środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział XV: Leon?!

Fran
W górach jesteśmy juz prawie tydzień. Wszyscy bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Ostatnie dwa dni spędziłam w domu po tym jak skręciłam kostkę. Moi przyjaciele chcieli zostać ze mną w domu ale nie zgodziłam się na to bo nie chce żeby przeze mnie marnowali swój czas. Jedyną osobą która ze mną zostaje jest Marco który uparł się ,że nie zostawi mnie samej. Dzisiaj jest ostatni dzień który spędzimy w domu. Jutro znów poczuję zapach leśnych drzew, usłyszę piękny ptasi śpiew i będę podziwiać piękne górskie widoki.
-Masz może ochotę na herbatkę ?-wyrwał mnie z zamyślenia Marco który stał oparty o futrynę i trzymał w ręku dwa kubki gorącego napoju.
-Chętnie.-odpowiedziałam z uśmiechem i odłożyłam mojego laptopa na bok. Chłopak usiadł obok mnie i wręczył mi czerwony kubek.
-Co chciałabyś dziś robić?-
-Może obejrzymy jakiś film ?-
-Ale ja wybieram.-
-Wolnego. Chyba miałeś mnie na myśli.-zażartowałam.
-Nie mam zamiaru oglądać przerysowanej sielanki z happy endem.-
-Czyli uważasz ,że kiedy ktoś jest szczęśliwy to...udaje ?-
-Myślę  ,że coś takiego nie istnieje.-
-Dobrze wiedzieć.-powiedziałam i wstałam z sofy.
-Ale o co Ci chodzi ?-
-Prymitywny tok rozumowania mężczyzny.-burknęłam pod nosem i ubrałam swoje kapcie. Otuliłam ramiona kocem i wyszłam z pokoju. Kiedy byłam w moim pokoju to skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i zaczęłam szukać mojego telefonu. Wybrałam numer i zadzwoniłam do Violi.
-Cześć Fran. Co słychać?-
-Hej Vilu. Mam pewną propozycje...-
-Propozycje? Jaką?-  zapytała zaciekawiona szatynka.
-Co ty na dyskotekę?-
-No w sumie... czemu nie? Zaraz zapytam Leona.-
-Ale bez chłopaków. Same dziewczyny. Taki...detoks od ich prymitywnego zachowania.-
- Detoks ?-zaśmiała się.
-No coś w tym stylu.-
-Dobra. Zaraz będziemy w domu.-
-To czekam. Pa.-
-Pa.-
Violetta
Jesteśmy już w domu. Szybka kąpiel jest jak zastrzyk energii . Idę właśnie do pokoju Fran z moimi sukienkami.   Z pomieszczenia słychać głośne śmiechy na pewno są z nią już dziewczyny.
-Hej laseczki. Mam świeżą dostawę sukienek.- weszłam do pokoju i machnęłam im przed oczami wieszakami.
-O nareszcie.-powiedziała Naty i podbiegła do mnie.
-A gdzie Lu?-
-Ludmi nie idzie z nami.-
-Czemu ?-zdziwiłam się.
- Fede nie pozwolił jej iść ponieważ kobiety w ciąży muszą dbać nie tylko o siebie ale też o maleństwo które noszą w brzuchu.-
-Aha za to on też nie powinien chodzić z chłopakami na piwo bo dba już nie tylko o siebie ale o kobietę która nosi w brzuchu jego dziecko. -powiedziała Fran na co wszystkie się roześmiałyśmy.
*30 minut później
Jesteśmy już prawie  gotowe. Ostatnie poprawki i ruszamy na miasto. Fran ubrała się w obcisłą, małą czarną  z długim rękawem do tego szpilki w tym samym kolorze, włosy zakręciła w delikatne falę, Naty ubrała się w srebrną prześwitująca bluzkę do tego krótką, czarną miniówkę  i szpilki w kolorze spódnicy, włosy wyprostowała i lekko je natapirowała, ja ubrałam się w obcisłą czerwoną sukienkę z rękawem trzy czwarte oraz z głębokim wcięciem na plecach,założyłam do niej czerwone szpilki, włosy zakręciłam lokówką. Każda z nas wzięła niewielkie kopertówki. Kiedy schodziłyśmy po schodach chłopcy od razu przybiegli do nas.
-Nawet sobie nie żartuj. Natychmiast idź sie przebrać !-krzyknął Maxi. Oburzona Naty zaczęła się z nim kłócić.
-Może jednak pójdę z tobą?-zapytał  Leon kiedy zostaliśmy sami.
-Nie ufasz mi ?- zapytałam poważna
-Ufam Ci bezgranicznie ale nie ufam tym napalonym bandziorom którzy czekają tylko aż pojawi się jakaś biedna, krucha dziewczyna...-
-Kotku nie smuć się. Wszystko Ci wynagrodzę jak wrócę.-szepnęłam mu do ucha a potem lekko musnęłam jego usta. W odpowiedzi Leon złapał mnie w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Pocałował mnie bardzo namiętnie. Tak jak to robi bardzo żadko. Widziałam  ,że jest mu bardzo przykro. Najchętniej nie odpuściłby mnie na krok.
-W takim razie będę czekać.-odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.
-Dobra muszę lecieć bo taxi czeka.-powiedziałam jak usłyszałam klakson samochodu.
-Misiu uważaj na siebie.-
-Dobrze Skarbie. Kocham Cię.-
-Ja Ciebie bardziej.-odpowiedział i pocałował mnie czule na pożegnanie.
Leon
Viola wyszła kilka minut temu ale ja wciąż nie jestem przekonany do tej dyskoteki. Po głowie chodzą mi różne scenariusze nie są zbyt optymistyczne. Zerknąłem na komodę tam leżały kluczyki od mojego auta. Złapałem je szybko i wciągnąłem na plecy kurtkę. Postanowiłem  ,że pojadę za nimi i będę obserwować dziewczyny z daleka a wrazie czego będę mógł zareagować. Kiedy dojeżdżałem na miejsce  dziewczyny stały przed wejściem czekając w kolejce.  Ja postanowiłem zaczekać w aucie aż wejdą do środka a potem kupić bilet.
*20 minut później
Jestem już na dyskotece i  zacząłem wypatrywać dziewczyn. Po chwili zobaczyłem  ,że siedzą przy barze i dobrze się bawią. Zająłem sobie miejsce niedaleko nich by móc je lepiej widzieć. Przez około godzinę śmiały się i tańczyły razem. Potem usiadły do stolika i przysiadło się do nich trzech mężczyzn. Zaczęli się śmiać aż w końcu jeden z nich poprosił Fran do tańca. Violetta została sama  z jednym z chłopaków bo Naty poszła do toalety.
Violetta
-Może masz ochotę potańczyć ?-zapytał Ivo.
-Przepraszam, ale nie specjalnie.-
-Czemu, coś się stało ?-
- Po prostu martwię się o mojego chłopaka.-powiedziałam bezsensowne kręcąc kółka słomką w moim koktajlu.
-Dlaczego ? Jest chory ?-
-Nie nic mu nie jest. Chciałabym tylko teraz z nim być. A ty masz kogoś ?-
-Jeśli świnka morska się liczy . Tylko ,że to samiec.-powiedział i zaczęliśmy się śmiać.
-Samotnik z wyboru czy przymusu ?-
- Z wyboru wciąż szukam tej jedynej. Ale skoro ty masz już swojego księcia na białym koniu to może jeśli tak bardzo byś chciała z nim być to zawiozę Cię do niego ?-zapytał a ja spojrzałam z nadzieją.
-Serio ? Mógłbyś to dla mnie zrobić?-
-Jasne. Powiedz tylko koleżanką  ,że juz idziesz żeby się nie martwiły.-
-Dzięki. Zaraz wracam.- powiedziałam i szybko pobiegłam do Fran. Wyjaśniłam jej całą sytuacje i podbiegłam do Ivo.
-Gotowa?-
-Zwarta i gotowa.-
-No to w drogę.-powiedział i rozmawiając wyszliśmy z klubu.
Leon
Nie wieżę jak ona może mi to robić. Kiedy wychodzili zacząłem ich gonić. Dogoniłem ich przed wyjściem z klubu. Złapałem go za ramię i przekręciłem w moją stronę.
-Leon ?!-wrzasnęła Violetta.
-To ten twój książę?-w odpowiedzi walnąłem go pięścią przez co upadła na ziemię.
-Co ty robisz ?! Odbiło Ci !-zapytała Viola kiedy przy nim klęknęła.
-Co ja robie ?! Co ty robisz z nim ?!-zapytałem zły.
-Miał mnie odwieść do domu. Ty skończony kretynie.-
-Na pewno by Cię zawiózł ale chyba nie pod ten adres co potrzeba.-oznajmiłem na co Violetta z całej siły uderzyła mnie w twarz z bólu zgryzłem szczękę.
-Jak możesz myśleć ,że jestem jakąś dziwką. Ty podły draniu.-powiedziała zapłakana i zaczęła bić mnie pięściami. Złapałem ją za nadgarstki i wpiłem się w jej usta. Zaczęła się miotać ale bez skutku aż w końcu kopnęła mnie w krocze.  Wtedy ją puściłem.
-Nigdy więcej nie waż się mnie dotknąć. Nigdy.-wysyczała zapłakana po czym powoli okręciła się na pięcie i wsiadła do najbliższej taksówki próbowałem ją zatrzymać ale nie odezwała się do mnie słowem. Chłopak z którym wyszła wcześniej Violetta zaczął się ze mną bić. W rezultacie  po chwili przyjechała policja. Od razu przyznałem się do winy dzięki czemu ominą mnie wszystkie rozprawy. Dostałem mandat i zakaz wstępu do tego klubu. Kiedy się otrząsnąłem wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem w stronę domku. Wbiegłem szybko do środka wszyscy zaczeli mnie wołać. Nie zwracając na to uwagi pobiegłem do naszego pokoju. Tam wszystkie szafki z jej rzeczami były puste nie było też jej walizki. Załamany usiadłem na podłodze.
-Była tu dziesięć minut temu.-powiedziała Lu i usiadła koło mnie.
-Prosiła żeby Ci to dać.-oznajmiła po chwili ciszy i dała mi klucze do mieszkania. Ścisnąłem je w ręce po czym rzuciłem nimi o ścianę.
-Jedź za nią. Walcz puki nie jest za późno.- powiedziała i objęła mnie ramieniem.
-Już jest za późno.-odpowiedziałem i wyszedłem z pokoju.
***
 Oto długo wyczekiwana 15-stka ^^
Koniec Leonetty :'/ zapoczątkuje nowy rozdział w tej historii ale o tym się przekonacie w następnych rozdziałach.
Buziaczki***

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział XIV: Dlaczego ja ?

*ranek tego samego dnia
Ludmiła
-Ruchy, ruchy. Czas to pieniądz !-
-Ludmiła nie wszystko przelicza się na pieniądze.-powiedziała Nata.
-Będę chciała isc na wykład to pójdę na uczelnie. Okey ?-
-Daj nam zjeść w spokoju !- krzyczał Maxi.
-Przecież już wszyscy zjedliśmy. Ile ty jesz ?-
-Na pewno mniej niż twój narzeczony.-powiedział i wskazał na umorusanego w sosach Fede który wpychał sobie do ust ogromną kanapkę. Kiedy zerknął na mnie posłałam mu wściekłe spojrzenie. Od razu odłożył jedzenie na talerz.
-To ja może pójdę się przebrać.-oznajmił i szybko pobiegł na górę. Maxi zaśmiał się pod nosem na co Naty odpowiedziała mu ty samym spojrzeniem które ja rzuciłam na Federico.
-Maxi chodziło mi o czas jedzenia nie o ilość. Czasem twoja głupota mnie zabija.-
- A macie jakąś trase drogi którą będziemy szli ?-zapytała Fran gryząc kawałek soczystego jabłka.
-Pewnie.-odpowiedziałam i wyciągnęłam z torebki mapkę. Po uważnym obejrzeniu jej z dziewczynami wszyscy wyruszyliśmy w góry.
-Ludmiła jesteś pewna ,że dobrze czytasz tą mapę?-zapytał Marco przedzierając się po miedzy chaszczami i kłującymi łodygami dzikich jeżyn.
-Tak ! Nie rozpraszaj mnie.-powiedziałam zdenerwowana.
Marco
 Idziemy już przeszło godzinę mam złudzeniem ,że  wracamy wciąż w to samo miejsce. Każdy zaczyna się już denerwować.
-Idź pogadać z Ludmiłą.-powiedzieliśmy szeptem do Fede.
-Dlaczego ja ?-
-Bo to twoja dziewczyna?!-
-Nie, nie chce żeby się stresowała przecież jest w ciąży.-
-Właśnie przez to ,że  jest w ciąży to ty masz z nią pogadaj.-powiedzieliśmy i pchnąłem go w jej stronę.
-Ludmi kochanie może Ci pomogę ?-
-NIE ! DAM SOBIE RADĘ SA-MA !!-
-Nie ja mam już tego dosyć. To  przestaje być śmieszne. -krzyknęła zdenerwowana Fran po czym wszyscy zwrócili na nią uwagę.
-Ale o co Ci chodzi ?-zapytała Ludmi jakgdyby nic.
- O co mi chodzi ??? O to ,że łazimy ciągle w kółko w jedno i to samo miejsce, że mam całe pokaleczone i pokłute nogi. Mam tego dość ja wracam do domu.-krzyczała zła. Ludmiła chyba wtedy się otrząsnęła.
-Daj spokój Fran.-poprosiła Naty.
-Nie, nie dam spokoju. Jak chcecie to idźcie sobie na te waszą nie kończąca się wycieczkę. Ja odpadam.-
-Poczekaj !-krzyknął Maxi i zaczął ją gonić. Wtedy pomyślałem  ,że to jest moja szansa by zbliżyć się do niej i spędzić trochę czasu sam na sam.
-Ja za nią pójdę ty zostań z Naty.-powiedziałem do chłopaka i bez wyczekiwania na jego odpowiedź  ruszyłem za Fran. Po chwili dogoniłem ją.
-Czemu za mną idziesz ?-
-Bo nie chce żeby coś Ci się stało.-
-Spokojnie nie jestem małą dziewczynką i umiem trafić do domu. Możesz wracać do reszty.-
-Będę czuł się pewniej gdy sam tego dopilnuję.-
-Jak chcesz.-odpowiedziała obojętnie i szła dalej.
-Wiesz w którą stronę mamy iść ?-zapytałem przerywając nie komfortową ciszę.
-Teoretycznie.- na to extra. "Teoretycznie" jest jednoznaczne z" nie mam pojęcia" .
-To może Ci pomogę  ?-
-Jeśli chcesz.-
-Ja bym poszedł w tamtą stronę.-powiedziałem i wskazałem jej drogę na wschód.
-Możemy spróbować.-odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam. Nie powinnam się nad tobą wyżywać przez to ,że jestem zła na Lu. Ty niczemu nie zawiniłeś wręcz przeciwnie dużo mi pomogłeś za co Ci dziękuję.-powiedziała i blado się uśmiechnęła .
-Nie masz ani za ci przepraszać ani dziękować to normalne przecież się przyjaźnimy.-
-Jesteś wspaniałym przyjacielem.Mam stu procentową pewność ,że kiedy znajdziesz swoją drugą połówkę i  zobaczę  w końcu uśmiech na twojej twarzy.-powiedziała i obdarowała mnie czułym uśmiechem.
-Już znalazłem.-powiedziałem.
-Ty i Cami!?-zapytała podekscytowana  a ja  wręcz poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła i nie mogłem wydusić z siebie słowa. Więc w odpowiedzi pokręciłem powolnie głową. Zawiedziona lecz zainteresowana zapytała:
-Znam ją?-
-Znasz ją bardzo dobrze.-
-Violetta ???! Jak możesz przecież ona jest z Leonem.-krzyknęła i uderzyła mnie dość mocno w ramie. Potarłem obolałe  miejsce.
-Oszalałaś ? Leon, to mój przyjaciel.-powiedziałem i syknąłem z bólu.
-Oj przepraszam. Po prostu najlepiej znam się z Cami i Vilu a skoro to żadna z nich to kto ?-oznajmiła potulnie i zaczęła rozcierać obolałe miejsce.
-To... ty.-oznajmiłem nieśmiało. Fran spojrzała na mnie  oszołomiona wtedy zbliżyłem się do jej ust i lekko je pocałowałem. Wtedy poczułem delikatną woń jej perfum. Ten zapach do końca życia pozostanie w mojej głowie. Ku mojemu zdziwieniu nie odepchnęła mnie wręcz przeciwnie zaczęła pogłębiać pocałunki. Jednak po kilku sekundach  niechętnie oderwała się ode mnie.
-Nie możemy tego robić.-powiedziała i cofnęła się kilka kroków.
-Dlaczego ? Nie podobam Ci się ?-
-Nie, cholernie mi się podobasz ale niestety nie tylko mi.-
-Nie rozumiem.-
-Camila jest w tobie zakochana. Sam wiesz ,że to jest moja przyjaciółka. Nie mogę jej tego zrobić.-
-Ale...-powiedziałem i zbliżyłem się znów do niej. Widziałem jak kłóci się ze swoim myślami.
-Nie ma żadnego ale.-oznajmiła stanowczo i zaczęła płakać.
-Kocham Cię.-powiedziałem i ująłem w dłonie jej smukłą, zapłakaną twarz. Ona wtuliła w nie swój policzek.-Kocham Cię i nic ani nikt tego nie zmieni. Liczysz się tylko i wyłącznie ty.-powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
-Ja też Cię bardzo kocham. Mam nadzieję ,że kiedyś będziemy mogli być razem.-oznajmiła i pogłaskała mój policzek a ja pocałowałem jej dłoń
-Możemy... Nikt nie musi o tym wiedzieć.-wypaliłem bez zastanowienia lecz po chwili zrozumiałem ,że to całkiem dobry pomysł.
-Czy ja wiem ? To są nasi przyjaciele. Nie wiem czy byłabym w stanie ich oszukiwać.- mówiła Fran.
-Przecież nie będziemy ich kłamać. Po prostu będziemy ze sobą bez ich wiedzy.-
-Zastanowię się nad tym. Dobrze ?-zapytała z prosząca miną.
-Jasne. Masz tyle czasu ile potrzebujesz.-powiedziałem z uśmiechem.
-W końcu widzę uśmiech.-powiedziała ucieszona.
-Wiesz muszę Ci o czymś powiedzieć.-oznajmiłem a ona kiwnęła głową żebym dalej mówił. Złapałem głęboki oddech i zacząłem mówić.
-...te wszystkie listy i prezenty które dostałaś to byłem ja. Wiem ,że możesz się na mnie złościć denerwować ale ja tylko chciałam sprawić Ci przyjemność. Po pro...-ciągnąłem a ona przerwała mi delikatnym pocałunkiem.
-Jestem zła ,że nie potrzebnie wydawałeś na mnie tyle kasy i ,że nie przyznałeś się  ,że to ty ......ale z drugiej strony to najpiękniejsza i najsłodsza rzecz jaką ktokolwiek dla mnie zrobił. Dziękuję jesteś kochany.-powiedziała i ucałowała mój policzek.
-Widziałam.-powiedziała radośnie.
-Co widziałaś?- zapytałem zdezorientowany.
-Uśmiech. Może troszkę sztywny ale ujdzie.-powiedziała przez śmiech.
-Chcesz widzieć większy ?-zapytałem podchwytliwie a ona kiwnęła głową.
-To zostań moją dziewczyną.-
-...Sprytne,sprytne ale tym mnie nie kupisz. Wymyśl coś lepszego.-powiedziała z szerokim uśmiechem. Ja osłupiałem. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
-Dobra... jeśli się nie zgodzisz to zetnę sobie włosy...SAM.-wiedziałem jak bardzo Fran je lubi. Zawsze zachwalała ich kolor, wygląd. Często przeczesywała je swoimi dłońmi zachwycając się ich długością. Wiedziałem ,że zaraz pęknie.
-Pff to przecież twoje włosy nie moje.-udawała obojętną.
-Masz racje i tak chciałem to od dawna zrobić. Jak dojdziemy na miejsce to od razu poszukam jakiś nożyczek w stodole. Może chłopaki mi pomogą. A ty co o tym myślisz Fran ?- widziałem po jej minie jak ciężko jest jej tego słuchać.
-Myślę  ,że to twoja decyzja.-
-Wiesz liczę się z twoim zdaniem.-
-Skoro się z nim liczysz to nie naciskaj na mnie. Dobrze ?-
-Tak.  Jeśli będziesz gotowa to wtedy mi odpowiesz. Pamiętaj ,że zawsze będę na Ciebie czekać.-
-Dziękuję. To lubie w Tobie najbardziej ,że jesteś taki wyrozumiały i troskliwy.- powiedziała i obdarzyła mnie promiennym uśmiechem który odwzajemniłem. 
-Która godzina ?-zapytała rozglądając się wokół. Zerknąłem na mój zegarek.
-Czwarta !?-
-Która!? Już tak późno ? Musimy szybko wracać bo zaczną się o nas martwić.-powiedziała zmartwiona i pociągnęła mnie za rękę.
-To w którą stronę idziemy ?-zapytałem.
- Poczekaj...mech porasta zawsze drzewa od północy. Las jest na wschód od domku więc idziemy zachód.-powiedziała skoncentrowana.
-Nie dość ,że piękna to inteligentna.- powiedziałem z uśmiechem.
-Nie kombinuj czarusiu.- odpowiedziała radośnie. Spieszyliśmy się na tyle ,że Fran nie zauważyła wystającego z ziemi korzenia. Potknęła się o niego i upadła. Wystraszony klęknąłem przed nią.
-Nic Ci nie jest, Fran???-
-Boli mnie stopa.- powiedziała i syknęła z bólu.
-Poczekaj wezmę Cię na ręce.-powiedziałem i podniosłem ją z ziemi. Oprócz bolącej kostki Fran naszczęście nic się nie stało. Kiedy niosłem ją tak na rękach zasnęła. Po kilkunastu minutach zacząłem opadać z sił gdy nagle pomiędzy drzewami zobaczyłem świecące się światło. Od razu wstąpiła we mnie nowa energia. Szybkim krokiem doszedłem do drzwi domku i nacisnąłem klamkę. W korytarzu stała zdenerwowana Violetta.
-Nareszcie,gdzie wy byliście ?!-krzyknęła zanim spostrzegła ,że Fran śpi.
-Ciii. Nie krzycz tak. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- powiedziałem i skierowałem się w stronę salonu. Doszedłem do sofy i położyłem na niej śpiącą dziewczynę. Przykryłem ją kocykiem i  pogłaskałem po  włosach. Sam ledwo żyłem. Po tym jak wytłumaczyłem Violi całą sytuacje do domku wbiegła reszta naszej paczki.
-Jak dobrze ,że nic Ci nie jest.-powiedziała Ludmiła wtedy spojrzałem na nich wszystkich. Wyglądali jak nawiedzeni. Byli cali potargani, brudni, we włosach mieli jakieś liście  igły a nawet połamane gałązki.
-A gdzie jest Fran ????!-wystraszyła się Naty.
-Spokojnie, śpi.-
-Ale nic jej nie jest ?-dopytywała  Lu.
-Ma skręconą kostkę. Po za tym nic jej nie jest.-powiedziałem i upiłem łyk gorącej herbaty.-Pójdę ją obudzić żeby założyć jej bandaż.-dodałem po chwili i skierowałem się do miejsca gdzie leżała Fran. Podszedłem bliżej sofy, dziewczyna już nie spała. Gdy mnie zobaczyła posłała mi delikatny uśmiech.
-Jak się spało księżniczko?-
-Dobrze, dziękuję.-odpowiedziała i pogłaskała mój policzek.
-Jak stopa ?-
-Lepiej. Troszkę boli ale nie tak jak wcześniej.-
-Może założę Ci opatrunek ?-
-Mogę najpierw wziąć kąpiel ?-
-Pewnie. Zaraz Cię zaniosę na górę.-
-Nie trzeba dam radę.-
-Wiem ,że dasz ale po co masz się męczyć kiedy ja zrobię to z przyjemnością.-
-Skoro tak Ci zależy to zrobię to dla Ciebie.-odpowiedziała śmiejąc się. Po chwili rozmowy wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszego pokoju. Postawiłem ją delikatnie na podłodze. Fran zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i weszła do   łazienki która była w naszym pokoju. Sam zmeczony położyłem się na łóżku czekając aż będę mógł wziąć wymarzoną kąpiel i odpłynąć do krainy Morfeusza. Cały dzisiejszy dzień był mega zwariowany ale za żadne skarby nie zamieniłbym go na żaden inny. Dziś przeżyłem chwile które na zawsze pozostaną w mojej pamięci.
***
Krótko,głupio i bez sensu ale coś trzeba dodać. Rozwija się nam  powoli kolejny watek. Jak to będzie dowiemy się z czasem. Postaram sie dodać szybko nexta. Dziękuję za komentarz pod ostatnim rozdziałem   !! Proszę o troszke więcej komciów :*
Buziaki :***