aż wejdą do środka a potem kupić bilet.
*20 minut później
Jestem już na dyskotece i zacząłem wypatrywać dziewczyn. Po chwili zobaczyłem ,że siedzą przy barze i dobrze się bawią. Zająłem sobie miejsce niedaleko nich by móc je lepiej widzieć. Przez około godzinę śmiały się i tańczyły razem. Potem usiadły do stolika i przysiadło się do nich trzech mężczyzn. Zaczęli się śmiać aż w końcu jeden z nich poprosił Fran do tańca. Violetta została sama z jednym z chłopaków bo Naty poszła do toalety.
Violetta
-Może masz ochotę potańczyć ?-zapytał Ivo.
-Przepraszam, ale nie specjalnie.-
-Czemu, coś się stało ?-
- Po prostu martwię się o mojego chłopaka.-powiedziałam bezsensowne kręcąc kółka słomką w moim koktajlu.
-Dlaczego ? Jest chory ?-
-Nie nic mu nie jest. Chciałabym tylko teraz z nim być. A ty masz kogoś ?-
-Jeśli świnka morska się liczy . Tylko ,że to samiec.-powiedział i zaczęliśmy się śmiać.
-Samotnik z wyboru czy przymusu ?-
- Z wyboru wciąż szukam tej jedynej. Ale skoro ty masz już swojego księcia na białym koniu to może jeśli tak bardzo byś chciała z nim być to zawiozę Cię do niego ?-zapytał a ja spojrzałam z nadzieją.
-Serio ? Mógłbyś to dla mnie zrobić?-
-Jasne. Powiedz tylko koleżanką ,że juz idziesz żeby się nie martwiły.-
-Dzięki. Zaraz wracam.- powiedziałam i szybko pobiegłam do Fran. Wyjaśniłam jej całą sytuacje i podbiegłam do Ivo.
-Gotowa?-
-Zwarta i gotowa.-
-No to w drogę.-powiedział i rozmawiając wyszliśmy z klubu.
Leon
Nie wieżę jak ona może mi to robić. Kiedy wychodzili zacząłem ich gonić. Dogoniłem ich przed wyjściem z klubu. Złapałem go za ramię i przekręciłem w moją stronę.
-Leon ?!-wrzasnęła Violetta.
-To ten twój książę?-w odpowiedzi walnąłem go pięścią przez co upadła na ziemię.
-Co ty robisz ?! Odbiło Ci !-zapytała Viola kiedy przy nim klęknęła.
-Co ja robie ?! Co ty robisz z nim ?!-zapytałem zły.
-Miał mnie odwieść do domu. Ty skończony kretynie.-
-Na pewno by Cię zawiózł ale chyba nie pod ten adres co potrzeba.-oznajmiłem na co Violetta z całej siły uderzyła mnie w twarz z bólu zgryzłem szczękę.
-Jak możesz myśleć ,że jestem jakąś dziwką. Ty podły draniu.-powiedziała zapłakana i zaczęła bić mnie pięściami. Złapałem ją za nadgarstki i wpiłem się w jej usta. Zaczęła się miotać ale bez skutku aż w końcu kopnęła mnie w krocze. Wtedy ją puściłem.
-Nigdy więcej nie waż się mnie dotknąć. Nigdy.-wysyczała zapłakana po czym powoli okręciła się na pięcie i wsiadła do najbliższej taksówki próbowałem ją zatrzymać ale nie odezwała się do mnie słowem. Chłopak z którym wyszła wcześniej Violetta zaczął się ze mną bić. W rezultacie po chwili przyjechała policja. Od razu przyznałem się do winy dzięki czemu ominą mnie wszystkie rozprawy. Dostałem mandat i zakaz wstępu do tego klubu. Kiedy się otrząsnąłem wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem w stronę domku. Wbiegłem szybko do środka wszyscy zaczeli mnie wołać. Nie zwracając na to uwagi pobiegłem do naszego pokoju. Tam wszystkie szafki z jej rzeczami były puste nie było też jej walizki. Załamany usiadłem na podłodze.
-Była tu dziesięć minut temu.-powiedziała Lu i usiadła koło mnie.
-Prosiła żeby Ci to dać.-oznajmiła po chwili ciszy i dała mi klucze do mieszkania. Ścisnąłem je w ręce po czym rzuciłem nimi o ścianę.
-Jedź za nią. Walcz puki nie jest za późno.- powiedziała i objęła mnie ramieniem.
-Już jest za późno.-odpowiedziałem i wyszedłem z pokoju.
***
Oto długo wyczekiwana 15-stka ^^
Koniec Leonetty :'/ zapoczątkuje nowy rozdział w tej historii ale o tym się przekonacie w następnych rozdziałach.
Buziaczki***
W górach jesteśmy juz prawie tydzień. Wszyscy bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Ostatnie dwa dni spędziłam w domu po tym jak skręciłam kostkę. Moi przyjaciele chcieli zostać ze mną w domu ale nie zgodziłam się na to bo nie chce żeby przeze mnie marnowali swój czas. Jedyną osobą która ze mną zostaje jest Marco który uparł się ,że nie zostawi mnie samej. Dzisiaj jest ostatni dzień który spędzimy w domu. Jutro znów poczuję zapach leśnych drzew, usłyszę piękny ptasi śpiew i będę podziwiać piękne górskie widoki.
-Masz może ochotę na herbatkę ?-wyrwał mnie z zamyślenia Marco który stał oparty o futrynę i trzymał w ręku dwa kubki gorącego napoju.
-Chętnie.-odpowiedziałam z uśmiechem i odłożyłam mojego laptopa na bok. Chłopak usiadł obok mnie i wręczył mi czerwony kubek.
-Co chciałabyś dziś robić?-
-Może obejrzymy jakiś film ?-
-Ale ja wybieram.-
-Wolnego. Chyba miałeś mnie na myśli.-zażartowałam.
-Nie mam zamiaru oglądać przerysowanej sielanki z happy endem.-
-Czyli uważasz ,że kiedy ktoś jest szczęśliwy to...udaje ?-
-Myślę ,że coś takiego nie istnieje.-
-Dobrze wiedzieć.-powiedziałam i wstałam z sofy.
-Ale o co Ci chodzi ?-
-Prymitywny tok rozumowania mężczyzny.-burknęłam pod nosem i ubrałam swoje kapcie. Otuliłam ramiona kocem i wyszłam z pokoju. Kiedy byłam w moim pokoju to skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i zaczęłam szukać mojego telefonu. Wybrałam numer i zadzwoniłam do Violi.
-Cześć Fran. Co słychać?-
-Hej Vilu. Mam pewną propozycje...-
-Propozycje? Jaką?- zapytała zaciekawiona szatynka.
-Co ty na dyskotekę?-
-No w sumie... czemu nie? Zaraz zapytam Leona.-
-Ale bez chłopaków. Same dziewczyny. Taki...detoks od ich prymitywnego zachowania.-
- Detoks ?-zaśmiała się.
-No coś w tym stylu.-
-Dobra. Zaraz będziemy w domu.-
-To czekam. Pa.-
-Pa.-
Violetta
Jesteśmy już w domu. Szybka kąpiel jest jak zastrzyk energii . Idę właśnie do pokoju Fran z moimi sukienkami. Z pomieszczenia słychać głośne śmiechy na pewno są z nią już dziewczyny.
-Hej laseczki. Mam świeżą dostawę sukienek.- weszłam do pokoju i machnęłam im przed oczami wieszakami.
-O nareszcie.-powiedziała Naty i podbiegła do mnie.
-A gdzie Lu?-
-Ludmi nie idzie z nami.-
-Czemu ?-zdziwiłam się.
- Fede nie pozwolił jej iść ponieważ kobiety w ciąży muszą dbać nie tylko o siebie ale też o maleństwo które noszą w brzuchu.-
-Aha za to on też nie powinien chodzić z chłopakami na piwo bo dba już nie tylko o siebie ale o kobietę która nosi w brzuchu jego dziecko. -powiedziała Fran na co wszystkie się roześmiałyśmy.
*30 minut później
Jesteśmy już prawie gotowe. Ostatnie poprawki i ruszamy na miasto. Fran ubrała się w obcisłą, małą czarną z długim rękawem do tego szpilki w tym samym kolorze, włosy zakręciła w delikatne falę, Naty ubrała się w srebrną prześwitująca bluzkę do tego krótką, czarną miniówkę i szpilki w kolorze spódnicy, włosy wyprostowała i lekko je natapirowała, ja ubrałam się w obcisłą czerwoną sukienkę z rękawem trzy czwarte oraz z głębokim wcięciem na plecach,założyłam do niej czerwone szpilki, włosy zakręciłam lokówką. Każda z nas wzięła niewielkie kopertówki. Kiedy schodziłyśmy po schodach chłopcy od razu przybiegli do nas.
-Nawet sobie nie żartuj. Natychmiast idź sie przebrać !-krzyknął Maxi. Oburzona Naty zaczęła się z nim kłócić.
-Może jednak pójdę z tobą?-zapytał Leon kiedy zostaliśmy sami.
-Nie ufasz mi ?- zapytałam poważna
-Ufam Ci bezgranicznie ale nie ufam tym napalonym bandziorom którzy czekają tylko aż pojawi się jakaś biedna, krucha dziewczyna...-
-Kotku nie smuć się. Wszystko Ci wynagrodzę jak wrócę.-szepnęłam mu do ucha a potem lekko musnęłam jego usta. W odpowiedzi Leon złapał mnie w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Pocałował mnie bardzo namiętnie. Tak jak to robi bardzo żadko. Widziałam ,że jest mu bardzo przykro. Najchętniej nie odpuściłby mnie na krok.
-W takim razie będę czekać.-odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.
-Dobra muszę lecieć bo taxi czeka.-powiedziałam jak usłyszałam klakson samochodu.
-Misiu uważaj na siebie.-
-Dobrze Skarbie. Kocham Cię.-
-Ja Ciebie bardziej.-odpowiedział i pocałował mnie czule na pożegnanie.
Leon
Viola wyszła kilka minut temu ale ja wciąż nie jestem przekonany do tej dyskoteki. Po głowie chodzą mi różne scenariusze nie są zbyt optymistyczne. Zerknąłem na komodę tam leżały kluczyki od mojego auta. Złapałem je szybko i wciągnąłem na plecy kurtkę. Postanowiłem ,że pojadę za nimi i będę obserwować dziewczyny z daleka a wrazie czego będę mógł zareagować. Kiedy dojeżdżałem na miejsce dziewczyny stały przed wejściem czekając w kolejce. Ja postanowiłem zaczekać w aucie aż wejdą do środka a potem kupić bilet.
*20 minut później
Jestem już na dyskotece i zacząłem wypatrywać dziewczyn. Po chwili zobaczyłem ,że siedzą przy barze i dobrze się bawią. Zająłem sobie miejsce niedaleko nich by móc je lepiej widzieć. Przez około godzinę śmiały się i tańczyły razem. Potem usiadły do stolika i przysiadło się do nich trzech mężczyzn. Zaczęli się śmiać aż w końcu jeden z nich poprosił Fran do tańca. Violetta została sama z jednym z chłopaków bo Naty poszła do toalety.
Violetta
-Może masz ochotę potańczyć ?-zapytał Ivo.
-Przepraszam, ale nie specjalnie.-
-Czemu, coś się stało ?-
- Po prostu martwię się o mojego chłopaka.-powiedziałam bezsensowne kręcąc kółka słomką w moim koktajlu.
-Dlaczego ? Jest chory ?-
-Nie nic mu nie jest. Chciałabym tylko teraz z nim być. A ty masz kogoś ?-
-Jeśli świnka morska się liczy . Tylko ,że to samiec.-powiedział i zaczęliśmy się śmiać.
-Samotnik z wyboru czy przymusu ?-
- Z wyboru wciąż szukam tej jedynej. Ale skoro ty masz już swojego księcia na białym koniu to może jeśli tak bardzo byś chciała z nim być to zawiozę Cię do niego ?-zapytał a ja spojrzałam z nadzieją.
-Serio ? Mógłbyś to dla mnie zrobić?-
-Jasne. Powiedz tylko koleżanką ,że juz idziesz żeby się nie martwiły.-
-Dzięki. Zaraz wracam.- powiedziałam i szybko pobiegłam do Fran. Wyjaśniłam jej całą sytuacje i podbiegłam do Ivo.
-Gotowa?-
-Zwarta i gotowa.-
-No to w drogę.-powiedział i rozmawiając wyszliśmy z klubu.
Leon
Nie wieżę jak ona może mi to robić. Kiedy wychodzili zacząłem ich gonić. Dogoniłem ich przed wyjściem z klubu. Złapałem go za ramię i przekręciłem w moją stronę.
-Leon ?!-wrzasnęła Violetta.
-To ten twój książę?-w odpowiedzi walnąłem go pięścią przez co upadła na ziemię.
-Co ty robisz ?! Odbiło Ci !-zapytała Viola kiedy przy nim klęknęła.
-Co ja robie ?! Co ty robisz z nim ?!-zapytałem zły.
-Miał mnie odwieść do domu. Ty skończony kretynie.-
-Na pewno by Cię zawiózł ale chyba nie pod ten adres co potrzeba.-oznajmiłem na co Violetta z całej siły uderzyła mnie w twarz z bólu zgryzłem szczękę.
-Jak możesz myśleć ,że jestem jakąś dziwką. Ty podły draniu.-powiedziała zapłakana i zaczęła bić mnie pięściami. Złapałem ją za nadgarstki i wpiłem się w jej usta. Zaczęła się miotać ale bez skutku aż w końcu kopnęła mnie w krocze. Wtedy ją puściłem.
-Nigdy więcej nie waż się mnie dotknąć. Nigdy.-wysyczała zapłakana po czym powoli okręciła się na pięcie i wsiadła do najbliższej taksówki próbowałem ją zatrzymać ale nie odezwała się do mnie słowem. Chłopak z którym wyszła wcześniej Violetta zaczął się ze mną bić. W rezultacie po chwili przyjechała policja. Od razu przyznałem się do winy dzięki czemu ominą mnie wszystkie rozprawy. Dostałem mandat i zakaz wstępu do tego klubu. Kiedy się otrząsnąłem wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem w stronę domku. Wbiegłem szybko do środka wszyscy zaczeli mnie wołać. Nie zwracając na to uwagi pobiegłem do naszego pokoju. Tam wszystkie szafki z jej rzeczami były puste nie było też jej walizki. Załamany usiadłem na podłodze.
-Była tu dziesięć minut temu.-powiedziała Lu i usiadła koło mnie.
-Prosiła żeby Ci to dać.-oznajmiła po chwili ciszy i dała mi klucze do mieszkania. Ścisnąłem je w ręce po czym rzuciłem nimi o ścianę.
-Jedź za nią. Walcz puki nie jest za późno.- powiedziała i objęła mnie ramieniem.
-Już jest za późno.-odpowiedziałem i wyszedłem z pokoju.
***
Oto długo wyczekiwana 15-stka ^^
Koniec Leonetty :'/ zapoczątkuje nowy rozdział w tej historii ale o tym się przekonacie w następnych rozdziałach.
Buziaczki***
środa, 6 sierpnia 2014
Rozdział XIV: Dlaczego ja ?
*ranek tego samego dnia
Ludmiła
-Ruchy, ruchy. Czas to pieniądz !-
-Ludmiła nie wszystko przelicza się na pieniądze.-powiedziała Nata.
-Będę chciała isc na wykład to pójdę na uczelnie. Okey ?-
-Daj nam zjeść w spokoju !- krzyczał Maxi.
-Przecież już wszyscy zjedliśmy. Ile ty jesz ?-
-Na pewno mniej niż twój narzeczony.-powiedział i wskazał na umorusanego w sosach Fede który wpychał sobie do ust ogromną kanapkę. Kiedy zerknął na mnie posłałam mu wściekłe spojrzenie. Od razu odłożył jedzenie na talerz.
-To ja może pójdę się przebrać.-oznajmił i szybko pobiegł na górę. Maxi zaśmiał się pod nosem na co Naty odpowiedziała mu ty samym spojrzeniem które ja rzuciłam na Federico.
-Maxi chodziło mi o czas jedzenia nie o ilość. Czasem twoja głupota mnie zabija.-
- A macie jakąś trase drogi którą będziemy szli ?-zapytała Fran gryząc kawałek soczystego jabłka.
-Pewnie.-odpowiedziałam i wyciągnęłam z torebki mapkę. Po uważnym obejrzeniu jej z dziewczynami wszyscy wyruszyliśmy w góry.
-Ludmiła jesteś pewna ,że dobrze czytasz tą mapę?-zapytał Marco przedzierając się po miedzy chaszczami i kłującymi łodygami dzikich jeżyn.
-Tak ! Nie rozpraszaj mnie.-powiedziałam zdenerwowana.
Marco
Idziemy już przeszło godzinę mam złudzeniem ,że wracamy wciąż w to samo miejsce. Każdy zaczyna się już denerwować.
-Idź pogadać z Ludmiłą.-powiedzieliśmy szeptem do Fede.
-Dlaczego ja ?-
-Bo to twoja dziewczyna?!-
-Nie, nie chce żeby się stresowała przecież jest w ciąży.-
-Właśnie przez to ,że jest w ciąży to ty masz z nią pogadaj.-powiedzieliśmy i pchnąłem go w jej stronę.
-Ludmi kochanie może Ci pomogę ?-
-NIE ! DAM SOBIE RADĘ SA-MA !!-
-Nie ja mam już tego dosyć. To przestaje być śmieszne. -krzyknęła zdenerwowana Fran po czym wszyscy zwrócili na nią uwagę.
-Ale o co Ci chodzi ?-zapytała Ludmi jakgdyby nic.
- O co mi chodzi ??? O to ,że łazimy ciągle w kółko w jedno i to samo miejsce, że mam całe pokaleczone i pokłute nogi. Mam tego dość ja wracam do domu.-krzyczała zła. Ludmiła chyba wtedy się otrząsnęła.
-Daj spokój Fran.-poprosiła Naty.
-Nie, nie dam spokoju. Jak chcecie to idźcie sobie na te waszą nie kończąca się wycieczkę. Ja odpadam.-
-Poczekaj !-krzyknął Maxi i zaczął ją gonić. Wtedy pomyślałem ,że to jest moja szansa by zbliżyć się do niej i spędzić trochę czasu sam na sam.
-Ja za nią pójdę ty zostań z Naty.-powiedziałem do chłopaka i bez wyczekiwania na jego odpowiedź ruszyłem za Fran. Po chwili dogoniłem ją.
-Czemu za mną idziesz ?-
-Bo nie chce żeby coś Ci się stało.-
-Spokojnie nie jestem małą dziewczynką i umiem trafić do domu. Możesz wracać do reszty.-
-Będę czuł się pewniej gdy sam tego dopilnuję.-
-Jak chcesz.-odpowiedziała obojętnie i szła dalej.
-Wiesz w którą stronę mamy iść ?-zapytałem przerywając nie komfortową ciszę.
-Teoretycznie.- na to extra. "Teoretycznie" jest jednoznaczne z" nie mam pojęcia" .
-To może Ci pomogę ?-
-Jeśli chcesz.-
-Ja bym poszedł w tamtą stronę.-powiedziałem i wskazałem jej drogę na wschód.
-Możemy spróbować.-odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam. Nie powinnam się nad tobą wyżywać przez to ,że jestem zła na Lu. Ty niczemu nie zawiniłeś wręcz przeciwnie dużo mi pomogłeś za co Ci dziękuję.-powiedziała i blado się uśmiechnęła .
-Nie masz ani za ci przepraszać ani dziękować to normalne przecież się przyjaźnimy.-
-Jesteś wspaniałym przyjacielem.Mam stu procentową pewność ,że kiedy znajdziesz swoją drugą połówkę i zobaczę w końcu uśmiech na twojej twarzy.-powiedziała i obdarowała mnie czułym uśmiechem.
-Już znalazłem.-powiedziałem.
-Ty i Cami!?-zapytała podekscytowana a ja wręcz poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła i nie mogłem wydusić z siebie słowa. Więc w odpowiedzi pokręciłem powolnie głową. Zawiedziona lecz zainteresowana zapytała:
-Znam ją?-
-Znasz ją bardzo dobrze.-
-Violetta ???! Jak możesz przecież ona jest z Leonem.-krzyknęła i uderzyła mnie dość mocno w ramie. Potarłem obolałe miejsce.
-Oszalałaś ? Leon, to mój przyjaciel.-powiedziałem i syknąłem z bólu.
-Oj przepraszam. Po prostu najlepiej znam się z Cami i Vilu a skoro to żadna z nich to kto ?-oznajmiła potulnie i zaczęła rozcierać obolałe miejsce.
-To... ty.-oznajmiłem nieśmiało. Fran spojrzała na mnie oszołomiona wtedy zbliżyłem się do jej ust i lekko je pocałowałem. Wtedy poczułem delikatną woń jej perfum. Ten zapach do końca życia pozostanie w mojej głowie. Ku mojemu zdziwieniu nie odepchnęła mnie wręcz przeciwnie zaczęła pogłębiać pocałunki. Jednak po kilku sekundach niechętnie oderwała się ode mnie.
-Nie możemy tego robić.-powiedziała i cofnęła się kilka kroków.
-Dlaczego ? Nie podobam Ci się ?-
-Nie, cholernie mi się podobasz ale niestety nie tylko mi.-
-Nie rozumiem.-
-Camila jest w tobie zakochana. Sam wiesz ,że to jest moja przyjaciółka. Nie mogę jej tego zrobić.-
-Ale...-powiedziałem i zbliżyłem się znów do niej. Widziałem jak kłóci się ze swoim myślami.
-Nie ma żadnego ale.-oznajmiła stanowczo i zaczęła płakać.
-Kocham Cię.-powiedziałem i ująłem w dłonie jej smukłą, zapłakaną twarz. Ona wtuliła w nie swój policzek.-Kocham Cię i nic ani nikt tego nie zmieni. Liczysz się tylko i wyłącznie ty.-powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
-Ja też Cię bardzo kocham. Mam nadzieję ,że kiedyś będziemy mogli być razem.-oznajmiła i pogłaskała mój policzek a ja pocałowałem jej dłoń
-Możemy... Nikt nie musi o tym wiedzieć.-wypaliłem bez zastanowienia lecz po chwili zrozumiałem ,że to całkiem dobry pomysł.
-Czy ja wiem ? To są nasi przyjaciele. Nie wiem czy byłabym w stanie ich oszukiwać.- mówiła Fran.
-Przecież nie będziemy ich kłamać. Po prostu będziemy ze sobą bez ich wiedzy.-
-Zastanowię się nad tym. Dobrze ?-zapytała z prosząca miną.
-Jasne. Masz tyle czasu ile potrzebujesz.-powiedziałem z uśmiechem.
-W końcu widzę uśmiech.-powiedziała ucieszona.
-Wiesz muszę Ci o czymś powiedzieć.-oznajmiłem a ona kiwnęła głową żebym dalej mówił. Złapałem głęboki oddech i zacząłem mówić.
-...te wszystkie listy i prezenty które dostałaś to byłem ja. Wiem ,że możesz się na mnie złościć denerwować ale ja tylko chciałam sprawić Ci przyjemność. Po pro...-ciągnąłem a ona przerwała mi delikatnym pocałunkiem.
-Jestem zła ,że nie potrzebnie wydawałeś na mnie tyle kasy i ,że nie przyznałeś się ,że to ty ......ale z drugiej strony to najpiękniejsza i najsłodsza rzecz jaką ktokolwiek dla mnie zrobił. Dziękuję jesteś kochany.-powiedziała i ucałowała mój policzek.
-Widziałam.-powiedziała radośnie.
-Co widziałaś?- zapytałem zdezorientowany.
-Uśmiech. Może troszkę sztywny ale ujdzie.-powiedziała przez śmiech.
-Chcesz widzieć większy ?-zapytałem podchwytliwie a ona kiwnęła głową.
-To zostań moją dziewczyną.-
-...Sprytne,sprytne ale tym mnie nie kupisz. Wymyśl coś lepszego.-powiedziała z szerokim uśmiechem. Ja osłupiałem. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
-Dobra... jeśli się nie zgodzisz to zetnę sobie włosy...SAM.-wiedziałem jak bardzo Fran je lubi. Zawsze zachwalała ich kolor, wygląd. Często przeczesywała je swoimi dłońmi zachwycając się ich długością. Wiedziałem ,że zaraz pęknie.
-Pff to przecież twoje włosy nie moje.-udawała obojętną.
-Masz racje i tak chciałem to od dawna zrobić. Jak dojdziemy na miejsce to od razu poszukam jakiś nożyczek w stodole. Może chłopaki mi pomogą. A ty co o tym myślisz Fran ?- widziałem po jej minie jak ciężko jest jej tego słuchać.
-Myślę ,że to twoja decyzja.-
-Wiesz liczę się z twoim zdaniem.-
-Skoro się z nim liczysz to nie naciskaj na mnie. Dobrze ?-
-Tak. Jeśli będziesz gotowa to wtedy mi odpowiesz. Pamiętaj ,że zawsze będę na Ciebie czekać.-
-Dziękuję. To lubie w Tobie najbardziej ,że jesteś taki wyrozumiały i troskliwy.- powiedziała i obdarzyła mnie promiennym uśmiechem który odwzajemniłem.
-Która godzina ?-zapytała rozglądając się wokół. Zerknąłem na mój zegarek.
-Czwarta !?-
-Która!? Już tak późno ? Musimy szybko wracać bo zaczną się o nas martwić.-powiedziała zmartwiona i pociągnęła mnie za rękę.
-To w którą stronę idziemy ?-zapytałem.
- Poczekaj...mech porasta zawsze drzewa od północy. Las jest na wschód od domku więc idziemy zachód.-powiedziała skoncentrowana.
-Nie dość ,że piękna to inteligentna.- powiedziałem z uśmiechem.
-Nie kombinuj czarusiu.- odpowiedziała radośnie. Spieszyliśmy się na tyle ,że Fran nie zauważyła wystającego z ziemi korzenia. Potknęła się o niego i upadła. Wystraszony klęknąłem przed nią.
-Nic Ci nie jest, Fran???-
-Boli mnie stopa.- powiedziała i syknęła z bólu.
-Poczekaj wezmę Cię na ręce.-powiedziałem i podniosłem ją z ziemi. Oprócz bolącej kostki Fran naszczęście nic się nie stało. Kiedy niosłem ją tak na rękach zasnęła. Po kilkunastu minutach zacząłem opadać z sił gdy nagle pomiędzy drzewami zobaczyłem świecące się światło. Od razu wstąpiła we mnie nowa energia. Szybkim krokiem doszedłem do drzwi domku i nacisnąłem klamkę. W korytarzu stała zdenerwowana Violetta.
-Nareszcie,gdzie wy byliście ?!-krzyknęła zanim spostrzegła ,że Fran śpi.
-Ciii. Nie krzycz tak. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- powiedziałem i skierowałem się w stronę salonu. Doszedłem do sofy i położyłem na niej śpiącą dziewczynę. Przykryłem ją kocykiem i pogłaskałem po włosach. Sam ledwo żyłem. Po tym jak wytłumaczyłem Violi całą sytuacje do domku wbiegła reszta naszej paczki.
-Jak dobrze ,że nic Ci nie jest.-powiedziała Ludmiła wtedy spojrzałem na nich wszystkich. Wyglądali jak nawiedzeni. Byli cali potargani, brudni, we włosach mieli jakieś liście igły a nawet połamane gałązki.
-A gdzie jest Fran ????!-wystraszyła się Naty.
-Spokojnie, śpi.-
-Ale nic jej nie jest ?-dopytywała Lu.
-Ma skręconą kostkę. Po za tym nic jej nie jest.-powiedziałem i upiłem łyk gorącej herbaty.-Pójdę ją obudzić żeby założyć jej bandaż.-dodałem po chwili i skierowałem się do miejsca gdzie leżała Fran. Podszedłem bliżej sofy, dziewczyna już nie spała. Gdy mnie zobaczyła posłała mi delikatny uśmiech.
-Jak się spało księżniczko?-
-Dobrze, dziękuję.-odpowiedziała i pogłaskała mój policzek.
-Jak stopa ?-
-Lepiej. Troszkę boli ale nie tak jak wcześniej.-
-Może założę Ci opatrunek ?-
-Mogę najpierw wziąć kąpiel ?-
-Pewnie. Zaraz Cię zaniosę na górę.-
-Nie trzeba dam radę.-
-Wiem ,że dasz ale po co masz się męczyć kiedy ja zrobię to z przyjemnością.-
-Skoro tak Ci zależy to zrobię to dla Ciebie.-odpowiedziała śmiejąc się. Po chwili rozmowy wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszego pokoju. Postawiłem ją delikatnie na podłodze. Fran zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i weszła do łazienki która była w naszym pokoju. Sam zmeczony położyłem się na łóżku czekając aż będę mógł wziąć wymarzoną kąpiel i odpłynąć do krainy Morfeusza. Cały dzisiejszy dzień był mega zwariowany ale za żadne skarby nie zamieniłbym go na żaden inny. Dziś przeżyłem chwile które na zawsze pozostaną w mojej pamięci.
***
Krótko,głupio i bez sensu ale coś trzeba dodać. Rozwija się nam powoli kolejny watek. Jak to będzie dowiemy się z czasem. Postaram sie dodać szybko nexta. Dziękuję za komentarz pod ostatnim rozdziałem !! Proszę o troszke więcej komciów :*
Buziaki :***
Ludmiła
-Ruchy, ruchy. Czas to pieniądz !-
-Ludmiła nie wszystko przelicza się na pieniądze.-powiedziała Nata.
-Będę chciała isc na wykład to pójdę na uczelnie. Okey ?-
-Daj nam zjeść w spokoju !- krzyczał Maxi.
-Przecież już wszyscy zjedliśmy. Ile ty jesz ?-
-Na pewno mniej niż twój narzeczony.-powiedział i wskazał na umorusanego w sosach Fede który wpychał sobie do ust ogromną kanapkę. Kiedy zerknął na mnie posłałam mu wściekłe spojrzenie. Od razu odłożył jedzenie na talerz.
-To ja może pójdę się przebrać.-oznajmił i szybko pobiegł na górę. Maxi zaśmiał się pod nosem na co Naty odpowiedziała mu ty samym spojrzeniem które ja rzuciłam na Federico.
-Maxi chodziło mi o czas jedzenia nie o ilość. Czasem twoja głupota mnie zabija.-
- A macie jakąś trase drogi którą będziemy szli ?-zapytała Fran gryząc kawałek soczystego jabłka.
-Pewnie.-odpowiedziałam i wyciągnęłam z torebki mapkę. Po uważnym obejrzeniu jej z dziewczynami wszyscy wyruszyliśmy w góry.
-Ludmiła jesteś pewna ,że dobrze czytasz tą mapę?-zapytał Marco przedzierając się po miedzy chaszczami i kłującymi łodygami dzikich jeżyn.
-Tak ! Nie rozpraszaj mnie.-powiedziałam zdenerwowana.
Marco
Idziemy już przeszło godzinę mam złudzeniem ,że wracamy wciąż w to samo miejsce. Każdy zaczyna się już denerwować.
-Idź pogadać z Ludmiłą.-powiedzieliśmy szeptem do Fede.
-Dlaczego ja ?-
-Bo to twoja dziewczyna?!-
-Nie, nie chce żeby się stresowała przecież jest w ciąży.-
-Właśnie przez to ,że jest w ciąży to ty masz z nią pogadaj.-powiedzieliśmy i pchnąłem go w jej stronę.
-Ludmi kochanie może Ci pomogę ?-
-NIE ! DAM SOBIE RADĘ SA-MA !!-
-Nie ja mam już tego dosyć. To przestaje być śmieszne. -krzyknęła zdenerwowana Fran po czym wszyscy zwrócili na nią uwagę.
-Ale o co Ci chodzi ?-zapytała Ludmi jakgdyby nic.
- O co mi chodzi ??? O to ,że łazimy ciągle w kółko w jedno i to samo miejsce, że mam całe pokaleczone i pokłute nogi. Mam tego dość ja wracam do domu.-krzyczała zła. Ludmiła chyba wtedy się otrząsnęła.
-Daj spokój Fran.-poprosiła Naty.
-Nie, nie dam spokoju. Jak chcecie to idźcie sobie na te waszą nie kończąca się wycieczkę. Ja odpadam.-
-Poczekaj !-krzyknął Maxi i zaczął ją gonić. Wtedy pomyślałem ,że to jest moja szansa by zbliżyć się do niej i spędzić trochę czasu sam na sam.
-Ja za nią pójdę ty zostań z Naty.-powiedziałem do chłopaka i bez wyczekiwania na jego odpowiedź ruszyłem za Fran. Po chwili dogoniłem ją.
-Czemu za mną idziesz ?-
-Bo nie chce żeby coś Ci się stało.-
-Spokojnie nie jestem małą dziewczynką i umiem trafić do domu. Możesz wracać do reszty.-
-Będę czuł się pewniej gdy sam tego dopilnuję.-
-Jak chcesz.-odpowiedziała obojętnie i szła dalej.
-Wiesz w którą stronę mamy iść ?-zapytałem przerywając nie komfortową ciszę.
-Teoretycznie.- na to extra. "Teoretycznie" jest jednoznaczne z" nie mam pojęcia" .
-To może Ci pomogę ?-
-Jeśli chcesz.-
-Ja bym poszedł w tamtą stronę.-powiedziałem i wskazałem jej drogę na wschód.
-Możemy spróbować.-odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam. Nie powinnam się nad tobą wyżywać przez to ,że jestem zła na Lu. Ty niczemu nie zawiniłeś wręcz przeciwnie dużo mi pomogłeś za co Ci dziękuję.-powiedziała i blado się uśmiechnęła .
-Nie masz ani za ci przepraszać ani dziękować to normalne przecież się przyjaźnimy.-
-Jesteś wspaniałym przyjacielem.Mam stu procentową pewność ,że kiedy znajdziesz swoją drugą połówkę i zobaczę w końcu uśmiech na twojej twarzy.-powiedziała i obdarowała mnie czułym uśmiechem.
-Już znalazłem.-powiedziałem.
-Ty i Cami!?-zapytała podekscytowana a ja wręcz poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła i nie mogłem wydusić z siebie słowa. Więc w odpowiedzi pokręciłem powolnie głową. Zawiedziona lecz zainteresowana zapytała:
-Znam ją?-
-Znasz ją bardzo dobrze.-
-Violetta ???! Jak możesz przecież ona jest z Leonem.-krzyknęła i uderzyła mnie dość mocno w ramie. Potarłem obolałe miejsce.
-Oszalałaś ? Leon, to mój przyjaciel.-powiedziałem i syknąłem z bólu.
-Oj przepraszam. Po prostu najlepiej znam się z Cami i Vilu a skoro to żadna z nich to kto ?-oznajmiła potulnie i zaczęła rozcierać obolałe miejsce.
-To... ty.-oznajmiłem nieśmiało. Fran spojrzała na mnie oszołomiona wtedy zbliżyłem się do jej ust i lekko je pocałowałem. Wtedy poczułem delikatną woń jej perfum. Ten zapach do końca życia pozostanie w mojej głowie. Ku mojemu zdziwieniu nie odepchnęła mnie wręcz przeciwnie zaczęła pogłębiać pocałunki. Jednak po kilku sekundach niechętnie oderwała się ode mnie.
-Nie możemy tego robić.-powiedziała i cofnęła się kilka kroków.
-Dlaczego ? Nie podobam Ci się ?-
-Nie, cholernie mi się podobasz ale niestety nie tylko mi.-
-Nie rozumiem.-
-Camila jest w tobie zakochana. Sam wiesz ,że to jest moja przyjaciółka. Nie mogę jej tego zrobić.-
-Ale...-powiedziałem i zbliżyłem się znów do niej. Widziałem jak kłóci się ze swoim myślami.
-Nie ma żadnego ale.-oznajmiła stanowczo i zaczęła płakać.
-Kocham Cię.-powiedziałem i ująłem w dłonie jej smukłą, zapłakaną twarz. Ona wtuliła w nie swój policzek.-Kocham Cię i nic ani nikt tego nie zmieni. Liczysz się tylko i wyłącznie ty.-powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
-Ja też Cię bardzo kocham. Mam nadzieję ,że kiedyś będziemy mogli być razem.-oznajmiła i pogłaskała mój policzek a ja pocałowałem jej dłoń
-Możemy... Nikt nie musi o tym wiedzieć.-wypaliłem bez zastanowienia lecz po chwili zrozumiałem ,że to całkiem dobry pomysł.
-Czy ja wiem ? To są nasi przyjaciele. Nie wiem czy byłabym w stanie ich oszukiwać.- mówiła Fran.
-Przecież nie będziemy ich kłamać. Po prostu będziemy ze sobą bez ich wiedzy.-
-Zastanowię się nad tym. Dobrze ?-zapytała z prosząca miną.
-Jasne. Masz tyle czasu ile potrzebujesz.-powiedziałem z uśmiechem.
-W końcu widzę uśmiech.-powiedziała ucieszona.
-Wiesz muszę Ci o czymś powiedzieć.-oznajmiłem a ona kiwnęła głową żebym dalej mówił. Złapałem głęboki oddech i zacząłem mówić.
-...te wszystkie listy i prezenty które dostałaś to byłem ja. Wiem ,że możesz się na mnie złościć denerwować ale ja tylko chciałam sprawić Ci przyjemność. Po pro...-ciągnąłem a ona przerwała mi delikatnym pocałunkiem.
-Jestem zła ,że nie potrzebnie wydawałeś na mnie tyle kasy i ,że nie przyznałeś się ,że to ty ......ale z drugiej strony to najpiękniejsza i najsłodsza rzecz jaką ktokolwiek dla mnie zrobił. Dziękuję jesteś kochany.-powiedziała i ucałowała mój policzek.
-Widziałam.-powiedziała radośnie.
-Co widziałaś?- zapytałem zdezorientowany.
-Uśmiech. Może troszkę sztywny ale ujdzie.-powiedziała przez śmiech.
-Chcesz widzieć większy ?-zapytałem podchwytliwie a ona kiwnęła głową.
-To zostań moją dziewczyną.-
-...Sprytne,sprytne ale tym mnie nie kupisz. Wymyśl coś lepszego.-powiedziała z szerokim uśmiechem. Ja osłupiałem. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
-Dobra... jeśli się nie zgodzisz to zetnę sobie włosy...SAM.-wiedziałem jak bardzo Fran je lubi. Zawsze zachwalała ich kolor, wygląd. Często przeczesywała je swoimi dłońmi zachwycając się ich długością. Wiedziałem ,że zaraz pęknie.
-Pff to przecież twoje włosy nie moje.-udawała obojętną.
-Masz racje i tak chciałem to od dawna zrobić. Jak dojdziemy na miejsce to od razu poszukam jakiś nożyczek w stodole. Może chłopaki mi pomogą. A ty co o tym myślisz Fran ?- widziałem po jej minie jak ciężko jest jej tego słuchać.
-Myślę ,że to twoja decyzja.-
-Wiesz liczę się z twoim zdaniem.-
-Skoro się z nim liczysz to nie naciskaj na mnie. Dobrze ?-
-Tak. Jeśli będziesz gotowa to wtedy mi odpowiesz. Pamiętaj ,że zawsze będę na Ciebie czekać.-
-Dziękuję. To lubie w Tobie najbardziej ,że jesteś taki wyrozumiały i troskliwy.- powiedziała i obdarzyła mnie promiennym uśmiechem który odwzajemniłem.
-Która godzina ?-zapytała rozglądając się wokół. Zerknąłem na mój zegarek.
-Czwarta !?-
-Która!? Już tak późno ? Musimy szybko wracać bo zaczną się o nas martwić.-powiedziała zmartwiona i pociągnęła mnie za rękę.
-To w którą stronę idziemy ?-zapytałem.
- Poczekaj...mech porasta zawsze drzewa od północy. Las jest na wschód od domku więc idziemy zachód.-powiedziała skoncentrowana.
-Nie dość ,że piękna to inteligentna.- powiedziałem z uśmiechem.
-Nie kombinuj czarusiu.- odpowiedziała radośnie. Spieszyliśmy się na tyle ,że Fran nie zauważyła wystającego z ziemi korzenia. Potknęła się o niego i upadła. Wystraszony klęknąłem przed nią.
-Nic Ci nie jest, Fran???-
-Boli mnie stopa.- powiedziała i syknęła z bólu.
-Poczekaj wezmę Cię na ręce.-powiedziałem i podniosłem ją z ziemi. Oprócz bolącej kostki Fran naszczęście nic się nie stało. Kiedy niosłem ją tak na rękach zasnęła. Po kilkunastu minutach zacząłem opadać z sił gdy nagle pomiędzy drzewami zobaczyłem świecące się światło. Od razu wstąpiła we mnie nowa energia. Szybkim krokiem doszedłem do drzwi domku i nacisnąłem klamkę. W korytarzu stała zdenerwowana Violetta.
-Nareszcie,gdzie wy byliście ?!-krzyknęła zanim spostrzegła ,że Fran śpi.
-Ciii. Nie krzycz tak. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- powiedziałem i skierowałem się w stronę salonu. Doszedłem do sofy i położyłem na niej śpiącą dziewczynę. Przykryłem ją kocykiem i pogłaskałem po włosach. Sam ledwo żyłem. Po tym jak wytłumaczyłem Violi całą sytuacje do domku wbiegła reszta naszej paczki.
-Jak dobrze ,że nic Ci nie jest.-powiedziała Ludmiła wtedy spojrzałem na nich wszystkich. Wyglądali jak nawiedzeni. Byli cali potargani, brudni, we włosach mieli jakieś liście igły a nawet połamane gałązki.
-A gdzie jest Fran ????!-wystraszyła się Naty.
-Spokojnie, śpi.-
-Ale nic jej nie jest ?-dopytywała Lu.
-Ma skręconą kostkę. Po za tym nic jej nie jest.-powiedziałem i upiłem łyk gorącej herbaty.-Pójdę ją obudzić żeby założyć jej bandaż.-dodałem po chwili i skierowałem się do miejsca gdzie leżała Fran. Podszedłem bliżej sofy, dziewczyna już nie spała. Gdy mnie zobaczyła posłała mi delikatny uśmiech.
-Jak się spało księżniczko?-
-Dobrze, dziękuję.-odpowiedziała i pogłaskała mój policzek.
-Jak stopa ?-
-Lepiej. Troszkę boli ale nie tak jak wcześniej.-
-Może założę Ci opatrunek ?-
-Mogę najpierw wziąć kąpiel ?-
-Pewnie. Zaraz Cię zaniosę na górę.-
-Nie trzeba dam radę.-
-Wiem ,że dasz ale po co masz się męczyć kiedy ja zrobię to z przyjemnością.-
-Skoro tak Ci zależy to zrobię to dla Ciebie.-odpowiedziała śmiejąc się. Po chwili rozmowy wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszego pokoju. Postawiłem ją delikatnie na podłodze. Fran zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i weszła do łazienki która była w naszym pokoju. Sam zmeczony położyłem się na łóżku czekając aż będę mógł wziąć wymarzoną kąpiel i odpłynąć do krainy Morfeusza. Cały dzisiejszy dzień był mega zwariowany ale za żadne skarby nie zamieniłbym go na żaden inny. Dziś przeżyłem chwile które na zawsze pozostaną w mojej pamięci.
***
Krótko,głupio i bez sensu ale coś trzeba dodać. Rozwija się nam powoli kolejny watek. Jak to będzie dowiemy się z czasem. Postaram sie dodać szybko nexta. Dziękuję za komentarz pod ostatnim rozdziałem !! Proszę o troszke więcej komciów :*
Buziaki :***
środa, 30 lipca 2014
Rozdział XIII: Amor en el aire
Leon
Zabieram dziś Violę na kolację z okazji naszej trzeciej miesięcznicy. Chce pokazać jej jak bardzo mi na niej zależy i ,że mimo upływu czasu wciąż zabiegam o jej względy. Sama czesto podkreśla ,że wole spędzać czas z moimi kumplami niż z nią co nijak ma się do prawdy. Dlatego cały dzisiejszy dzień poświęcę tylko i wyłącznie jej.
-Zanim pójdziemy musisz założyć to.-powiedziałem i podałem jej fioletową apaszkę.
-Muszę?-zapytała ze zbitą miną. Ja stanowczo kiwnąłem głową i zawiązałem jej apaszkę na oczach.
Po piętnasta minutach doszliśmy na miejsce.
-Mogę już zdjąć ?-pytała po raz setny.
-Teraz możesz.-powiedziałem i zdjąłem jej przepaskę z oczy po czym przytuliłem ją w pasie. Po chwili odwróciła się w moją stronę i rzuciła mi się na szyję krzycząc dziękuję po czym pocałowała mnie namiętnie w usta.
- Dobrze się trzymaj.-zdziwiona spojrzała na mnie a ja szybkim ruchem wziąłem ją na ręce. Pisnęła ze strachu a potem wybuchła głośnym śmiechem.
-Wariat.-powiedziała i zmierzwiła moje włosy.
-Wariuje jedynie na twoim punkcie.-odpowiedziałem i włożyłem ją do wnętrza bambusowego kosza. Potem sam wszedłem i po chwili zaczęliśmy wznosić się w powietrze.
-Kocham Cię.-powiedziałem kiedy spojrzeliśmy na siebie.
-Ja Ciebie też.-odpowiedziała i pocałowała mnie delikatnie.
-Ale cudowne widoki.-zachwycała sie Viola.
- Spójrz tam.-oznajmiłem i wskazałem jej palcem działkę na zboczu wzgórzu był na niej nie wielki staw.
-Chciałabym mieć kiedyś dom z takim widokiem.-
-Tak ?- zaciekawiony spytałem i zerknąłem na nią wyczekując na odpowiedź.
-Mały dwupiętrowy domek z ogródkiem i widokiem na góry. Zdala od codziennej rutyny, problemów i miejskiego gwaru.
-Obiecuję Ci ,że kiedyś będziemy mieć taki domek .- odpowiedziałem z czułym uśmiechem.
-Naprawdę?-zapytała z nadzieją.
-Przecież wiesz ,że dla Ciebie wszystko.-odpowiedziałem i zauważyłem ,że jej twarz przybrała dziwny wyraz twarzy.
-Kochanie wszystko w porządku?-
-Tak, tak...troszkę się zamyśliłam.-
Po kilku godzinach lotu w przestworzach i podziwianiu pięknych widoków wylądowaliśmy na kwiecistej łące.
-Masz może ochotę na spacer ?-zapytałem z uśmiechem ona zmieszana przytaknęła głową. Złapałem ją za dłoń i powoli ruszyliśmy.
-Kochanie widzę ,że coś jest nie tak. Co się dzieje ?-
-...Wiesz kiedy rozmawialiśmy w balonie poczułam tak jakby ukłucie w głowę. Wiem ,że to brzmi dziwnie ale wtedy zobaczyłam wiele wspomnień z tobą nasze randki, spotkania, pocałunki, kłótnie a potem zobaczyłam też jakiegoś chłopaka którego nie pamiętam. Miał kruczoczarne włosy i taki pieprzyk na czole widziałam jak za mną biegnie. W końcu kiedy mnie dogonił zaczął szarpać mnie za ramiona. Kłóciliśmy się wreszcie zaczęłam płakać. Odpychałam go ale był zbyt silny. Nie byłam w stanie go pokonać. Rzucił się na mnie i zaczął całować. Wtedy zjawiłeś się ty i zacząłeś się z nim bić.-na samo wspomnienie o tym twarz mi zesztywniała w oczach stanęły świeczki a oddech zatrzymał się.
- To właśnie przez to zerwaliśmy ze sobą. W ten dzień obchodziliśmy naszą piątą rocznicę. Kiedy odprowadziłam Cię do dom przypomniałaś sobie ,że zostawiłaś w restauracji torebkę. Powiedziałem Ci żebyś zaczekała na mnie a ja się po nią wrócę. Kiedy wróciłem na miejsce Ciebie nie było wystraszyłem się ,że coś mogło Ci się stać dlatego zacząłem biec. Kiedy mijałem drugą przecznice zobaczyłem Ciebie i Tomasa jak się całujecie. Tomas przez długi czas rywalizował ze mną o twoje względy. Podbiegłem do was i od ciągnąłem go od Ciebie uderzyłem go a potem zaczęliśmy się bić. Ty krzyczałaś błagając żebym go zostawił. W końcu go puściłem oszołomiony, cały we krwi z podbitym okiem szedłem do Ciebie patrząc w jego stronę. Leżał na ziemi ledwo łapiąc oddech zaczął mówić ,że zniszczy mi życie ,że zabije nas oboje ,że jeszcze tego pożałujemy. Kiedy podszedłem do Ciebie wtuliłaś się we mnie i zaczęłaś mnie przepraszać za wszystko. Następnego dnia przyszłaś do mojego domu i powiedziałaś mi ,że nie możemy być razem bo będę miał przez to same kłopoty. Chciałem Cię przekonać ale na marne. Powiedziałaś ,że to właśnie przez to jak bardzo mnie kochasz nie możemy być razem. -
-Czyli to wszystko moja wina. Jaka ja byłam głupia. Kochanie wybaczysz mi to kiedyś ?-
-To nie twoja wina i wcale nie jesteś głupia nawet tak nie myśl gdybym Ci nie wybaczył to byłbym tu z tobą ?-powiedziałem i przytuliłem ją do siebie.
-Wiesz nigdy bym nie przypuszczała ,że życie z amnezją może tak wyglądać.-oznajmiła po chwili.
-Czyli jak ?-zaciekawiony spytałem i dalej podziwiałem widok zachodzącego słońca.
-Tak...normalnie. Mimo ,że nie pamiętam ostatniego roku mojego życia to i tak mam kochanych przyjaciół i cudownego chłopak, uczę się w Studio. Żyje tak jakby nic się nie stało.Jedyne czego mi brakuje do pełni szczęścia to moi rodzice. Dałabym tak wiele by znów móc zobaczyć mojego nadopiekuńczego tate.-powiedziała przez łzy i wtuliła się we mnie.
-Sama widzisz ,że z czasem zaczynasz przypominać sobie różne wspomnienia. To nie jest tak ,że niczego nie pamiętasz. Myślę ,że z czasem twoja pamięć całkowicie wróci.-
-Bez Ciebie niczego bym sobie nie przypomniała. To tylko i wyłącznie twoja zasługa dziękuję Ci za to.-w odpowiedzi pocałowałem jej usta .
-Chodź już jesteśmy na miejscu.-powiedziałem i pociągnąłem ją za dłoń. Doszliśmy do dębu który stał nad jeziorem.
-Gotowa ?-zapytałem podekscytowany.
-Gotowa na co ?-zapytał zdziwiona.
-Na to !!!- krzyknąłem. I złapałem się liny wiszącej z drzewa rozhuśtany wskoczyłem do wody.
-Nie ma mowy !-krzyknęła przez śmiech.
-No chodź nie ma nic piękniejszego niż widok zachodzącego słońca w wodzie ! PROSZĘ!- po chwili zastanowienia zostawiła swoją torebkę obok drzewa, zdjęła swoje baletki i z rozbiegiem wskoczyła do wody. Nagle zaczęła się topić ze strachem szybko do niej popłynąłem ona po chwili wynurzyła się i wybuchnęła śmiechem.
-Nie mogę. Dałeś się nabrać !- w odpowiedzi pocałowałem jej usta.
-Przytkasz się teraz trochę ?-
-Może ?-odpowiedziała i wpoiła się w moje spragnione dotyku usta. Po kilku pocałunkach wziąłem ją na ręce i wciąż się całując wyszliśmy na brzeg. Delikatnie położyłem ją na ziemi. Viola oderwała się ode mnie i powiedziała:
-Kotku. Nie tutaj.-
-Czemu ?-spytałem zawiedziony.
-Bo ja jeszcze nie jestem gotowa na dziecko. Wiem jak to brzmi ale to cała prawda. Oboje chodzimy do szkoły sam wiesz jak dziecko wywróciłoby nasze życia do góry nogami.
-...Wiem. Masz racje... To co robimy ?-
-Berek.-krzyknęła i szybko poderwała się z ziemi.
-To był twój życiowy błąd.-oznajmiłem i ruszyłem w pościg za nią. Po około godzinie wszystko wygłupów zmęczeni położyliśmy się na kocu.
-W swietle gwiazd jest tu jeszcze piękniej.-
-Mam coś dla Ciebie... Do kompletu z naszyjnikiem.- powiedziałem i założyłem na jej nadgarstek złotą bransoletkę z napisem "Leonetta". Ta w podzięce pocałowała mnie namiętnie.
-Nie musiałeś cały dzisiejszy dzień z tobą to był wspaniały prezent, ale mimo wszystko dziękuję. Ja też mam coś dla Ciebie.-powiedziała i podarowała mi cyjanowe pudełko. W środku był srebrny Casio.
-O matko przecież wiedziałaś jak bardzo chciałem go mieć. Dziękuje Ci bardzo, kochanie.-pocałowałem ją czule.
-Nie ma za co.-uśmiechnęła się do mnie radośnie.
-W zasadzie mam coś jeszcze.-
-O nie. Nie ma opcji. Nic już od Ciebie nie wezmę.-powiedziała o założyła ręce na klatce piersiowej.
-Piosenki też nie ?-udałem ,że się zasmuciłem.
-Piosenkę w drodze wyjątku.-uśmiechnęła.
"Si hay amor y nada más
No es necesario nada, nada más
Si hay amor olvídate del calendario
Nada, nada más
Donde voy ahí vas
Me acompañaras
Donde vayas, iré y te seguiré
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Solo es destino que a nosotros nos unió
Para siempre (Para siempre)
Para siempre
Si hay amor y nada más
No es necesario nada, nada más,
Si hay amor no exieste el abecedario
Nada, nada mas
Donde voy ahí vas
Me acompañaras
Donde vayas, iré y te seguiré
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Solo es destino que a nosotros nos unió
Para siempre (Para siempre)
Para siempre
Cuando escribo esta canción
Voy a robar tu corazón
No se pueden separar mis acordes de tu melodía
Y ese día será (Y ese día será)
El mejor de tu vida
De tu vida
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Hay amor en el aire"
-Jest śliczna.-powiedziała i pogłaskała mój policzek.
-To ty jesteś śliczna.-odpowiedziałem i pocałowałem jej usta.
Po godzinie spędzonej na podziwianiu gwiazd i jedzeniu kolacji wróciliśmy do domu. W środku nie było nikogo. W jadalni na stole leżała kartka.
"Fran i Marco zgubili się w górach. My idziemy ich szukać. W razie czego dzwońcie.
P.S. Lepiej zostańcie w domu w razie gdyby wrócili.
Ludmiła
***
13-steczka @.@
Następny rozdział niebawem =)
Buziaki:***
Zabieram dziś Violę na kolację z okazji naszej trzeciej miesięcznicy. Chce pokazać jej jak bardzo mi na niej zależy i ,że mimo upływu czasu wciąż zabiegam o jej względy. Sama czesto podkreśla ,że wole spędzać czas z moimi kumplami niż z nią co nijak ma się do prawdy. Dlatego cały dzisiejszy dzień poświęcę tylko i wyłącznie jej.
-Zanim pójdziemy musisz założyć to.-powiedziałem i podałem jej fioletową apaszkę.
-Muszę?-zapytała ze zbitą miną. Ja stanowczo kiwnąłem głową i zawiązałem jej apaszkę na oczach.
Po piętnasta minutach doszliśmy na miejsce.
-Mogę już zdjąć ?-pytała po raz setny.
-Teraz możesz.-powiedziałem i zdjąłem jej przepaskę z oczy po czym przytuliłem ją w pasie. Po chwili odwróciła się w moją stronę i rzuciła mi się na szyję krzycząc dziękuję po czym pocałowała mnie namiętnie w usta.
- Dobrze się trzymaj.-zdziwiona spojrzała na mnie a ja szybkim ruchem wziąłem ją na ręce. Pisnęła ze strachu a potem wybuchła głośnym śmiechem.
-Wariat.-powiedziała i zmierzwiła moje włosy.
-Wariuje jedynie na twoim punkcie.-odpowiedziałem i włożyłem ją do wnętrza bambusowego kosza. Potem sam wszedłem i po chwili zaczęliśmy wznosić się w powietrze.
-Kocham Cię.-powiedziałem kiedy spojrzeliśmy na siebie.
-Ja Ciebie też.-odpowiedziała i pocałowała mnie delikatnie.
-Ale cudowne widoki.-zachwycała sie Viola.
- Spójrz tam.-oznajmiłem i wskazałem jej palcem działkę na zboczu wzgórzu był na niej nie wielki staw.
-Chciałabym mieć kiedyś dom z takim widokiem.-
-Tak ?- zaciekawiony spytałem i zerknąłem na nią wyczekując na odpowiedź.
-Mały dwupiętrowy domek z ogródkiem i widokiem na góry. Zdala od codziennej rutyny, problemów i miejskiego gwaru.
-Obiecuję Ci ,że kiedyś będziemy mieć taki domek .- odpowiedziałem z czułym uśmiechem.
-Naprawdę?-zapytała z nadzieją.
-Przecież wiesz ,że dla Ciebie wszystko.-odpowiedziałem i zauważyłem ,że jej twarz przybrała dziwny wyraz twarzy.
-Kochanie wszystko w porządku?-
-Tak, tak...troszkę się zamyśliłam.-
Po kilku godzinach lotu w przestworzach i podziwianiu pięknych widoków wylądowaliśmy na kwiecistej łące.
-Masz może ochotę na spacer ?-zapytałem z uśmiechem ona zmieszana przytaknęła głową. Złapałem ją za dłoń i powoli ruszyliśmy.
-Kochanie widzę ,że coś jest nie tak. Co się dzieje ?-
-...Wiesz kiedy rozmawialiśmy w balonie poczułam tak jakby ukłucie w głowę. Wiem ,że to brzmi dziwnie ale wtedy zobaczyłam wiele wspomnień z tobą nasze randki, spotkania, pocałunki, kłótnie a potem zobaczyłam też jakiegoś chłopaka którego nie pamiętam. Miał kruczoczarne włosy i taki pieprzyk na czole widziałam jak za mną biegnie. W końcu kiedy mnie dogonił zaczął szarpać mnie za ramiona. Kłóciliśmy się wreszcie zaczęłam płakać. Odpychałam go ale był zbyt silny. Nie byłam w stanie go pokonać. Rzucił się na mnie i zaczął całować. Wtedy zjawiłeś się ty i zacząłeś się z nim bić.-na samo wspomnienie o tym twarz mi zesztywniała w oczach stanęły świeczki a oddech zatrzymał się.
- To właśnie przez to zerwaliśmy ze sobą. W ten dzień obchodziliśmy naszą piątą rocznicę. Kiedy odprowadziłam Cię do dom przypomniałaś sobie ,że zostawiłaś w restauracji torebkę. Powiedziałem Ci żebyś zaczekała na mnie a ja się po nią wrócę. Kiedy wróciłem na miejsce Ciebie nie było wystraszyłem się ,że coś mogło Ci się stać dlatego zacząłem biec. Kiedy mijałem drugą przecznice zobaczyłem Ciebie i Tomasa jak się całujecie. Tomas przez długi czas rywalizował ze mną o twoje względy. Podbiegłem do was i od ciągnąłem go od Ciebie uderzyłem go a potem zaczęliśmy się bić. Ty krzyczałaś błagając żebym go zostawił. W końcu go puściłem oszołomiony, cały we krwi z podbitym okiem szedłem do Ciebie patrząc w jego stronę. Leżał na ziemi ledwo łapiąc oddech zaczął mówić ,że zniszczy mi życie ,że zabije nas oboje ,że jeszcze tego pożałujemy. Kiedy podszedłem do Ciebie wtuliłaś się we mnie i zaczęłaś mnie przepraszać za wszystko. Następnego dnia przyszłaś do mojego domu i powiedziałaś mi ,że nie możemy być razem bo będę miał przez to same kłopoty. Chciałem Cię przekonać ale na marne. Powiedziałaś ,że to właśnie przez to jak bardzo mnie kochasz nie możemy być razem. -
-Czyli to wszystko moja wina. Jaka ja byłam głupia. Kochanie wybaczysz mi to kiedyś ?-
-To nie twoja wina i wcale nie jesteś głupia nawet tak nie myśl gdybym Ci nie wybaczył to byłbym tu z tobą ?-powiedziałem i przytuliłem ją do siebie.
-Wiesz nigdy bym nie przypuszczała ,że życie z amnezją może tak wyglądać.-oznajmiła po chwili.
-Czyli jak ?-zaciekawiony spytałem i dalej podziwiałem widok zachodzącego słońca.
-Tak...normalnie. Mimo ,że nie pamiętam ostatniego roku mojego życia to i tak mam kochanych przyjaciół i cudownego chłopak, uczę się w Studio. Żyje tak jakby nic się nie stało.Jedyne czego mi brakuje do pełni szczęścia to moi rodzice. Dałabym tak wiele by znów móc zobaczyć mojego nadopiekuńczego tate.-powiedziała przez łzy i wtuliła się we mnie.
-Sama widzisz ,że z czasem zaczynasz przypominać sobie różne wspomnienia. To nie jest tak ,że niczego nie pamiętasz. Myślę ,że z czasem twoja pamięć całkowicie wróci.-
-Bez Ciebie niczego bym sobie nie przypomniała. To tylko i wyłącznie twoja zasługa dziękuję Ci za to.-w odpowiedzi pocałowałem jej usta .
-Chodź już jesteśmy na miejscu.-powiedziałem i pociągnąłem ją za dłoń. Doszliśmy do dębu który stał nad jeziorem.
-Gotowa ?-zapytałem podekscytowany.
-Gotowa na co ?-zapytał zdziwiona.
-Na to !!!- krzyknąłem. I złapałem się liny wiszącej z drzewa rozhuśtany wskoczyłem do wody.
-Nie ma mowy !-krzyknęła przez śmiech.
-No chodź nie ma nic piękniejszego niż widok zachodzącego słońca w wodzie ! PROSZĘ!- po chwili zastanowienia zostawiła swoją torebkę obok drzewa, zdjęła swoje baletki i z rozbiegiem wskoczyła do wody. Nagle zaczęła się topić ze strachem szybko do niej popłynąłem ona po chwili wynurzyła się i wybuchnęła śmiechem.
-Nie mogę. Dałeś się nabrać !- w odpowiedzi pocałowałem jej usta.
-Przytkasz się teraz trochę ?-
-Może ?-odpowiedziała i wpoiła się w moje spragnione dotyku usta. Po kilku pocałunkach wziąłem ją na ręce i wciąż się całując wyszliśmy na brzeg. Delikatnie położyłem ją na ziemi. Viola oderwała się ode mnie i powiedziała:
-Kotku. Nie tutaj.-
-Czemu ?-spytałem zawiedziony.
-Bo ja jeszcze nie jestem gotowa na dziecko. Wiem jak to brzmi ale to cała prawda. Oboje chodzimy do szkoły sam wiesz jak dziecko wywróciłoby nasze życia do góry nogami.
-...Wiem. Masz racje... To co robimy ?-
-Berek.-krzyknęła i szybko poderwała się z ziemi.
-To był twój życiowy błąd.-oznajmiłem i ruszyłem w pościg za nią. Po około godzinie wszystko wygłupów zmęczeni położyliśmy się na kocu.
-W swietle gwiazd jest tu jeszcze piękniej.-
-Mam coś dla Ciebie... Do kompletu z naszyjnikiem.- powiedziałem i założyłem na jej nadgarstek złotą bransoletkę z napisem "Leonetta". Ta w podzięce pocałowała mnie namiętnie.
-Nie musiałeś cały dzisiejszy dzień z tobą to był wspaniały prezent, ale mimo wszystko dziękuję. Ja też mam coś dla Ciebie.-powiedziała i podarowała mi cyjanowe pudełko. W środku był srebrny Casio.
-O matko przecież wiedziałaś jak bardzo chciałem go mieć. Dziękuje Ci bardzo, kochanie.-pocałowałem ją czule.
-Nie ma za co.-uśmiechnęła się do mnie radośnie.
-W zasadzie mam coś jeszcze.-
-O nie. Nie ma opcji. Nic już od Ciebie nie wezmę.-powiedziała o założyła ręce na klatce piersiowej.
-Piosenki też nie ?-udałem ,że się zasmuciłem.
-Piosenkę w drodze wyjątku.-uśmiechnęła.
"Si hay amor y nada más
No es necesario nada, nada más
Si hay amor olvídate del calendario
Nada, nada más
Donde voy ahí vas
Me acompañaras
Donde vayas, iré y te seguiré
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Solo es destino que a nosotros nos unió
Para siempre (Para siempre)
Para siempre
Si hay amor y nada más
No es necesario nada, nada más,
Si hay amor no exieste el abecedario
Nada, nada mas
Donde voy ahí vas
Me acompañaras
Donde vayas, iré y te seguiré
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Solo es destino que a nosotros nos unió
Para siempre (Para siempre)
Para siempre
Cuando escribo esta canción
Voy a robar tu corazón
No se pueden separar mis acordes de tu melodía
Y ese día será (Y ese día será)
El mejor de tu vida
De tu vida
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Hay amor en el aire acercate a mí
Apuesta por lo que siento
Hay amor en el aire tu confía en mí
Ya ves que no existe el tiempo
Hay amor en el aire"
-Jest śliczna.-powiedziała i pogłaskała mój policzek.
-To ty jesteś śliczna.-odpowiedziałem i pocałowałem jej usta.
Po godzinie spędzonej na podziwianiu gwiazd i jedzeniu kolacji wróciliśmy do domu. W środku nie było nikogo. W jadalni na stole leżała kartka.
"Fran i Marco zgubili się w górach. My idziemy ich szukać. W razie czego dzwońcie.
P.S. Lepiej zostańcie w domu w razie gdyby wrócili.
Ludmiła
***
13-steczka @.@
Następny rozdział niebawem =)
Buziaki:***
piątek, 25 lipca 2014
Rozdział XII: Najważniejsza
Violetta
-Dobra skończcie tą dziecinadę... Fede chodź już spać bo jestem strasznie zmęczona.-powiedziała ziewając. Ja natomiast wytrzeszczyła oczy i zapytała:
-Czyli ty i Fede bierzecie jeden pokój ...a drugi my ? Tak?-spytałam zdziwiona i zerknęłam na Leona.
-Noo tak. Ale jak chcesz to mogę się zamienić.-powiedział smutnie.
-Nie ,nie może być.-oznajmiła ze sztucznym uśmiechem i wzięłam jeden z kluczy razem ruszyliśmy na poddasze. Po chwili stanęliśmy naprzeciwko drzwi do naszych pokoi. Złapałam za gałkę i lekko ja przekręciłam. Z zamkniętymi oczami przeszłam przez próg modląc się żeby stały tam dwa łóżka. Powolnie zaczęłam je otwierać i tak jak przypuszczałam było tylko jedno duże łóżko małżeńskie. Leon widząc mój wyraz twarzy podszedł do mnie bliżej i powiedział:
- Nie martw się jakoś to będzie.-po czym pocałował mnie w czoło. Może faktycznie nie ma się co martwić może powinnam trochę wyluzować ? Nie wiem. Ale wiem ,że w ramionach Leona nic mi nie.
Kiedy szykowałam się spać na zewnątrz rozpętała się burza. Wybiegłam z łazienki jak poparzona i szybko wtuliłam się w mojego ukochanego. Od bez zastanowienia obtulił mnie swoimi gorącymi ramionami. Nagle usłyszeliśmy głośny huk pioruna ze strachu cała zadrżałam.
-Nadal boisz się burzy ?-zapytał troskliwie głaskając moje włosy. Ja przytaknęła szybko i przełknęłam głośno ślinę. Leon przyciągnął mnie bliżej siebie i mocniej objął. Wtedy poczułam ciepło jego nagiego torsu. Podniosłam delikatnie powieki i ujrzałam wysportowane ciało które tyle czasu kryło się przede mną za koszulami i bawełnianymi bluzami. Przygryzłam lekko dolną wargę i kłóciłam się z własnymi myślami. Po chwili olałam to co myślę i postanowiłam zrobić to co czuję. Pocałowałam jego usta. Leon zdziwił się trochę lecz potem sam zaczął oddawać moje pocałunki. Po kilku namiętnych lecz delikatnych chwilach rozkoszy w naszym pokoju zgasło światło okazało się ,że przez burze wysadziło korki. Oderwaliśmy się od siebie lecz mało się tym przejęliśmy kiedy wróciliśmy do poprzedniej czynności. Leon przyparł mnie do ściany ja nie pozostając mu dłużna wskoczyłam na niego i obtuliłam go nogami. Leon zaniósł mnie do łóżka i delikatnie na nim położył po chwili dołączył się do mnie. Nagle ktoś wpadł do pokoju i zaczął świecić nam latarką po oczach. Ale wstyd ! Szybko zrzuciłam z siebie Leona ten spadł na podłogę.
- Juz załatwione to co idzieee...-powiedział Fede widząc Leona na podłodze.- Yyyyy sory ja...tylko przyszedłem... chodzi o korki...ale nie przeszkadzajcie sobie.- powiedział zakłopotany Fede. Ja szybko przykryłam się kołdrą.
-Nie, nic się nie stało. Poczekaj.- powiedział Leon który podnosił się z podłogi.
-To ja będę na korytarzu.-powiedział szybko Federico i wyszedł za drzwi.
-Gdzie idziesz ?!-zapytałam zła. On spuścił głowę łapiąc się za czoło i odpowiedział:
- Umówiłem się z chłopakami.Przepraszam Cię Kotku. Całkiem o tym zapomniałem.- powiedział z miną zbitego psa.
-Po co się z nimi umówiłeś ?-
-Chcieli iść na piwo.-powiedział i zrobił skwaszoną minę.-Jeśli chcesz to zostanę z tobą.-oznajmił radośnie i zbliżył się do mnie by mnie pocałować. Ja przekręciłam głowę na bok.
-Myślałam ,że nie mamy przed sobą tajemnic.-powiedziałam smutna.
-Bo nie mamy.-oznajmił pewnie.
-Nie wydaje mi się ...Miłej zabawy.-odpowiedziałam i przykryłam się kołdrą.
-Kotku o co Ci chodzi ? Przecież wiesz ,że jesteś dla mnie najważniejsza.-powiedział czule i pogłaskał moje włosy.
-Ważna ale nie tak jak twoi koledzy.-on tylko westchnął i pocałował lekko mój policzek mówiąc "Najważniejsza".
*rano
Fran
Przy Marco zapomniałam prawie o moim cichym wielbicielu. Jesteśmy tylko przyjaciółmi ale przy nim kompletnie się resetuje. Mam poczucie ,że wszystkie moje dotychczasowe problemy znikły i mogę się wreszcie cieszyć teraźniejszością.
-Fran...Ziemia do Francesci.-powiedziała Ludmiła machając mi ręką przed oczami. Nagle ocknęłam się i zobaczyłam ,że wszyscy patrzą się na mnie spod byka.
-Co?!-
-Nic.-oznajmił Maxi i oparł się na swoim nadgarstku po czym głośno westchnął i zatrzepotał rzęsami imitujące mnie kilka sekund wcześniej. Nati szturchnęła go w ramię i zaczęła się z nim słodko przekomarzać.
-O czym tak rozmyślasz?-spytał Marco.
-O tobie.-chlapnęłam bez zastanowienia.
-Serio ?-zapytał radośnie.
-To znaczy myślę o Tobie i o reszcie naszych znajomych.-wykręciłam się.
-To dobrze ,że tak o mni...nas myślisz.-posłał mi sztuczny uśmiech.
-Dobra za 15 minut wychodzimy na wycieczkę w góry. Niech każdy się naszykuję i czeka przed wejściem.-powiedziała Ludmiła dowódczym głosem.
-A gdzie jest Leonetta ?-zapytała Nati rozglądając się po pokoju.
-Jeszcze odsypiają.-zgrywał się Fede. Wszyscy spojrzeli na niego z pytającą miną.
-Odsypiają co ?-zapytał Leon który stał oparty o futrynę.
-W sensie wczorajszą drogę...-wymyślił szybko.
-Lepiej nie wtrącaj się w nie twoje sprawy.-powiedział Leon i poklepał go po ramieniu.
-A Viola gdzie ?-
-Zaraz przyjdzie.-oznajmił chłopak.
Nie tracąc czasu ruszyłam do pokoju który dzieliłam z Marco. Chociaż tyle ,że mamy dwa osobne łóżka. Nati stwierdziła ,że wspólny czas zbliży nas do siebie. Może i ma racje a może to była wymówka żeby mogła mieszkać z Maxim ? Nie wiem, ważne ,że dobrze się dogadujemy. Kiedy przekroczyłam próg ujrzałam Marco który chodził po pokoju bez koszulki i wycierał ręcznikiem swoje kruczoczarne włosy. Nie wiedziałam jak zareagować.
-Sorry ja tylko przyszłam się przebrać...-wtedy odwrócił się do mnie przodem i ujrzałam jego 6 "grzechów głównych ".(mięśnie xd)
-Fran przecież nic się nie stało to też twój pokój.-oznajmił i czule się uśmiechnął. Ja odpowiedziałam mu tym samym. Mówią żeby nie oceniać książki po okładce lecz kiedy patrzę na Marco to jest nie wykonalne.
Leon
Czekam właśnie w salonie na moją ukochaną. Zaczynam się powoli nudzić ale wiem ,że warto. Nagle moja dziewczyna schodzi po schodach totalnie mnie przy tym zauroczając. Była ubrana w miętową
-Cześć Kochanie.-powiedziała i czule mnie pocałowała.
-Cześć Misiu, jak się spało ?-zapytałem troskliwie.
-Bardzo dobrze.-uśmiechnęła się szeroko i pocałowała moje usta. -To jakie plany na dziś?-zapytała zaciekawiona.
-Niespodzianka.-oznajmiłem i śmiesznie ruszyłem brwiami.
-Idziemy ?-zapytała przez śmiech. W odpowiedzi szybko przytaknąłem.
***
Oto 12 ^^ Miało być wczoraj ale mi się usunął 0.0 Dziś krócej ale rozwinie sie w następnym <3
-Dobra skończcie tą dziecinadę... Fede chodź już spać bo jestem strasznie zmęczona.-powiedziała ziewając. Ja natomiast wytrzeszczyła oczy i zapytała:
-Czyli ty i Fede bierzecie jeden pokój ...a drugi my ? Tak?-spytałam zdziwiona i zerknęłam na Leona.
-Noo tak. Ale jak chcesz to mogę się zamienić.-powiedział smutnie.
-Nie ,nie może być.-oznajmiła ze sztucznym uśmiechem i wzięłam jeden z kluczy razem ruszyliśmy na poddasze. Po chwili stanęliśmy naprzeciwko drzwi do naszych pokoi. Złapałam za gałkę i lekko ja przekręciłam. Z zamkniętymi oczami przeszłam przez próg modląc się żeby stały tam dwa łóżka. Powolnie zaczęłam je otwierać i tak jak przypuszczałam było tylko jedno duże łóżko małżeńskie. Leon widząc mój wyraz twarzy podszedł do mnie bliżej i powiedział:
- Nie martw się jakoś to będzie.-po czym pocałował mnie w czoło. Może faktycznie nie ma się co martwić może powinnam trochę wyluzować ? Nie wiem. Ale wiem ,że w ramionach Leona nic mi nie.
Kiedy szykowałam się spać na zewnątrz rozpętała się burza. Wybiegłam z łazienki jak poparzona i szybko wtuliłam się w mojego ukochanego. Od bez zastanowienia obtulił mnie swoimi gorącymi ramionami. Nagle usłyszeliśmy głośny huk pioruna ze strachu cała zadrżałam.
-Nadal boisz się burzy ?-zapytał troskliwie głaskając moje włosy. Ja przytaknęła szybko i przełknęłam głośno ślinę. Leon przyciągnął mnie bliżej siebie i mocniej objął. Wtedy poczułam ciepło jego nagiego torsu. Podniosłam delikatnie powieki i ujrzałam wysportowane ciało które tyle czasu kryło się przede mną za koszulami i bawełnianymi bluzami. Przygryzłam lekko dolną wargę i kłóciłam się z własnymi myślami. Po chwili olałam to co myślę i postanowiłam zrobić to co czuję. Pocałowałam jego usta. Leon zdziwił się trochę lecz potem sam zaczął oddawać moje pocałunki. Po kilku namiętnych lecz delikatnych chwilach rozkoszy w naszym pokoju zgasło światło okazało się ,że przez burze wysadziło korki. Oderwaliśmy się od siebie lecz mało się tym przejęliśmy kiedy wróciliśmy do poprzedniej czynności. Leon przyparł mnie do ściany ja nie pozostając mu dłużna wskoczyłam na niego i obtuliłam go nogami. Leon zaniósł mnie do łóżka i delikatnie na nim położył po chwili dołączył się do mnie. Nagle ktoś wpadł do pokoju i zaczął świecić nam latarką po oczach. Ale wstyd ! Szybko zrzuciłam z siebie Leona ten spadł na podłogę.
- Juz załatwione to co idzieee...-powiedział Fede widząc Leona na podłodze.- Yyyyy sory ja...tylko przyszedłem... chodzi o korki...ale nie przeszkadzajcie sobie.- powiedział zakłopotany Fede. Ja szybko przykryłam się kołdrą.
-Nie, nic się nie stało. Poczekaj.- powiedział Leon który podnosił się z podłogi.
-To ja będę na korytarzu.-powiedział szybko Federico i wyszedł za drzwi.
-Gdzie idziesz ?!-zapytałam zła. On spuścił głowę łapiąc się za czoło i odpowiedział:
- Umówiłem się z chłopakami.Przepraszam Cię Kotku. Całkiem o tym zapomniałem.- powiedział z miną zbitego psa.
-Po co się z nimi umówiłeś ?-
-Chcieli iść na piwo.-powiedział i zrobił skwaszoną minę.-Jeśli chcesz to zostanę z tobą.-oznajmił radośnie i zbliżył się do mnie by mnie pocałować. Ja przekręciłam głowę na bok.
-Myślałam ,że nie mamy przed sobą tajemnic.-powiedziałam smutna.
-Bo nie mamy.-oznajmił pewnie.
-Nie wydaje mi się ...Miłej zabawy.-odpowiedziałam i przykryłam się kołdrą.
-Kotku o co Ci chodzi ? Przecież wiesz ,że jesteś dla mnie najważniejsza.-powiedział czule i pogłaskał moje włosy.
-Ważna ale nie tak jak twoi koledzy.-on tylko westchnął i pocałował lekko mój policzek mówiąc "Najważniejsza".
*rano
Fran
Przy Marco zapomniałam prawie o moim cichym wielbicielu. Jesteśmy tylko przyjaciółmi ale przy nim kompletnie się resetuje. Mam poczucie ,że wszystkie moje dotychczasowe problemy znikły i mogę się wreszcie cieszyć teraźniejszością.
-Fran...Ziemia do Francesci.-powiedziała Ludmiła machając mi ręką przed oczami. Nagle ocknęłam się i zobaczyłam ,że wszyscy patrzą się na mnie spod byka.
-Co?!-
-Nic.-oznajmił Maxi i oparł się na swoim nadgarstku po czym głośno westchnął i zatrzepotał rzęsami imitujące mnie kilka sekund wcześniej. Nati szturchnęła go w ramię i zaczęła się z nim słodko przekomarzać.
-O czym tak rozmyślasz?-spytał Marco.
-O tobie.-chlapnęłam bez zastanowienia.
-Serio ?-zapytał radośnie.
-To znaczy myślę o Tobie i o reszcie naszych znajomych.-wykręciłam się.
-To dobrze ,że tak o mni...nas myślisz.-posłał mi sztuczny uśmiech.
-Dobra za 15 minut wychodzimy na wycieczkę w góry. Niech każdy się naszykuję i czeka przed wejściem.-powiedziała Ludmiła dowódczym głosem.
-A gdzie jest Leonetta ?-zapytała Nati rozglądając się po pokoju.
-Jeszcze odsypiają.-zgrywał się Fede. Wszyscy spojrzeli na niego z pytającą miną.
-Odsypiają co ?-zapytał Leon który stał oparty o futrynę.
-W sensie wczorajszą drogę...-wymyślił szybko.
-Lepiej nie wtrącaj się w nie twoje sprawy.-powiedział Leon i poklepał go po ramieniu.
-A Viola gdzie ?-
-Zaraz przyjdzie.-oznajmił chłopak.
Nie tracąc czasu ruszyłam do pokoju który dzieliłam z Marco. Chociaż tyle ,że mamy dwa osobne łóżka. Nati stwierdziła ,że wspólny czas zbliży nas do siebie. Może i ma racje a może to była wymówka żeby mogła mieszkać z Maxim ? Nie wiem, ważne ,że dobrze się dogadujemy. Kiedy przekroczyłam próg ujrzałam Marco który chodził po pokoju bez koszulki i wycierał ręcznikiem swoje kruczoczarne włosy. Nie wiedziałam jak zareagować.
-Sorry ja tylko przyszłam się przebrać...-wtedy odwrócił się do mnie przodem i ujrzałam jego 6 "grzechów głównych ".(mięśnie xd)
-Fran przecież nic się nie stało to też twój pokój.-oznajmił i czule się uśmiechnął. Ja odpowiedziałam mu tym samym. Mówią żeby nie oceniać książki po okładce lecz kiedy patrzę na Marco to jest nie wykonalne.
Leon
Czekam właśnie w salonie na moją ukochaną. Zaczynam się powoli nudzić ale wiem ,że warto. Nagle moja dziewczyna schodzi po schodach totalnie mnie przy tym zauroczając. Była ubrana w miętową
-Cześć Kochanie.-powiedziała i czule mnie pocałowała.
-Cześć Misiu, jak się spało ?-zapytałem troskliwie.
-Bardzo dobrze.-uśmiechnęła się szeroko i pocałowała moje usta. -To jakie plany na dziś?-zapytała zaciekawiona.
-Niespodzianka.-oznajmiłem i śmiesznie ruszyłem brwiami.
-Idziemy ?-zapytała przez śmiech. W odpowiedzi szybko przytaknąłem.
***
Oto 12 ^^ Miało być wczoraj ale mi się usunął 0.0 Dziś krócej ale rozwinie sie w następnym <3
czwartek, 24 lipca 2014
Info !
Uwaga...uwaga
Nowy rozdział będzie dodany dzisiaj !^^
Wiem ,że długo mnie nie było ale mam nadzieję ,że uda mi się to jak najszybciej nadrobić.
Będę pisać częściej i więcej. Więc zapraszam do czytania ! :*
Buziaki:***
Nowy rozdział będzie dodany dzisiaj !^^
Wiem ,że długo mnie nie było ale mam nadzieję ,że uda mi się to jak najszybciej nadrobić.
Będę pisać częściej i więcej. Więc zapraszam do czytania ! :*
Buziaki:***
środa, 11 czerwca 2014
One Shot: All you need is love :*** cz.4
*3 lata później
Dziś Leon wraca do Californii. Jedzie tam pierwszy raz od trzech lat. Wyjechał wtedy na studia architektoniczne. Przez cały ten czas nie miał kontaktu z nikim po za jego matką z którą rozmawiał sporadycznie. Zerwał wszystkie znajomości z poprzedniego liceum. Wyjazd dobrze na niego wpłynął. Zmienił się nie do poznania. Jest teraz miły, pomocny, sympatyczny lecz bardzo zamkniety w sobie. Nadal czuje ogromną pustkę w sercu po utracie Violetty. Przez pierwszy rok codziennie pisał do niej listy lecz na żaden nie dostał odpowiedzi. Z jednej strony ją rozumiał ,że po tym co jej zrobił czuła do niego żal lecz z drugiej liczył ,że dziewczyna odpowie na chociaż jeden z listów. Leon pakował właśnie swoją ostatnią walizkę kiedy przyszła do niego jego dziewczyna.
-Kochanie o której masz samolot?-zapytała jego dziewczyna kładąc mu rękę na ramieniu.
-O 10. Mam jeszcze dwie godziny.- wymusił uśmiech.
-Będę strasznie za tobą tęskniła.- wyszeptała mu w ucho. Mimo ,że chłopak nie kochał Lary to nie miał serca jej tego powiedzieć. To ona była jego podporą w trudnych chwilach, była przy nim od samego początku. Nie miał odwagi powiedzieć jej ,że niczego do niej nie czuje bo miłością jego życia była, jest i zawsze będzie Violetta.
-Zobaczysz jak szybko zleci ten czas. To tylko dwa tygodnie.-oznajmił sztywno.
-Ja niestety muszę już lecieć do pracy.-zasmuciła się Lara.
-Szkoda. To do zobaczenia.-powiedział i pocałował ją w policzek. Lara założyła swoje ręce na jego szyje i nachalnie wpiła się w jego usta. Nie chętnie odwzajemnił pocałunek po czym szybko się oderwał.
-Pa.-
-Pa. Do zobaczenia i zadzwoń jak wylądujesz.-
-Jasne.-
Szatyn był już gotowy do drogi kiedy zobaczył ,że Lara zostawiła swoją komórkę. Postanowił wyjechać wcześniej by zawieść jej telefon do domu. Kiedy był już na miejscu otwarł drzwi mieszkania swojej dziewczyny wszedł do środka by zostawić telefon w dobrze widocznym miejscu. Postanowił położyć go na stoliku w salonie. Kiedy podszedł bliżej ławy i odłożył komórkę coś przykuło jego uwagę. Mianowicie list nadany od Violi. Zdziwiony chłopak sięgnął po kopertę która była już rozpieczętowana. Ze środka wyjął list.
Drogi Leonie,
To mój 375 list do Ciebie. Nie łudzę się już ,że na niego odpiszesz lub ,że w ogóle dotrze do Cebie.
Chciałabym żebyś wiedział ,że nie widziałam przedtem żadnego listu od Ciebie ponieważ mój ojciec chował je przede mną bo bał się ,że wrócimy do siebie i znowu wzajemnie się zranimy. Nie mam mu tego zawsze bo wiem ,że zrobił to z troski i obawy o mnie po ty co wcześniej przeszłam. Szkoda tylko ,że nie dowiedziałam się o tym przed moimi zaręczynami. Nie kocham Federica i nigdy nie będę. Moją jedyną prawdziwą miłością jesteś ty i zawsze nią będziesz. Niestety jest już za późno pierwszego lipca biorę ślub. Mam tylko cicha nadzieję ,że chociaż ty jesteś szczęśliwy ze swoją żoną i córką o których wspominałeś w ostatnim liście.
Życzę Wam wszystkiego co najlepsze a przede wszystkim Tobie byś zawsze pamiętał o uczuciu które było między nami.
Zawsze kochając:
<3 Viola
Szatyn załamał się tą sytuacja. Starał się ułożyć sobie to wszystko w głowie. Po chwili zastanowienia domyślił się ,że to Lara stoi za tym wszystkim. Postanowił poszukać reszty listów pe Violetty. Po 10 minutach znalazł całe pudło z listami. Każdy z nich był w fioletowej kopercie. Zabrał je wszystkie ze sobą by nie spóźnić się na samolot. Szatyn czekał zniecierpliwiony na swój lot. Miał nadzieje ,że uda mu się zdążyć porozmawiać z Violą zanim powie sakramentalne"tak". Liczył ,że jeszcze nie wszystko jest przegrane i będzie żył długo i szczęśliwie z miłością swojego życia. Nadszedł czas by przejść przez odprawę. Przed szatynem 11 długich i męczących godzin drogi.
***
Leon przemierzał uliczki BA kiedy wpadł na jakąś dziewczynę.
-Leon?-zapytała zdziwiona Fran. Szatyn chciał wyminąć dziewczynę.
-Zaczekaj.-poprosiła i złapała go za rękę. On wyrwał się i powiedział:
-Daj mi spokój. Okej ?!-
-Przepraszam. Wiem ,że was skrzywdziliśmy i sama się za to nienawidzę ale chciałabym żebyś mi wybaczył.-Leon spojrzał na Francesce i zobaczył ,że dziewczyna jest w ciąży. Zmiękło mu serce. Lewa ręką dziewczyny krążyła po brzuchu. Chłopak mimowolnie się uśmiechnął. Wyobraził sobie letnie popołudnie w park w Buenos Aires po którym idzie on ze swoją córką oraz żoną która nosi jego drugie dziecko pod sercem. Nagle spojrzał w twarz kobiety i zobaczył Viole. Poczuł ukłucie w serce, w oczach stanęły mu łzy a skóra na twarzy naciągnęła się. Ocknął się po chwili i zapytał brunetkę:
-Gdzie ona teraz jest ?- dziewczyna od razu zrozumiała szatyna.
-W drodze na podróż poślubną.-chłopak nic nie odpowiedział, spuścił głowę na dół by kobieta nie widziała niekontrolowanego potoku łez płynącego po jego twarz.
-Ale sama.-poprawiła się.
-Co ??? Jak sama??- zapytał szybko.
-To ty niczego nie wiesz?!-szatyn pokręcił przecząco głową.-Ślubu nie było. Jedz szybko na stacje ona Ci wszystko wyjaśni.-popędziła go. Złapał pierwszą lepszą taksówkę pocałował Fran w policzek i szybko wsiadł. Po pięciu minutach dotarł na miejsce. Przeciskał się pomiędzy masą ludzi. Nagle zatrzymał się w miejscu pięć metrów przed nim stał zapłakana Violetta z walizką w ręce. Dziewczyna podniosła wzrok i zobaczyła Leona. Puściła swój bagaż i podbiegła do ukochanego. Pocałowali się namiętnie po czym przytulili się wzajemnie
Chłopak głaskał głowę roztrzęsionej dziewczyny próbując ją tym uspokoić.
-Te amo.-pocałował ją w czoło.
-Lo también.-odpowiedziała i uśmiechnęła się. Potem złączyli swoje usta w czułym pocałunku.
Oboje mieszkają teraz w Buenos Aires wychowując swoją córeczkę Mie. Violetta jest w siódmym miesiącu ciąży. Razem z Leonem spodziewają się synka Diego. Są razem bardzo szczęśliwi. Postanowili ,że nigdy nikt i nic nie będzie w stanie ich rozdzielić. Jak na razie dotrzymują postanowienia. Są ze sobą już pięć lat a mimo to wciąż bardzo się kochają.
~FIN~
Oficjalnie zmieniam nazwę One Shot na One Shit ^^
OS dodany na szybko :* wiec sie nie rozpisuje
Buziaki :**
Dziś Leon wraca do Californii. Jedzie tam pierwszy raz od trzech lat. Wyjechał wtedy na studia architektoniczne. Przez cały ten czas nie miał kontaktu z nikim po za jego matką z którą rozmawiał sporadycznie. Zerwał wszystkie znajomości z poprzedniego liceum. Wyjazd dobrze na niego wpłynął. Zmienił się nie do poznania. Jest teraz miły, pomocny, sympatyczny lecz bardzo zamkniety w sobie. Nadal czuje ogromną pustkę w sercu po utracie Violetty. Przez pierwszy rok codziennie pisał do niej listy lecz na żaden nie dostał odpowiedzi. Z jednej strony ją rozumiał ,że po tym co jej zrobił czuła do niego żal lecz z drugiej liczył ,że dziewczyna odpowie na chociaż jeden z listów. Leon pakował właśnie swoją ostatnią walizkę kiedy przyszła do niego jego dziewczyna.
-Kochanie o której masz samolot?-zapytała jego dziewczyna kładąc mu rękę na ramieniu.
-O 10. Mam jeszcze dwie godziny.- wymusił uśmiech.
-Będę strasznie za tobą tęskniła.- wyszeptała mu w ucho. Mimo ,że chłopak nie kochał Lary to nie miał serca jej tego powiedzieć. To ona była jego podporą w trudnych chwilach, była przy nim od samego początku. Nie miał odwagi powiedzieć jej ,że niczego do niej nie czuje bo miłością jego życia była, jest i zawsze będzie Violetta.
-Zobaczysz jak szybko zleci ten czas. To tylko dwa tygodnie.-oznajmił sztywno.
-Ja niestety muszę już lecieć do pracy.-zasmuciła się Lara.
-Szkoda. To do zobaczenia.-powiedział i pocałował ją w policzek. Lara założyła swoje ręce na jego szyje i nachalnie wpiła się w jego usta. Nie chętnie odwzajemnił pocałunek po czym szybko się oderwał.
-Pa.-
-Pa. Do zobaczenia i zadzwoń jak wylądujesz.-
-Jasne.-
Szatyn był już gotowy do drogi kiedy zobaczył ,że Lara zostawiła swoją komórkę. Postanowił wyjechać wcześniej by zawieść jej telefon do domu. Kiedy był już na miejscu otwarł drzwi mieszkania swojej dziewczyny wszedł do środka by zostawić telefon w dobrze widocznym miejscu. Postanowił położyć go na stoliku w salonie. Kiedy podszedł bliżej ławy i odłożył komórkę coś przykuło jego uwagę. Mianowicie list nadany od Violi. Zdziwiony chłopak sięgnął po kopertę która była już rozpieczętowana. Ze środka wyjął list.
Drogi Leonie,
To mój 375 list do Ciebie. Nie łudzę się już ,że na niego odpiszesz lub ,że w ogóle dotrze do Cebie.
Chciałabym żebyś wiedział ,że nie widziałam przedtem żadnego listu od Ciebie ponieważ mój ojciec chował je przede mną bo bał się ,że wrócimy do siebie i znowu wzajemnie się zranimy. Nie mam mu tego zawsze bo wiem ,że zrobił to z troski i obawy o mnie po ty co wcześniej przeszłam. Szkoda tylko ,że nie dowiedziałam się o tym przed moimi zaręczynami. Nie kocham Federica i nigdy nie będę. Moją jedyną prawdziwą miłością jesteś ty i zawsze nią będziesz. Niestety jest już za późno pierwszego lipca biorę ślub. Mam tylko cicha nadzieję ,że chociaż ty jesteś szczęśliwy ze swoją żoną i córką o których wspominałeś w ostatnim liście.
Życzę Wam wszystkiego co najlepsze a przede wszystkim Tobie byś zawsze pamiętał o uczuciu które było między nami.
Zawsze kochając:
<3 Viola
Szatyn załamał się tą sytuacja. Starał się ułożyć sobie to wszystko w głowie. Po chwili zastanowienia domyślił się ,że to Lara stoi za tym wszystkim. Postanowił poszukać reszty listów pe Violetty. Po 10 minutach znalazł całe pudło z listami. Każdy z nich był w fioletowej kopercie. Zabrał je wszystkie ze sobą by nie spóźnić się na samolot. Szatyn czekał zniecierpliwiony na swój lot. Miał nadzieje ,że uda mu się zdążyć porozmawiać z Violą zanim powie sakramentalne"tak". Liczył ,że jeszcze nie wszystko jest przegrane i będzie żył długo i szczęśliwie z miłością swojego życia. Nadszedł czas by przejść przez odprawę. Przed szatynem 11 długich i męczących godzin drogi.
***
Leon przemierzał uliczki BA kiedy wpadł na jakąś dziewczynę.
-Leon?-zapytała zdziwiona Fran. Szatyn chciał wyminąć dziewczynę.
-Zaczekaj.-poprosiła i złapała go za rękę. On wyrwał się i powiedział:
-Daj mi spokój. Okej ?!-
-Przepraszam. Wiem ,że was skrzywdziliśmy i sama się za to nienawidzę ale chciałabym żebyś mi wybaczył.-Leon spojrzał na Francesce i zobaczył ,że dziewczyna jest w ciąży. Zmiękło mu serce. Lewa ręką dziewczyny krążyła po brzuchu. Chłopak mimowolnie się uśmiechnął. Wyobraził sobie letnie popołudnie w park w Buenos Aires po którym idzie on ze swoją córką oraz żoną która nosi jego drugie dziecko pod sercem. Nagle spojrzał w twarz kobiety i zobaczył Viole. Poczuł ukłucie w serce, w oczach stanęły mu łzy a skóra na twarzy naciągnęła się. Ocknął się po chwili i zapytał brunetkę:
-Gdzie ona teraz jest ?- dziewczyna od razu zrozumiała szatyna.
-W drodze na podróż poślubną.-chłopak nic nie odpowiedział, spuścił głowę na dół by kobieta nie widziała niekontrolowanego potoku łez płynącego po jego twarz.
-Ale sama.-poprawiła się.
-Co ??? Jak sama??- zapytał szybko.
-To ty niczego nie wiesz?!-szatyn pokręcił przecząco głową.-Ślubu nie było. Jedz szybko na stacje ona Ci wszystko wyjaśni.-popędziła go. Złapał pierwszą lepszą taksówkę pocałował Fran w policzek i szybko wsiadł. Po pięciu minutach dotarł na miejsce. Przeciskał się pomiędzy masą ludzi. Nagle zatrzymał się w miejscu pięć metrów przed nim stał zapłakana Violetta z walizką w ręce. Dziewczyna podniosła wzrok i zobaczyła Leona. Puściła swój bagaż i podbiegła do ukochanego. Pocałowali się namiętnie po czym przytulili się wzajemnie
Chłopak głaskał głowę roztrzęsionej dziewczyny próbując ją tym uspokoić.
-Te amo.-pocałował ją w czoło.
-Lo también.-odpowiedziała i uśmiechnęła się. Potem złączyli swoje usta w czułym pocałunku.
Oboje mieszkają teraz w Buenos Aires wychowując swoją córeczkę Mie. Violetta jest w siódmym miesiącu ciąży. Razem z Leonem spodziewają się synka Diego. Są razem bardzo szczęśliwi. Postanowili ,że nigdy nikt i nic nie będzie w stanie ich rozdzielić. Jak na razie dotrzymują postanowienia. Są ze sobą już pięć lat a mimo to wciąż bardzo się kochają.
~FIN~
Oficjalnie zmieniam nazwę One Shot na One Shit ^^
OS dodany na szybko :* wiec sie nie rozpisuje
Buziaki :**
czwartek, 5 czerwca 2014
One Shot: I will always love you :** cz.3
Zdziwiony chłopak przykucnął i złapał się za głowę. Nie potrafił zrozumieć Violetty. Skoro nic do niego nie czuła to czemu mu tego nie powiedziała prosto w oczy ? Tylko mówiła ,że nie chce sprawiać mu problemów. Co mogła mieć przez to na myśli? Leon postanowił zadzwonić do dziewczyny i wyjaśnić wszystko. Violetta odrzucała każde jego połączenie. Szatyn nie dał jednak za wygraną i ruszył w stronę jej domu. Po kilku minutach był już na miejscu. Zebrał po drodze garstkę kamyczków. Podszedł pod okno dziewczyny i rzucił jednym z nich. Nie zareagowała więc powtórzył czynność. Po chwili dziewczyna podeszła do okna i otwarła je.
-Co ty robisz ?!- szepnęła zdenerwowana.
-Chcę z tobą porozmawiać.-
-O czym ?-
-O nas.-
-Nie ma żadnych nas. Jesteś ty i jestem ja. Koniec kropka.- odpowiedziała Violetta.
-Daj mi tylko pięć minut. Potem dam Ci już spokój.-prosił Leon.
-Pięć minut i ani sekundy dłużej.-
-Dobrze.-
-Poczekaj przed bramą zaraz do Ciebie zejdę.- szepnęła i zamknęła okno. Chłopak stanął przed domem by poczekać na dziewczynę. Po chwili przyszła ubrana w szarą bluzę z kapturem oraz miętowe szorty.
-Przejdziemy się?- zapytał z nadzieją w głosie. Violetta walczyła z własnymi myślami. Bała się ,że może dać ponieść się emocją i ulegnie szatynowi a to nie byłoby dobre dla nich obojga. Mimo wszystko postanowiła zgodzić się. Sama nie wiedziałam dlaczego. Może obawiała się ,że ktoś doniesie jej ojcu ? Albo marzyła by spędzić z szatynem chwilę sam na sam bez obawy ,że ktoś ich zobaczy?
-Dobrze chodźmy.-powiedziała i ruszyła z Leonem w stronę jeziora.
-O czym chciałeś ze mną rozmawiać?- zapytała przerywając przy tym niezręczna ciszę.
-O nas. O uczuciu które jest między nami. Chciałabym żebyś wiedziała ,że nie jesteś mi obojętna i myślę ,że ja tobie też. - odpowiedział i stanął przed nią. Szatynka spuściła wzrok. Nie chciała mu pokazać jak bardzo boli ją ta cała sytuacja. Jej czekoladowe spojrzenie mówiło samo za siebie.
-To prawda nie jesteś mi obojętny. Nigdy nie byłeś ale to nie zmienia faktu ,że nie możemy być razem.-powiedziała z bólem i uroniła kilka łez. Szatyn starł je opuszkami swoich palców.
-Dlaczego ?-
-Spójrz na siebie a potem na mnie. Jesteśmy z dwóch innych światów. To nie ma prawa się udać.-
-To jak wyglądamy nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne jest to co czujemy.- powiedział i położył jej rękę na swojej klatce piersiowej. Ona nie pewnie spojrzała mu w oczu. Zauważyła ten sam ból jaki odczuwała.
-Co powiedzą inni ?-
-Przejmujesz się tym co pomyślą inni ?-
-Ja nie ale ty, pomyśl co zrobisz kiedy odwrócą się od ciebie wszyscy przyjaciel, znajomi. Nadal będziesz chciał być ze mną ?-spytała. Chłopak wytrzeszczył oczy. Nie spodziewał się takiego pytania ze strony szatynki.
-Pomyśl o tym.-powiedziała i zawróciła się w stronę swojego domu.
-Poczekaj odprowadzę Cię.-
-Nie trzeba. Trafię sama.- odpowiedziała i po chwili zniknęła za zakrętem. Szatyn znowu był zakłopotany. Myślał ,że po rozmowie z Violą wszystko stanie się jasne. Będzie widział czarno na białym co dalej. A teraz znów miał mętlik w głowie. Wrócił po cichu do domu, przebrał się w piżamę i położył do łóżka. Nie mógł jednak zasnąć. Rozmyślał w jaki sposób możne udowodnić dziewczynie swoje uczucia. Po chwili wpadł mu do głowy pomysł.
***
Dziś jest ostatni dzień szkoły dla licealistów z Californii. Za kilka godzin będą zupełnie wolni od reguł i zakazów. Wszyscy żyją tym co będzie działo się podczas wakacji. Uczniowie stoją teraz na parkingu samochodowym czekając na ostatni w tym roku dzwonek na lekcję. Beztroskie rozmowy przerywa im widok Leona- szkolnego amanta. Chłopak ubrany był w czerwony golf oraz jeansy. Jego znajomi szybko podeszli do niego.
-A ty co gejem jesteś?-śmiał się z niego Diego-jeden z członków bandy.
-Wal się.-odpowiedział znudzony Leon.
-Wyglądasz jak ta wariatka...czekaj jak ona miała na imię...-prowokował go Marco.
-Wiem o co Ci chodzi i radzę Ci lepiej nie kończyć jeżeli Cię zęby nie swędzą.- wysyczał Verdas trzymając chłopaka za koszulę. Po chwili wzrok wszystkich uczniów skierował się na kogoś innego. Chłopcy zaczęli gwizdać. Między dziewczynami słychać było głośne szepty. Zaciekawiony Leon spojrzał w tamtą stronę. Jego oczom ukazała się Violetta. Ubrana była w miętowo-białą sukienkę oraz buty na koturnach w tym samym kolorze. Długie włosy szatynki było lekko falowane. Subtelny makijaż oraz biżuteria nadawały uroku całej kreacji. Leon puścił koszule Marco i ruszył w kierunku Violi. Dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie czym dodała otuchy niebieskookiemu. Szatyn zdjął z siebie golf zostając w czarnej obcisłej koszulce która świetnie uwydatniała jego umięśniony tors. Podszedł bliżej ukochanej. Powoli i niepewnie zbliżali się do siebie by połączyć swoje usta w pocałunku. Początkowo zawstydzeni byli "publiką" która zebrała się wokół nich lecz gdy ich usta spotkałyśmy się poczuli się jak w niebo wzięci. Z sekundy na sekundę pocałunek stawał się coraz namiętniejszy. Wszystkie uczucia które dotychczas w sobie tłumili skoncentrowały się w ich pocałunku. Cały ból, strach i niedosyt pękły jak bańka mydlana. Zostało tylko porządnie i ekscytacja. Kiedy brakło im tchu oderwali się od siebie.
-Kocham Cię najbardziej na świecie.- powiedział Leon po czym pocałował czoło szatynki.
-Ja Ciebie też.- ucieszyła się Viola.
-Ty mnie też co ?- zapytał dla pewności.
-Ja Ciebie też kocham głuptasie.-odpowiedziała po czym zmierzwiła mu włosy. Na parkingu rozległy się brawa. Dopiero teraz para przypomniała sobie ,że nie są sami. Zawstydzona szatynka przytuliła się do Leona. Chłopak zerknął przez ramię szatynki na swoich przyjaciół. Nie byli zbytnio zadowoleni. Z ich twarzy można było wyczytać same negatywne emocje. Rozmawiali ze sobą chwilę po czym Marco zabrał głos.
-Jakie wzruszające ,aż łza się w oku kręci.-powiedział i zaczął wycierać swoje " łzy" chusteczką.
- Jestem ciekawy czy nasza kochana Viola wie dlaczego Leoś spotyka się z nią.- zdenerwowany szatyn chciał uciszyć Marco lecz Violetta zatrzymała go ręką.
-Mam tutaj nagranie Leona i Diego jak prowadzą bardzo ciekawą romowe.- powiedział i pokazał telefon po chwili puścił nagranie.
-Stary doganiam Cię już.- oznajmił pijany Diego.
-Z czym mnie doganiasz ?-
-Jak to ? Chodzi mi nasz zakład.-
-Aaaaaa ja zaliczyłem 68 a ty ?-
-Ja 68 a dziś umówiłem się z boską Vanessą.-rozmarzył się.-Będzie się działo.-
-Czekaj, czekaj czyli jest remis ?!- zapytał zaskoczony Verdas.
-Na to wychodzi. Ah już czuję te dwie stówki.-
-O nie,nie,nie ja się tak łatwo nie poddam musi być jeszcze ktoś.-zamyślił się Leon.
-Niestety stary to już wszystkie laseczki z naszej szkoły.-
-...VIOLETTA !-krzyknął Verdas po długim namyśle.
-Ta z kółka matematycznego ?!-Leon kiwnął głową.- O fuj weź gościu nawet ja mam swoją godność.-
Violetta która przysłuchiwała się całemu nagraniu miała łzy w oczach nie dowierzała jak Leon może być bezduszny i zakłamany. Szatyn złapał się za głowę.
-Daj spokój nie jest taka zła.-
- Jakby tylko zgoliła te krzaczory nad oczami, zdjęłaby ten sekator z zębów to może...nie wtedy też nie. Pomyśl jak ma takie krzaki nad oczami to co ona musi mieć tam na dole ?! Ooo fuuuj ! Nawet nie chce o tym myśleć. Stary ze dwa będziesz musiał się tam przedzierać. Nie zapomnij kosiarki zabrać ze sobą.-obaj chłopcy wybuchli śmiechem.
Kiedy Marco zatrzymał nagrani Leon odważył się spojrzeć na szatynkę. Jej twarz była pełna rozczarowania, bólu i nienawiści.
-To nie tak jak myślisz. Jaa Ci wszystko wyjaśnię.-zapierał się chłopak. Violetta spojrzała na jego z zażenowaniem.
-Co mi chcesz wyjaśniać. To ,że chciałeś mnie przelecieć dla głupiego zakładu ?? Czy może to jakim pieprzonym dupkiem jesteś ?!-wyszeptała bezsilna. Leon chciał złapać dziewczynę za rękę lecz ona szybko się odsunęła od niego.
-Nie dotykaj mnie.-chłopak ponownie wyciągnął swoją dłoń. Violetta powtórzyła czynność.-Nie dotykaj mnie. Rozumiesz ?! Brzydzę się tobą.-powiedziała do niego po czym odwróciła się na pięcie. Leon ze łzami w oczach patrzył jak jego miłość odchodzi. Wiedział ,że dziewczyna nie wybaczy mu tego. Sam nie mógł sobie tego darować.
***
Wiem ,że późno ale chciałam go już zakończyć ale będzie jeszcze jedna część ^^
Dziekuje za komentarze przepraszam za opóźnienia ale obiecuje podciągnąć średnią ;)
Do następnego :*****
-Co ty robisz ?!- szepnęła zdenerwowana.
-Chcę z tobą porozmawiać.-
-O czym ?-
-O nas.-
-Nie ma żadnych nas. Jesteś ty i jestem ja. Koniec kropka.- odpowiedziała Violetta.
-Daj mi tylko pięć minut. Potem dam Ci już spokój.-prosił Leon.
-Pięć minut i ani sekundy dłużej.-
-Dobrze.-
-Poczekaj przed bramą zaraz do Ciebie zejdę.- szepnęła i zamknęła okno. Chłopak stanął przed domem by poczekać na dziewczynę. Po chwili przyszła ubrana w szarą bluzę z kapturem oraz miętowe szorty.
-Przejdziemy się?- zapytał z nadzieją w głosie. Violetta walczyła z własnymi myślami. Bała się ,że może dać ponieść się emocją i ulegnie szatynowi a to nie byłoby dobre dla nich obojga. Mimo wszystko postanowiła zgodzić się. Sama nie wiedziałam dlaczego. Może obawiała się ,że ktoś doniesie jej ojcu ? Albo marzyła by spędzić z szatynem chwilę sam na sam bez obawy ,że ktoś ich zobaczy?
-Dobrze chodźmy.-powiedziała i ruszyła z Leonem w stronę jeziora.
-O czym chciałeś ze mną rozmawiać?- zapytała przerywając przy tym niezręczna ciszę.
-O nas. O uczuciu które jest między nami. Chciałabym żebyś wiedziała ,że nie jesteś mi obojętna i myślę ,że ja tobie też. - odpowiedział i stanął przed nią. Szatynka spuściła wzrok. Nie chciała mu pokazać jak bardzo boli ją ta cała sytuacja. Jej czekoladowe spojrzenie mówiło samo za siebie.
-To prawda nie jesteś mi obojętny. Nigdy nie byłeś ale to nie zmienia faktu ,że nie możemy być razem.-powiedziała z bólem i uroniła kilka łez. Szatyn starł je opuszkami swoich palców.
-Dlaczego ?-
-Spójrz na siebie a potem na mnie. Jesteśmy z dwóch innych światów. To nie ma prawa się udać.-
-To jak wyglądamy nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne jest to co czujemy.- powiedział i położył jej rękę na swojej klatce piersiowej. Ona nie pewnie spojrzała mu w oczu. Zauważyła ten sam ból jaki odczuwała.
-Co powiedzą inni ?-
-Przejmujesz się tym co pomyślą inni ?-
-Ja nie ale ty, pomyśl co zrobisz kiedy odwrócą się od ciebie wszyscy przyjaciel, znajomi. Nadal będziesz chciał być ze mną ?-spytała. Chłopak wytrzeszczył oczy. Nie spodziewał się takiego pytania ze strony szatynki.
-Pomyśl o tym.-powiedziała i zawróciła się w stronę swojego domu.
-Poczekaj odprowadzę Cię.-
-Nie trzeba. Trafię sama.- odpowiedziała i po chwili zniknęła za zakrętem. Szatyn znowu był zakłopotany. Myślał ,że po rozmowie z Violą wszystko stanie się jasne. Będzie widział czarno na białym co dalej. A teraz znów miał mętlik w głowie. Wrócił po cichu do domu, przebrał się w piżamę i położył do łóżka. Nie mógł jednak zasnąć. Rozmyślał w jaki sposób możne udowodnić dziewczynie swoje uczucia. Po chwili wpadł mu do głowy pomysł.
***
Dziś jest ostatni dzień szkoły dla licealistów z Californii. Za kilka godzin będą zupełnie wolni od reguł i zakazów. Wszyscy żyją tym co będzie działo się podczas wakacji. Uczniowie stoją teraz na parkingu samochodowym czekając na ostatni w tym roku dzwonek na lekcję. Beztroskie rozmowy przerywa im widok Leona- szkolnego amanta. Chłopak ubrany był w czerwony golf oraz jeansy. Jego znajomi szybko podeszli do niego.
-A ty co gejem jesteś?-śmiał się z niego Diego-jeden z członków bandy.
-Wal się.-odpowiedział znudzony Leon.
-Wyglądasz jak ta wariatka...czekaj jak ona miała na imię...-prowokował go Marco.
-Wiem o co Ci chodzi i radzę Ci lepiej nie kończyć jeżeli Cię zęby nie swędzą.- wysyczał Verdas trzymając chłopaka za koszulę. Po chwili wzrok wszystkich uczniów skierował się na kogoś innego. Chłopcy zaczęli gwizdać. Między dziewczynami słychać było głośne szepty. Zaciekawiony Leon spojrzał w tamtą stronę. Jego oczom ukazała się Violetta. Ubrana była w miętowo-białą sukienkę oraz buty na koturnach w tym samym kolorze. Długie włosy szatynki było lekko falowane. Subtelny makijaż oraz biżuteria nadawały uroku całej kreacji. Leon puścił koszule Marco i ruszył w kierunku Violi. Dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie czym dodała otuchy niebieskookiemu. Szatyn zdjął z siebie golf zostając w czarnej obcisłej koszulce która świetnie uwydatniała jego umięśniony tors. Podszedł bliżej ukochanej. Powoli i niepewnie zbliżali się do siebie by połączyć swoje usta w pocałunku. Początkowo zawstydzeni byli "publiką" która zebrała się wokół nich lecz gdy ich usta spotkałyśmy się poczuli się jak w niebo wzięci. Z sekundy na sekundę pocałunek stawał się coraz namiętniejszy. Wszystkie uczucia które dotychczas w sobie tłumili skoncentrowały się w ich pocałunku. Cały ból, strach i niedosyt pękły jak bańka mydlana. Zostało tylko porządnie i ekscytacja. Kiedy brakło im tchu oderwali się od siebie.
-Kocham Cię najbardziej na świecie.- powiedział Leon po czym pocałował czoło szatynki.
-Ja Ciebie też.- ucieszyła się Viola.
-Ty mnie też co ?- zapytał dla pewności.
-Ja Ciebie też kocham głuptasie.-odpowiedziała po czym zmierzwiła mu włosy. Na parkingu rozległy się brawa. Dopiero teraz para przypomniała sobie ,że nie są sami. Zawstydzona szatynka przytuliła się do Leona. Chłopak zerknął przez ramię szatynki na swoich przyjaciół. Nie byli zbytnio zadowoleni. Z ich twarzy można było wyczytać same negatywne emocje. Rozmawiali ze sobą chwilę po czym Marco zabrał głos.
-Jakie wzruszające ,aż łza się w oku kręci.-powiedział i zaczął wycierać swoje " łzy" chusteczką.
- Jestem ciekawy czy nasza kochana Viola wie dlaczego Leoś spotyka się z nią.- zdenerwowany szatyn chciał uciszyć Marco lecz Violetta zatrzymała go ręką.
-Mam tutaj nagranie Leona i Diego jak prowadzą bardzo ciekawą romowe.- powiedział i pokazał telefon po chwili puścił nagranie.
-Stary doganiam Cię już.- oznajmił pijany Diego.
-Z czym mnie doganiasz ?-
-Jak to ? Chodzi mi nasz zakład.-
-Aaaaaa ja zaliczyłem 68 a ty ?-
-Ja 68 a dziś umówiłem się z boską Vanessą.-rozmarzył się.-Będzie się działo.-
-Czekaj, czekaj czyli jest remis ?!- zapytał zaskoczony Verdas.
-Na to wychodzi. Ah już czuję te dwie stówki.-
-O nie,nie,nie ja się tak łatwo nie poddam musi być jeszcze ktoś.-zamyślił się Leon.
-Niestety stary to już wszystkie laseczki z naszej szkoły.-
-...VIOLETTA !-krzyknął Verdas po długim namyśle.
-Ta z kółka matematycznego ?!-Leon kiwnął głową.- O fuj weź gościu nawet ja mam swoją godność.-
Violetta która przysłuchiwała się całemu nagraniu miała łzy w oczach nie dowierzała jak Leon może być bezduszny i zakłamany. Szatyn złapał się za głowę.
-Daj spokój nie jest taka zła.-
- Jakby tylko zgoliła te krzaczory nad oczami, zdjęłaby ten sekator z zębów to może...nie wtedy też nie. Pomyśl jak ma takie krzaki nad oczami to co ona musi mieć tam na dole ?! Ooo fuuuj ! Nawet nie chce o tym myśleć. Stary ze dwa będziesz musiał się tam przedzierać. Nie zapomnij kosiarki zabrać ze sobą.-obaj chłopcy wybuchli śmiechem.
Kiedy Marco zatrzymał nagrani Leon odważył się spojrzeć na szatynkę. Jej twarz była pełna rozczarowania, bólu i nienawiści.
-To nie tak jak myślisz. Jaa Ci wszystko wyjaśnię.-zapierał się chłopak. Violetta spojrzała na jego z zażenowaniem.
-Co mi chcesz wyjaśniać. To ,że chciałeś mnie przelecieć dla głupiego zakładu ?? Czy może to jakim pieprzonym dupkiem jesteś ?!-wyszeptała bezsilna. Leon chciał złapać dziewczynę za rękę lecz ona szybko się odsunęła od niego.
-Nie dotykaj mnie.-chłopak ponownie wyciągnął swoją dłoń. Violetta powtórzyła czynność.-Nie dotykaj mnie. Rozumiesz ?! Brzydzę się tobą.-powiedziała do niego po czym odwróciła się na pięcie. Leon ze łzami w oczach patrzył jak jego miłość odchodzi. Wiedział ,że dziewczyna nie wybaczy mu tego. Sam nie mógł sobie tego darować.
***
Wiem ,że późno ale chciałam go już zakończyć ale będzie jeszcze jedna część ^^
Dziekuje za komentarze przepraszam za opóźnienia ale obiecuje podciągnąć średnią ;)
Do następnego :*****
Subskrybuj:
Posty (Atom)