czwartek, 23 października 2014

Rozdział XVIII: O niebo lepiej.

Leon
Właśnie wyszliśmy z zakładu ślusarskiego. Znalezienie tego miejsca wcale nie było takie proste. Zajęło nam to grubo ponad dwie godziny. Postanowiliśmy z Vilu ,że ją odprowadzę a potem pójdę do siebie. Cały ten dzień nieźle dał nam obojgu w kość.
-Oh co za ulga. Nareszcie czuje ,że mam prawą dłoń.-powiedziała Violetta masując swój nadgarstek.
-Witaj w klubie. Też dopiero odzyskuję czucie w ręce.- zażartowałem i delikatnie się uśmiechnąłem. W końcu zatrzymaliśmy się koło domu szatynki. Wtedy usłyszeliśmy odgłos tłuczonego szkła. Violetta złapała mnie kurczowo za rękaw i zerknęła na mnie przerażona. Sam lekko się wystraszyłem.
-Leon co to było?- zapytała trzymając mnie za rękę. Ja wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem od razu na policje. Po kilku minutach byli już na miejscu.
-Dzień dobry  czy to państwo zgłaszali włamanie ?-zapytał mężczyzna w niebieskim uniformie.
-Tak to my. Przyszliśmy tutaj kilka minut temu i usłyszeliśmy nagle dźwięk tłuczonej szyby lub czego takiego. Zaniepokoiliśmy się  ,że to może być włamywacz.-wyjaśniłem szybko podczas kiedy dwójka pozostałych policjantów przeszukiwała mieszkanie. Po chwili wyszli na zewnątrz.
-Nikogo nie ma.-krzyknęła kobieta. Funkcjonariuszy który spisywał nasze zeznania przytaknął lekko głową.
-Możemy zabrać jakieś ubrania ? -zapytałem kiedy skończyłem odpowiadać na pytania.
-Niestety to nie jest możliwe. Teren musi zostać zabezpieczony.-powiedział mężczyzna. Violetta się rozpłakała, widać było ,że nie daje już sobie rady z tym wszystkim. Cały dzisiejszy dzień nie należał chyba do jej najlepszych.
-Ciii. Nie płacz wszystko będzie dobrze .-powiedziałem kiedy dziewczyna przytuliła się do mnie.
-Leon nic nie będzie dobrze. Odkąd tu jest mam same problemy, kłopoty. Jestem chodzącym fatum.-oznajmiła wciąż się we mnie wtulając.
-Nie mów tak. Pójdziemy teraz do mnie ,są tam twoje ubrania które zapomniałaś zabrać i zamieszkasz u mnie do wyjaśnienia sprawy. Dobrze ?-zapytałem delikatnie głaszcząc jej włosy.
-Jesteś pewny ?-zapytała. Ja tylko  przytaknąłem. Po rozmowie z komisarzem zabrałem ją do siebie.
-Nic się tu nie zmieniło.-powiedziała kiedy weszliśmy do środka.  Ja lekko się uśmiechnąłem.
-Pewnie chcesz się przebrać ?-
- Wiesz trochę dziwnie jest chodzić cały dzień w obcisłej miniówce.-oznajmiła po czym się zaśmiała.
-Wszystkie twoje rzeczy są w tym samym miejscu. Reczniki są w łazience jakbyś chciała wziąć prysznic.-powiedziałem z uśmiechem. Violetta odpowiedziała mi tym samym. Kiedy dziewczyna poszła na górę ja udałem się do kuchni by przygotować nad coś do jedzenia. Po kilkunastu minutach Viola zeszła na dół.
-O niebo lepiej.-powiedziała z szerokim uśmiechem.
-Pamiętam tą bluzkę. Kiedyś jak byliśmy w parku to ptak Ci na nią narobił.-powiedziałem i głośno się roześmiałem dziewczyna spojrzała na mnie oburzona.
-Nie prawda.-
-Prawda, prawda. Później jak to zobaczyłaś zaczęłaś piszczeć " Aaa, zdejmij to ! Zaraz zwymiotuje !"-powiedziałem śmiejąc się do rozpuku. Zdenerwowana Violetta zaczęła mnie ganiać po całym domu. Po kilku minutach schowałem się za drzwiami by za chwilę wystraszyć Viole. Kiedy wyskoczyłem zza nich szatynka potknęła się i pociągnęła mnie  ze sobą ba podłogę. Pod wpływem emocji zaczęliśmy się całować.
Fede
Jak ja mam to wszystko odkręcić. Nie chciałem jej niczego mówić by jej nie zranić a wyszło jeszcze gorzej. Liczyłem się z tym ,że nie utrzymam tego w tajemnicy ale nigdy nie miałem okazji jej o tym powiedzieć. Teraz Ludmiła nie chce nawet na mnie patrzeć. Postanowiłem dać jej trochę czasu i nie wydzwaniać do jej przynajmniej na razie. Wiem,że ciężko jej będzie oswoić się z tym faktem. Sam wciąż nie mogę uwierzyć  ,że Tomas to mój brat. To jedna z najbardziej obrzydliwych myśli jaka krąży mi po głowie  ,że taki sukinsyn, zboczeniec i prostak jest moją rodziną. Nigdy nie wybaczę mojemu ojcu tego co zrobił mnie i matce. Swoją bezmyślnością przekreślił wszystko. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Przez niego moje małżeństwo wisi teraz na włosku. Jeśli Ludmiła mnie zostawi nie daruję im tego.
-Harriett ,połącz mnie z moim prawnikiem.-powiedziałem do mojej sekretarki po czym odłożyłem słuchawkę. Po mój telefon oddzwonił. Podniosłem szarą słuchawkę i przyłożyłem ją sobie do ucha.
-Witaj Frank, mam do Ciebie sprawę.-
-Cześć. O co chodzi ?-
-Mógłbyś dla mnie kogoś namierzyć ?-
-Pewnie. Masz może jego numer telefonu?-
-Tak, zaraz Ci go wyśle mailem. Mam nadzieję  ,że to pozostanie między nami.-oznajmiłem.
-Naturalnie. Postaram się to załatwić jak najszybciej.-
-Dzięki. Na razie.-odpowiedziałem po czym się rozłączyłem. " No to teraz mi się nie wywiniesz" pomyślałem i wysłałem wiadomość z numerem telefonu Tomasa do Franka. Już po kilkunastu minutach dostałem maila z jego adresem. Wyszedłem z firmy po czym wsiadłem do mojego samochodu i pojechałem pod wskazany adres.
Fran
Wciąż wyczekuję na telefon od Ludmiły. Miała zaraz do mnie zadzwonić by mi wszystko wyjaśnić a minęło już kilka godzin. Violetta też się nie odzywa. Wydaje mi się  ,że domyśliła się ,że próbujemy zeswatać ją z Leonem , ale mimo wszystko postanowiłam im nie przeszkadzać i zadzwonić dopiero jutro. Z nerwów nie mogłam znaleźć sobie miejsce więc poszłam do kuchni by coś ugotować. Gotowanie to moja druga pasja. Jest dla mnie jak taniec pomaga mi się uspokoić i zrelaksować. Postanowiłam nie robić żadnych wypieków bo dość się już dzisiaj ich najadłam w cukierni. Lepiej zrobić coś lekkiego np. jakąś sałatkę. Sięgnęłam więc do lodówki po potrzebne składniki. Kiedy zabrałam się za cięcie warzyw zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam mając nadzieję  ,że to któraś z moich przyjaciółek. Pociągnęłam za klamkę i ujrzałam Marco.
-O hej, ale niespodzianka.-powiedziałam z szerokim uśmiechem i pocałowałam go czule w usta.
-Mmm, uwielbiam takie powitania. Pomyślałem  ,że może przyda Ci się towarzystwo więc mam ze sobą wino i flim.-oznajmił wchodząc do środka. Uśmiechnęłam się wesoło.
-Przyda mi się pomoc w kuchni.- powiedziałam całując jego policzek. Szatyn zdjął swoją kurtkę po czym ruszył za mną.
-Ty będziesz ciąć warzywa ,a ja zrobie sos.-oznajmiła kiedy byliśmy już w kuchni.
-Robi się szefie.- ja się tylko zaśmiałam po czym dałam mu nóż. Bawiliśmy się przy tym jak małe dzieci. Nagle Marco rozciągał sobie palec.
-Masz jakiś plaster bo leci mi krew.-powiedział trzymając palec w buzi by zatamować krew.
-Pokaż to.-
-Daj spokój przecież to nic takiego. Trochę krwi  i tyle.-oznajmił a ja złapałam jego dłoń. Z palca krew ciekła ciurkiem. Wyciągnęłam z szafki apteczkę. Wzięłam wodę utlenioną i polałam nią ranę. Woda zaczęła się pienić więc poczekałam chwilę po czym wytarłam ja delikatnie gazą. Zakleiłam palec plastrem po czym szeroko się uśmiechnęłam.
-Spokojnie. Przeżyjesz.-oznajmiłam widząc jego skwaszoną minę spowodowaną widokiem krwi.
-Dziękuję. Co ja bym bez Ciebie zrobił?-zapytał tuląc mnie do siebie.
-Chyba byś się nie wykrwawił.-powiedziałam gładząc dłonią jego plecy. On lekko pocałował mnie w głowę.
-Kocham Cię.-dodał szeptem a ja lekko się do siebie uśmiechnęłam.
-Ja Ciebie też.-powiedziałam i delikatnie musnęłam jego usta.
-Ty mnie też, co ?-zapytał udając  ,że nie wie o co mi chodzi.
-Ja Ciebie też kocham, głuptasie.-oznajmiłam słodko po czym zmierzwiłam dłonią jego gęste włosy. On z uśmiechem na twarzy pocałował mnie czule w usta.
-Pójdziesz włączyć film, a ja to dokończę?-zapytałam wskazując wzrokiem pocięte warzywa.  W odpowiedzi Marco lekko przytaknął  po czym skradł mi kolejnego buziaka. Kiedy już skończyłam przyrządzać sałatkę postanowiłam umyć naczynia. Napełniłam zlew ciepłą  wodą i zaczęłam myć w nim talerzyki. Nagle poczułam dłonie Marco na moich biodrach. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem co nie uległo uwadze szatyna. Chłopak odgarnął moje kruczoczarne włosy na prawe ramię po czym przyłożył usta do mojej szyi i delikatnie zaczął ją całować. Odchyliłam głowę by miał do niej lepszy dostęp.
-Pomóc Ci ?-zapytał szeptem kiedy oderwał się od mojej szyi.
-Nie, już skończyłam, ale dziękuję jesteś kochany.-odpowiedziałam i cmoknęłam jego policzek.
-Taki jestem. Gentelman w każdym calu.-zażartował po czym zaczął mnie całować.  Kiedy zmierzaliśmy do salonu oderwał się ode mnie na chwilę żeby szybkim ruchem podnieść mnie na ręce. Wystraszona pisnęłam ,lecz chłopak od razu uciszył mnie pocałunkiem. Na nogach postawił mnie dopiero w mojej sypialni. Wciąż nie przestając się całować położyliśmy się na łóżku.
***
Tak prezentuję się 18 ^^
Mam do was pytanie:Czy chcecie żebym nadal prowadziła tego bloga ? Jeśli tak napiszcie to w komentarzu. Ciekawi mnie czy ktoś w ogóle chce to czytać. Jeśli będzie chociaż kilka komentarzy zostanę.           
Buziaki:***

środa, 22 października 2014

Pożegnalne Info :(

Cześć Kochani, przychodzę do was z pożegnalnym postem. Postanowiłam usunąć bloga bo mało kto go czyta, komentuje albo chociaż obserwuje. Wiem ,że to po części wina rzadko dodawanych rozdziałów ale myślę ,że chodzi też o to ,że wam się po prostu nie podoba. W internecie jest wiele interesujących i ciekawych blogów mój niestety do nich nie należy :'(. Jest mi strasznie przykro ale dokładnie za tydzień mój blog przestanie istnieć.
***
Napisałam jeszcze jeden rozdział który pojawi się jutro. To jest ostatni rozdział który dodam lecz to nie jest epilog.
 
Buziaki :***

poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział XVII: Od tego mnie masz

Violetta
-Ccześć, wejdźcie.- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Mia.-powiedziała radosna brunetka i wyciągnęłam dłoń w moją stronę.
-Violetta.-odpowiedziałam i odwzajemniłam jej gest.
-To ty jesteś byłą dziewczyną Leona ?-zapytała z zaciekawieniem.
-Tak to ja.-próbowałam ją zbyć i zakończyć drażliwy dla mnie temat.
-Dużo o Tobie słyszałam.-oznajmiła z uśmiechem Mia.
-Tak ? A co mianowicie?-zapytałam  bez ogródek.
-Byłaś pierwszą miłością Leona... Strasznie zawróciłaś mu w głowie.-oznajmiła szczęśliwa. Leon dyskretnie szturchnął Mie w ramię i szepnął coś przez zęby. Zdziwiło mnie jej zachowanie przecież mówiła o swoim własnym chłopaku ! Gdybym była na jej miejscu to bym chyba wybuchła ,a ona opowiada to wszystko z uśmiechem na twarzy. Kiedy już szykowałam sobie w głowie zgryźliwą odpowiedź przyszła Lu i zniszczyła mój szatański plan.
-O hej. Już się znacie ?-spytała zerkając na mnie i Mie. Miałam powiedzieć "Niestety"ale ugryzłam się w ten nie wyparzony jęzor. Dosłownie. Cud ,że go sobie nie odgryzłam. Uznałam to za podświadomy znak by jednak pilnować swoich wypowiedzi .
-Miałyśmy przyjemność.-oznajmiłam z najbardziej zgryźliwym uśmiechem jaki posiadałam w szufladce "na zdziry".
-Wchodźcie do środka.-oznajmiła z uśmiechem Lu i wskazała im kierunek w którym zaraz podążyli. Kiedy zniknęli za progiem głośno spuściłam powietrze z płuc i zmazałam sztuczny uśmiech z twarzy.
-Jak się trzymasz ?-spytała z politowaniem w głosie.
-Tak jak wyglądam.-powiedziałam i wymownie na nią spojrzałam.
-Czyli fatalnie.-oznajmiła z udawanym smutkiem po czym roześmiała się w głos widząc moją oburzoną minę.
-Małpa. Miałaś powiedzieć świetnie.- odpowiedziałam i lekko ją szturchnęłam. Nie tracąc czasu poszłyśmy na górę by przygotować się na  imprezę. Po kwadransie byłyśmy już gotowe.
-No laski , wyglądamy bosko.-  powiedziała Fran poprawiając dekolt swojej srebrnej sukienki.
-Jak dawno nie byłyśmy w takim składzie.-powiedziałam do dziewczyn .
-No właśnie. Powinnaś częściej przyjeżdżać
-Masz to jak w banku.-zaśmiałam się  i pociągnęłam je za ręce.  One zerknęły na mnie badawczo. I po chwili wszystko ze mnie wyciągnęły.
-Jak mogłaś nam nie powiedzieć przecież to wspaniała wiadomość ! My knujemy cały dzień jak Cię zatrzymać a ty tak po prostu zostajesz.-powiedziała zbulwersowana Lu na co ja tylko promiennie się uśmiechnęłam.
-Powiedziałam wam ,że nie jestem jeszcze pewna a po za tym wszystko zależy co powie na to mój szef. To nie takie proste... Tak przy okazji to było straszne słodkie z waszej strony.-
-Nawet nie wiesz jakie słodkie jesteśmy.-powiedziała Fran i spojrzała na blondynkę ta spiorunowała ją wzrokiem po czym sztucznie się uśmiechnęła.
-Chyba wole nie wiedzieć.-oznajmiłam wyczuwając kłopoty.
-Chyba masz rację.-dodała Fran.
*dzień później
Przedzierające się przez zasłony promienie słońca wybudziły mnie ze snu. Pomrugałam kilka razy powiekami by przyzwyczaić oczy do rażącego światła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po chwili spostrzegłam się ,że nie jestem w moim pokoju. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej co spowodowało ogromny ból głowy. Kiedy próbowałam przyłożyć sobie prawą dłoń do czoła poczułam jak coś zaciska się na mojej ręce. Spojrzałam więc na mój nadgarstek. Okazało się  ,że to kajdanki mało tego byłam nimi przypięta do ręki jakiegoś mężczyzny. Starałam sobie przypomnieć przebieg wczorajszego wieczoru ale w głowie miałam totalną pustkę. Postanowiłam odkryć kołdrę z twarzy mężczyzny by zobaczyć kim on jest. Delikatnie uniosła pościel i zesztywniałam. Z jednej strony dziękowałam Bogu ,że to on a nie jakiś stary napaleniec lecz z drugiej strony przeklinałam w myślach ,że wczoraj się tak upiłam. Cholera! Chyba  już gorzej nie mogłam trafić.
-LEON!-krzyknęłam zła próbując go wybudzić. -Wstawaj do cholery !- szturchnęłam go w  nagie ramię i zobaczyłam ,że ma na nim tatuaż z napisem  " Violetta 4ever". Zdziwiłam się  ,że dla był gotowy zrobić sobie tatuaż. Odkąd pamiętam bał się igieł. Kiedy szedł na badanie krwi zawsze mdlał a dla mnie był w stanie zrobić sobie tatuaż. Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
- Gdzie my jesteśmy ?-zapytał sycząc z bólu.
-Nie mam zielonego pojęcia. Co my wczoraj robiliśmy ?-spytałam zła i podniosłam nasze ręce pokazując mu kajdanki.
- Niczego nie pamiętam.-powiedział i zerknął na nasze nadgarstki z równie zaskoczoną miną jak moja.
-Musimy szybko znaleźć klucze.- oznajmiłam a on przytaknął. Chcąc wstać ,oboje podciągnęliśmy się z powrotem na łóżko.
-To może chodź z tej strony?-zapytał leżą obok mnie.
-Nie mów mi co mam robić. -powiedziałam i przekręciłam się w tą samą stronę co on.
-Na trzy...Raz,dwa,trzy.- zaczęliśmy liczyć po czym w tym samym momencie poderwaliśmy się do góry.
-Dobra to zobaczmy pod łóżkiem.-oznajmił pół nagi szatyn. Schylając się zderzyłam się z nim głową. Syknęłam czując promieniujący ból.
-O kurwa. Co ty tam kamienie nosisz ?-zapytałam zwijając się z bólu na podłodze.
-Jakbyś się tak nie ochlała to by tak nie bolało.-oznajmił i sam złapał się za głowę.
-Która godzina ?-zapytałam po chwili wciąż leżąc na wyblakłej wykładzinie.
 On zerknął na swój nadgarstek.
-O cholera ! Gdzie mój zegarek ?-zapytał i nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju. Ja wybuchłam głośnym śmiechem.
-Z czego rżysz? Dostałem go na prezent od rodziców Mii. Jest cholernie drogi.-oznajmił wciąż rozglądając się po pomieszczeniu.
-Prezent od teściów. Och jak mi przykro teraz Cię pewnie wydziedziczą.-oznajmiłam zażenowana a on spojrzał na mnie jak na kretynkę.
-Jakich teściów ? Co ty pieprzysz ? Mia to moja kuzynka...co ty myślałaś  ,że my jesteśmy parą??-zapytał zdziwiony i kiedy zobaczył mój wyraz twarzy roześmiał się jak głupi.
-Dobra, bo Ci żyłka pęknie.-
-Zazdrośnica.-teraz to mi się głupio zrobiło. Wczoraj byłam dla niej tak nie miła. Chyba faktycznie byłam trochę zazdrosna.
-Chciałbyś.- zakpiłam.
- Tam masz zegarek.-powiedział po chwili i wskazał na wiszący na ścianie zegar z kukułką. Delikatnie podniosłam się na łokciach.
-Cholera jasna ! Za czterdzieści minut mam być w szpitalu!-krzyknęłam zdenerwowana i pędem poderwałam się do pozycji siedzącej.
-W szpitalu ?-
-Mam zobaczyć się z moim tatą.-
-Tatą? Czemu mi niczego nie powiedziałaś?-jego twarz w momencie wysztywniła i przybrała troskliwy wyraz. Mimo ,że doceniałam jego troskę to nie byłam w stanie otworzyć się przed nim.
-Leon, chce żeby było jasne. Ja nie mam zamiaru udawać ,że wszystko pomiędzy nami jest w porządku.-powiedziałam i spojrzałam na podłogę gdzie leżały nasze ubrania. Owinięta w prześcieradło zebrałam części swojej garderoby i razem z Leonem ruszyłam do łazienki.
-Teraz mnie posłuchaj. Nawet nie próbuj mnie podglądać bo obiecuję ,że Cię zabiję.-powiedziałam stanowczo po czym obróciliśmy się do siebie tyłem. Miałam już na sobie bieliznę więc to mi trochę ułatwiło cały proces ubierania. Założyłam na siebie moją sukienkę która dzięki Bogu nie miała ramiączek.
-Pomożesz mi z suwakiem?-zapytałam zmęczona nieudanymi próbami zasunięcia sukienki.
-Pewnie.- odpowiedział i stanął przede mną . Delikatnie przełożył moje włosy na lewe ramię. Co spowodowało gęsią skórkę na moim ciele. Wychylił swoją głowę za moje prawe ramię i powoli zasuwał moją sukienkę.  Pod wpływem jego delikatnego dotyku przymknęłam lekko oczy. Kiedy skończył odsunął się ode mnie. Ja otrząsnęłam się i otwarłam oczy.
-Dziękuję.-powiedziałam z krzywym uśmiechem. On w odpowiedzi lekko przytaknął.
***
Po kilku minutach oboje byliśmy gotowi. Zabraliśmy swoje rzeczy których nie było zbyt wiele i opuściliśmy niewielki pokoik. Poszliśmy do recepcji aby oddać klucze i zapłacić za pobyt.
-I jak udała się noc poślubna ?-zapytała starsza kobieta która była recepcjonistką w hotelu. Widać było  ,że zna te miejsce od podszewki i jest dla niej jak drugi dom. Nie zachowywała się jak typowy pracownik była bardziej wyluzowana.
-NOC POŚLUBNA??-spytaliśmy na równi. Po czym zerknęliśmy na siebie zdziwieni.
-Myślałam ,że jesteście nowożeńcami. Tak przynajmniej wczoraj mówiliście. Wy młodzi i już macie sklerozę a co ja mam powiedzieć ?-zaczęła mówić sama do siebie po czym wyszła z niewielkiego pomieszczenia.
-Nigdy więcej się tak nie upiję.-powiedziałam i walnęłam się ręką w czoło.
-Chodź już bo się spóźnisz.-powiedział i pociągnął mnie za dłoń. Po drodze do szpitala wtajemniczyłam go w mój plan. Kiedy doszliśmy na miejsce poprawiłam swoją czerwoną sukienkę i lekko przeczesałam włosy. Razem z Leonem podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry. Ja nazywam się Violetta Castilo i zostałam powiadomiona ,że w tym szpitalu przebywa mój tata Germanem Castilo.-powiedziałam zestresowana.
-Castilo? Tak?-zapytała pisząc coś na klawiaturze komputera.
- sala numer 605 piętro 5.-oznajmiła z uśmiechem.
-Dziękuję bardzo. -
-Proszę.-odpowiedziała śledząc nas wzrokiem po czym delikatnie się uśmiechnęła. Zdenerwowana weszłam do windy i nacisnęłam przycisk z numerem 5.
-Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie w porządku.-powiedział Leon czym wyrwał mnie z zamyślenia.
-To nie jest takie proste. Mam spotkać się z moim ojcem którego nie widziałam ponad dwa lata. O czym mam z nim rozmawiać? Jak się zachować?-zaczęłam panikować. Leon bez namysłu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Ciiii. Nie denerwuj się jestem przy Tobie. Jeżeli źle się poczujesz tylko mi powiedź i wyjdziemy. Dobrze?-zapytał głaszcząc moje włosy.
-Dobrze, dzięki ,że przy mnie jesteś.-powiedziałam i oderwałam się od niego.
-Wiesz raczej nie mam wyboru.-oznajmił ze śmiechem i podniósł nasze skute kajdankami dłonie.
-W zasadzie masz racje. Musimy to załatwić zaraz po wizycie.-powiedziałam i poprawiłam swoje włosy. Wtedy drzwi windy się otwarły na drugim piętrze.
-Żartowałem. Wcale nie jest tak źle.-
-Mów za siebie. Już od godziny musze do toalety.- powiedziałam i zrobiłam kwaśną minę.
-Czemu nie powiedziałaś? Na dole przy recepcji widziałem jedną.-spytał a ja zerknęłam na niego zniesmaczona.
-Chyba cię pogięło?-
-O co Ci chodzi ? Chyba się mnie nie wstydzisz?-zapytał i nachylił się nade mną. Zrobiłam krok w tył i plecami dotknęłam jednej ze ścian. Leon mimo wszystko podszedł bliżej mnie. Był na tyle blisko  ,że czułam jego oddech na swojej szyi. Spojrzałam na jego twarz i przybliżyłam się do niego.
-Nie zawstydzasz mnie ale chyba ja Ciebie tak bo twój koleżka się troszkę rozpycha.-powiedziałam i złapałam go za czułe miejsce poczym odsunęłam się od niego.  W tym momencie zatrzymała się winda. Wyszliśmy z jej wnętrza i skierowaliśmy się w stronę sali 605.  Po chwili znaleźliśmy odpowiedni pokój. Przed drzwiami sali stało dwóch funkcjonariuszy. Zdenerwowana stanęłam w miejscu.
-Co się dzieje ?-spytał Leon i stanął przede mną.
-Ja nie dam rady.-
-Viola już o tym rozmawialiśmy jeśli będziesz chciała wyjść to od razu to zrobimy. Pamiętasz?-zapytał i podniósł mój podbródek tak bym spojrzała na jego twarz.
-Pamiętam.-powiedziałam zniechęcona po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Po chwili doszliśmy do drzwi.
-Dzień dobry. Nazywam się Violetta Castilo przyszłam zobaczyć się z Germanem Castilo.-
-Ma pani swój dowód osobisty ?-zapytał jeden z policjantów otwarłam wtedy malutką torebeczkę którą miałam ze sobą na imprezie. Całe wnętrze kopertówki było po brzegi wypchane prezerwatywami, było ich może ze dwadzieścia. Zdziwiona wywaliłam oczy. Dyskretnie szturchnęłam Leona w ramię on również zerknął do torby i zaczął się krztusić. Otrząsnęłam się i wyciągnęłam plastikowy dokument. Pokazałam go mężczyźnie ten kiwnął głową do swojego partnera i po chwili drzwi zostały otwarte. Spuściłam głośno powietrze a Leon chcąc dodać mi otuchy ścisnął moją dłoń za którą musiał mnie trzymać cały dzisiejszy dzień. Małym kroczkiem przekroczyłam próg sali. Delikatnie wychyliłam głowę za futrynę. Tam na łóżku leżał mój tata. Był podłączony do wielu maszyn których nazw nawet nie znam. W moich oczach pojawiły się tysiące łez. Jedne były ze szczęścia ,że mój tata w końcu się odnalazłam a inne ze smutku ,że leży tu teraz i walczy o swoje życie. Podeszłam bliżej łóżka i złapałam jego dłoń.
-...Tato wszystko będzie w porządku. Obiecuję Ci to.-powiedziałam i ścisnęłam jego dłoń. W tym momencie do sali weszła pielęgniarka.
-Proszę Pani ja byłam na dziś umówiona na spotkanie z moim tatą miałam z nim porozmawiać. Nikt mnie nie poinformował ,że jego stan jest tak poważny. Czemu jest w nieprzytomny?-  zapytałam na jednym tchu. Kobieta tylko nerwowo się rozejrzała.
-Nie jestem upoważniona do przekazywania takich informacji. juz wyjść. Pacjent musi odpoczywać.- powiedziała i pośpiesznie wygoniła nas z sali.
 -Leon co tu do cholery jest grane ?-zapytałam
-Nie mam zielonego pojęcia ale obiecuję ,że wszystkiego się dowiemy.-szepnął w moje włosy poczym złożył na nich soczysty pocałunek.
-Dziękuję. Za wszystko.-odpowiedziałam łamiącym się głosem po czym musnęłam jego policzek. Na co szeroko się uśmiechnął.
-Jeszcze nie ma za co. Na razie chodźmy rozwiązać inny problem.-powiedział i zerknął porozumiewawczo na nasze dłonie.
-Tak masz racje.-oznajmiłam z niewielkimi uśmiechem. Już po chwili znaleźliśmy się w windzie gdzie ponownie nacisnęłam jeden z przycisków na panelu sterowania. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz z ulgą spuściłam powietrze z ust.
-Nie stresuj się tak wszystko się ułoży.-
-Wiem, ale wolałabym żeby to był zły sen z którego się wybudzę i wszystko będzie jak kiedyś.-
-Ja też bym tego chciał nawet nie wiesz jak bardzo ,ale tak nie jest a my musimy zmagać się z rzeczywistością.-powiedział a ja się uśmiechnęłam.
-To już trzeci raz dzisiaj kiedy musisz mnie pocieszać.-
-Od tego mnie masz.-oznajmił z szerokim uśmiechem po czym puścił mi oczko. Śmiejąc się ruszyliśmy w poszukiwaniu zakładu ślusarskiego.
Fran
Razem z Ludmiłą siedziałyśmy w cukierni zajadając się ciastkami. Zawsze kiedy miałyśmy wyrzuty sumienia lub jakieś problemy pochłaniałyśmy mnóstwo słodyczy.
-Ona nas znienawidzi.-powiedziałam zdenerwowana i ponownie zjadłam kawałek karpatki.
-Mogłyśmy to lepiej zaplanować też bym się wściekła gdyby ktoś próbował mnie zeswatać z moim byłym.-
- Niby masz racje choć mimo wszystko zrobilibyśmy to dla ich dobra.-
-Miejmy nadzieję, że to docenią.-podsumowałam i postawiłam przed sobą fiołkowy talerzyk z kawałkiem szarlotki. Zaciągnęłam się jej cynamonowym zapachem po czym łyżeczką odkroiłam sobie kawałek.
-Mmm pyszne.-zachwycałam się ciastkiem. Kiedy zerknęłam na Ludmiłę i zobaczyłam jej wyraz twarzy lekko się zdenerwowałam.
-Cco jest ?-zapytałam odkładając łyżeczkę na talerzyk. Nadal nic nie powiedziała w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. Zaniepokojona zerknęłam za okno cukierni. Tam ujrzałam największą mende jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi.
-Wierzysz w karmę ?- zapytała wystraszona blondynka wciąż nie odrywając wzroku od Tomasa.
-Od teraz tak.-powiedziałam i złapałam ją za rękę. Wciąż oszołomiona Ludmiła ledwo stała na nogach. Bałam się ,że brunet na zauważy a co gorsza rozpozna. Razem z blondynką podeszłam do kelnerki.
-Przepraszam Panią jest tu może wyjście awaryjne ?-zapytałam z nadzieją lecz dziewczyna pokręciła głową.
-Przykro mi ale to są jedyne drzwi wyjściowe.-
-Dobrze. Dziękuję.-powiedziałam zrezygnowana i zerknęłam na miejsce w którym przed chwilą znajdował się Tomas. Już go tam nie było. Przeczuwałam najgorsze. Wyciągnęłam z torebki swojego iPhona po czym wybrałam numer do Federica. Jak zwykle nie odbierał. Zrezygnowana postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zadzwoniłam po taksówkę która po kilkunastu minutach zaparkowała po drugiej stronie ulicy. Razem z Ludmiłą szybko opuściłam cukiernie. Kiedy drzwi się zamknęły zza rogu wyłoniła się postać bruneta jak zawsze ze swoim szyderczym uśmieszkiem na twarzy podszedł do nas.
-Oh czemu się tak śpieszyć czyżbyś nie miała ochoty ze mną rozmawiać ? Przecież tak wiele nas łączy ?- zapytał po czym podszedł jeszcze bliżej. Widziałam. ,że Ludmi nie jest w stanie powiedzieć ani słowa.
- Nic was nie łączy. A jak podejdziesz jeszcze bliżej to zadzwonię na policję i nie już nie będzie tak miło.-wysyczałam na co chłopak się roześmiał. Po chwili taksówkarz zaczął krzyczeć i trąbić abyśmy się pospieszyły. Razem z blondynką pobiegłam do samochodu.
-A byłbym zapomniał, pozdrów mojego braciszka.-krzyknął uśmiechnięty brunet po czym żółty pojazd ruszył.
-Ludmiła czym on mówił ?-zapytałam ale Ludmiła nawet nie zauważyła ,że coś do niej mówię. Po chwili otrząsnęła się i krzyknęła:
-Proszę jechać  pod PasquelliCorporation®.- W ciszy dojechaliśmy pod firmę. Nie zdarzyłam wydusić z siebie słowa bo Ludmiła mnie uprzedziła.
-Dziękuję Ci za wszystko. Bez Ciebie nie dałabym sobie rady. Jedz teraz do domu ja muszę porozmawiać z Fede. Wszystko Ci później wyjaśnię, obiecuję.-powiedziała na jednym tchu po czym mocno mnie przytuliła. Wręczyła kierowcy stu dolarowy banknot po czym prędko wyszła. Rozradowany kierowca zawiózł mnie pod wskazany wcześniej adres. Oszołomiona weszłam do domu wyczekując telefonu od Ludmiły.
Ludmiła
Zdenerwowana wbiegłam do windy. Przycisnęła przycisk i po chwili znalazłam się na szczycie wieżowca. Przeszłam obok sekretarki która krzyczała coś do mnie ale nie zwracałam na nią najmniejszej uwagi. Zła szarpnęłam za szklane drzwi sali konferencyjnej po czym szeroko je otwarłam. Wzrok dwudziestu zdziwionych pracowników mojego męża spoczął na mojej osobie ale miałam to gdzieś. Federico przeprosił wszystkich po czym wyszedł ze mną na korytarz.
-Co ty tu wyprawiasz ?-zapytał szeptem.
- Lepiej to ty zacznij się tłumaczyć !-krzyknęłam wściekła.
-Nie krzycz tak bo wszyscy Cię słyszą.-szepnął zły chłopak.
-Nie mów co mam robić!-
-Chodź do mojego biura.-zarządził chłopak po czym pociągnął mnie za rękę.
-Spotkałam dzisiaj Tomasa.-powiedział kiedy weszliśmy do biura moje męża. Szatyn od razu zmartwił się a jego twarz przybrała poważny wyraz.
-Nic Ci nie jest ? Niczego Ci nie zrobił ?-zapytał oglądając moje ręce w poszukiwaniu siniaków.
-Nie, wszystko w porządku byłam z Fran. Gdyby nie ona nie dałabym sobie rady lecz jedna rzecz nie daje,mi spokoju...-zaczęłam a Fede spojrzał na mnie ze współczuciem i kiwnął głową.- kiedy wsiadałam do taksówki kazał mi pozdrowić "braciszka". Przypomniało mi się wtedy jak kiedyś  nazwał Cię swoim bratem...Czy ty i Tomas jesteście rodzeństwem ?- zapytałam kiedy lekko się uspokoiłam. Frederico kucnął przed mną i złapał mnie za dłonie  ze łzami w oczach lekko przytaknął. Wtedy poczułam ogromne ukłucie w sercu. Jeszcze żadna osoba którą kocham mnie tak nie skrzywdziła. Z moich oczu kolejny już dzisiaj raz poleciał strumień łez.
-Jjjak mogłeś mi to ..zrobić?-spytałam ledwo słyszalnym głosem. Chłopak mocniej ścisnął moje dłonie po czym sam zaczął płakać. Pierwszy raz widziałam go w tak złym stanie.
-Jjja sam o tym nie wiedziałem. Niedawno okazało się ,że mój ojciec zdradzał moją mamę. Dlatego się rozwodzą. Przepraszam.-powiedział a ja cofnęłam się do tyłu.
-Okłamywałeś mnie przez ten cały czas.-krzyknęłam a on lekko podskoczył po czym próbował do mnie podejść. Ja mimo wszystko cofnęłam się o kolejny krok w tył.
-To nie tak jak...-zaczął ale mu przerwałam. Złość kipiła się we mnie tak bardzo ,że nie byłam w stanie opanować emocji.
-Od kiedy o tym wiesz?-zapytałam a Fede spuścił głowę na dół po czym położył sobie dłoń na karku.
-Odpowiedź!-ponagliłam go wciąż wyczekując jego odpowiedzi.
-Od trzech lat.-oznajmił zerkając na  mnie. Ja zażenowana poderwałam się z miejsca i skierowałam się do wyjścia.
-Zaczekaj, porozmawiajmy.-
-Nie mamy o czym rozmawiać.-powiedziałam zanim opuściłam biuro. Federico próbował mnie zatrzymać ale bez skutku. Miałam dosyć kłamstw i intryg facetów na których mi zależy. Zaczynając na moim ojcu który totalnie ma mnie gdzieś i ciągle mnie oszukuję dla "mojego dobra" a kończąc na moim mężu który  skrywał przed mną to ,że ma brata który  próbował mnie zgwałcić. To jest nie wyobrażalne. Mam ochotę się odciąć od tego wszystkiego i zapomnieć o tym co było i jest teraz, zacząć całkiem nowy rozdział mojego życia.
***
Ten rozdział miał być wcześniej niż ten który ostatnio dodałam a jest chyba później  :X
Ten rozdział miałam już dawno praktycznie skończony ale doznałam olśnienia i napisałam go od nowa tylko ,że z całkowicie innym wątkiem. Koniec końców wybrałam pierwszy a ten drugi pojawi się później.
Mam nadzieję  ,że rozdział się wam spodobał. Staram się otwierać inne wątki jak : tajemnica ojca Vilu czy brat Fede ale nie wiem jak to będzie... Nie będę się rozpisywać.
Do następnego ;)
Buziaki:***